Czy warto zostać zawodowym tancerzem w Polsce?

Lektura fejsbukowych komentarzy do artykułu „Ciemno na scenie”,   porównujących zawód artysty baletu do zawodu striptizerki, nie napawa optymizmem.

Co prawda, zgodnie z rozporządzeniem w sprawie klasyfikacji zawodów i specjalności, tancerki i tancerze znajdują się w gronie specjalistów z zakresu prawa, dziedzin społecznych i kultury, taka klasyfikacja nie ma jednak w praktyce przełożenia na sposób postrzegania sztuki tańca i status społeczny artystów baletu.

„W zawodzie striptizerki(era) także nie można długo pracować – a publiczność można w karierze mieć większą. Podatnik ma płacić? Jak pracodawca zatrudnia tancerkę baletową, to powinien odpowiednio większą składkę emerytalną płacić” – tak brzmiała jedna z internetowych wypowiedzi.

Nie wiem, który z zawodów ma większą publiczność. Jestem natomiast pewna, że póki co to artyści baletu (a nie striptizerki i striptizerzy) odbywają jeden z najcięższych treningów zawodowych uprawniających do publicznych występów. I mam nadzieję, że nawet najwięksi egalitaryści dostrzegają różnicę między teatrem operowym a np. klubem go-go.

Zawód profesjonalnego tancerza wiąże się też ze zdobyciem szerokiej wiedzy humanistycznej. Dyplom uzyskuje się po ukończeniu szkoły baletowej, która jest jednocześnie szkołą ogólnokształcącą i zawodową – co sprawia, że uczniowie szkół baletowych mają średnio po pięć godzin więcej zajęć lekcyjnych od swoich rówieśników z innych szkół.

„Nie żebym się wyzłośliwiał, bo zdecydowanie nie o to mi chodzi, ale szanowni Państwo, określone wybory mają określone konsekwencje. Wykonywanie tego zawodu to był raczej świadomy wybór, więc teraz trzeba ponosić jego konsekwencje, a nie obarczać nimi społeczeństwo” – skomentował artykuł inny znawca tematu.

Przypomnę więc, że 1 stycznia 2009 r. w wyniku reformy emerytalnej niewielkiej grupie zawodowej odebrano prawo nabyte. „Niektórym artystom do przejścia na emeryturę według starych zasad zabrakło niekiedy zaledwie kilku miesięcy” – napisałam w tekście. Niedawno natknęłam się na wypowiedź tancerza, który powiedział: „Zabrakło mi czterech dni do emerytury. Odebrano mi przywilej, o którego istnieniu zapewniano mnie przez całe życie”.

Oblicza się, że w ten sposób zostało skrzywdzonych około 250 artystów baletu. Część z nich z dnia na dzień znalazła się na bruku, chociaż wchodzili w zawód z poczuciem, że w wieku 40 lat (kobiety) i 45 lat (mężczyźni) ich byt będzie zabezpieczony przynajmniej na podstawowym poziomie. Moim zdaniem należy im się rekompensata. Prawo nie może działać wstecz; zmiana nastąpiła więc z naruszeniem zasad prawidłowej legislacji. Dziwi mnie, że ustawodawca przeszedł nad tym do porządku dziennego. Zwłaszcza że inaczej postąpił, wprowadzając zmiany w systemie emerytur mundurowych – nowe regulacje obejmowały żołnierzy i policjantów rozpoczynających kariery po wprowadzeniu reformy; pozostali (czynni w zawodzie w momencie zmiany przepisów) zachowali prawo do przechodzenia na emeryturę zgodnie ze starymi regułami. Ale jak słusznie zauważył dyrektor jednego z teatrów, artystów baletu niegodziwie trzaśnięto w twarz, a było ich zbyt mało, aby zorganizować protest.

Inna uczestniczka dyskusji napisała: „To słowo »przywilej« nie brzmi dobrze. Lepiej by było powiedzieć: uprawnienia. To przecież oczywiste, że w balecie nie można pracować długo i trzeba dać tym ludziom emerytury. Nie ma mowy o żadnych specjalnych »przywilejach«”.

Był to jeden z kilku głosów rozsądku, rozumiejących specyfikę zawodu. Jednak przywilej to nic innego jak prawo do korzystania ze szczególnych uprawnień czy względów. Z przywileju emerytalnego korzystają chociażby prezydenci, którzy po zakończeniu sprawowania urzędu, niezależnie od wieku, otrzymują emeryturę, środki finansowe na prowadzenie biura oraz zachowują uprawnienia do ochrony na terytorium RP. Ponadto przysługują im świadczenia zdrowotne. Tancerzy baletowych, którzy z racji wykonywanego zawodu są obciążeni wysokim stopniem ryzyka zawodowego i są stale narażeni na tzw. ekspozycję zawodową (kontuzje, urazy, choroby zawodowe oraz ich następstwa zdrowotne i życiowe), takiej opieki w przypadku zakończenia stosunku pracy pozbawiono.

Od 18 lat specjalna emerytura olimpijska przysługuje też polskim medalistom igrzysk olimpijskich, a od 2006 r. medalistom paraolimpiad oraz igrzysk głuchych. Objęci nią również zostali medaliści zawodów „Przyjaźń 84”. W 2018 r. jej wysokość wynosi 2623,38 zł netto. Jest zwolniona z podatku dochodowego i nie są od niej pobierane składki na ubezpieczenie zdrowotne i społeczne.

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nie uważa jednak artystów baletu za grupę, której należą się przywileje, w tym samym czasie przyznawane innym zawodom. W 2010 r. Bożena Diaby (wówczas rzeczniczka prasowa resortu) mówiła w Radiu TOK FM: „Ktoś, kto wybiera taki zawód, musi sobie zdawać sprawę z tego, że w wieku 30-35 lat będzie musiał go zmienić. Taka sytuacja, że nie wykonujemy jednego zawodu przez całe życie, jest teraz banalna na rynku pracy. Weźmy np. osobę, która kończy prawo, ale nie wykonuje zawodu stricte prawniczego. Też musi się ona przekwalifikować, np. przejść do bankowości. Z sytuacją, kiedy musimy zmieniać lub podwyższać kwalifikacje, ma do czynienia wiele setek tysięcy pracowników. Nie jest to nic wyjątkowego”. Wystąpiła też w obronie innych składkowiczów, podkreślając: „Wszyscy płacimy składki emerytalne, żebyśmy mogli brać emeryturę. Stan, w którym ktoś pracuje 10 lat, a potem bierze emeryturę przez 30, jest deprymujący dla innych składkowiczów. Nie można przerzucać swojej indywidualnej odpowiedzialności za wybory kariery zawodowej na innych obywateli”. I z beztroską radziła: „W urzędach pracy osoba bezrobotna może się przekwalifikować. Może tam iść na kurs, który zmieni jej kwalifikacje. Kilka milionów euro rocznie jest przeznaczanych na różne szkolenia, dzięki którym można zdobyć nowy zawód”.

To w sumie tłumaczy, dlaczego wprowadzając reformę, nie zadbano – wzorem innych krajów – o wcześniejsze stworzenie systemu reorientacji zawodowej. Jego zalążki powstały niespełna trzy lata temu i to bynajmniej nie w resorcie pracy. Szerzej pisałam o tym w artykule wspomnianym na początku wpisu. Ale jak wynika z wypowiedzi pracowniczki ministerstwa, wszystko jest proste i dawno już było zorganizowane – wystarczyło się tylko zarejestrować w Urzędzie Pracy. W tym samym duchu wypowiedział się dwa lata temu Marcin Zieleniecki, podsekretarz stanu w ministerstwie. Odpowiadając na poselską interpelację, poinformował, że „w ramach poradnictwa zawodowego, świadczonego przez urzędy pracy, osoby te będą mogły skorzystać z pomocy w wyborze odpowiedniego zawodu lub miejsca pracy oraz w planowaniu rozwoju kariery zawodowej, a także z pomocy w przygotowywaniu do lepszego radzenia sobie w poszukiwaniu i podejmowaniu pracy”.

W październiku 2017 r. podczas Ogólnopolskiej Konferencji Kultury przedstawiciele Ministerstwa Kultury wysłuchali opinii przedstawiciela związków zawodowych, ZASP oraz głosów samych artystów. Nadszedł już chyba czas na podsumowanie i wyrażenie stanowiska. Nie wszyscy byli tancerze baletowi mają szczęście i po zakończeniu kariery dostają nową pracę w teatrze (niestety zdarza się, że bez pożądanego doświadczenia na nowym stanowisku). Niektórzy, aby zdobyć środki na życie, musieli zatrudniać się jako woźni, ochroniarze bądź pracownicy stacji benzynowych.

A chyba można znaleźć sposoby na bardziej kierunkowe wykorzystanie ich wiedzy i doświadczenia teatralno-baletowego, przywracając jednocześnie przywilej emerytalny, który artystom baletu należy się tak samo jak byłym prezydentom i olimpijczykom.