Jakie to proste – taniec na stole i inne wygibasy

Smutną prawdę odkrył niedawno Andrzej Mleczko.

W gabinecie prezesa, a może tylko kierownika (za tą teorią przemawia mało prezesowski fotel) jakiejś ważnej firmy odbywa się rozmowa kwalifikacyjna. Pan w garniturze, z nosem Pinokia i w brzydkich okularach siedzi za biurkiem – w lewej ręce trzyma CV, prawą ma wyciągniętą, a lekko zgięty palec wskazujący może świadczyć o jego niecnych zamiarach. Badawczym wzrokiem wpatruje się w szczupłą blondynkę z kucykiem, odzianą w skromny kostiumik sekretarki, która jednak wyzywająco się prezentuje, mówiąc: „Mam dwa fakultety, dobre referencje, znam cztery języki i uwielbiam tańczyć nago na stole”. Rysunek został opublikowany w ubiegły poniedziałek na fejsbuku POLITYKI i oczywiście dostarczył dużo radości internetowej gawiedzi.

Dziewczyna nie wygląda na aktywną miłośniczkę Terpsychory. Nie wykluczam, że Andrzej Mleczko tak wyobraża sobie tancerki. Odbiorcom jego sztuki nasunęła jednak inne skojarzenia. Ta pani przy biurku to wypisz wymaluj Grochola! No może bez tańca na rurze, bo nie te lata i na pewno bez fakultetów w liczbie mnogiej, chociaż… za to na wyścigi z ciocią Krysią Jandą –  to jeden z pierwszych głosów tej pasjonującej dyskusji. Dostało się też red. Passentowi: Ta dyspozycyjnosc i sluzalczosc skojarzyla mi sie zaraz z Danielem Passentem ktory przypomnial o swojej komuszej lojalnosci w listach do generala Kiszczaka. Ale przede wszystkim rysunek obnażył korporacyjną (i pewnie ogólnobranżową) rzeczywistość. Pracę można dostać tylko „przez łóżko”, zaś mile widzianą grą wstępną jest TANIEC. A weryfikujący CV odda „konia” w „szybkie ręce” – stanowczo stwierdził kolejny analityk rynku pracy.

Dziwię się, że panie na wyższych stanowiskach zostały wyłączone z kręgu podejrzeń o brak profesjonalizmu i zdemoralizowane zasady. I że rysunek powstał w tylko jednej, a na dodatek tak banalnej konfiguracji. Byłoby przecież zabawniej, gdyby przedstawiał mniej stereotypowe sytuacje – np. atrakcyjną prezeskę łasą na wdzięki dobrze zbudowanego tancerza. Powszechnie też wiadomo, że wszyscy tancerze to geje. Więc może i ta „prawda” powinna znaleźć odzwierciedlenie w twórczości autora.

W Polsce taniec rzadko kojarzy się ze sztuką wysoką, a artyści baletu traktowani są w pewnych kręgach jako obywatele drugiej kategorii. Co więcej, dzieje się to pod płaszczykiem swoiście pojmowanego egalitaryzmu. Świadczą o tym chociażby komentarze, które ukazały się na fejsbuku pod artykułem „Ciemno na scenie”. Niektóre z nich przytoczyłam we wpisie blogowym „Czy warto zostać zawodowym tancerzem w Polsce?”. Także częstotliwość, z jaką jest wykorzystywany do niewybrednych żartów. Kandydatka mogłaby przecież równie dobrze zaproponować, że zagra nago na skrzypcach albo że pozwoli się narysować. No, ale tańczyć każdy może, a pozostałe dziedziny to już wyższa sztuka.

Krzywdzące opinie też nie są rzadkością. Ludzie lubią paplać i utrwalać stereotypy. Taka prawda jest nie liczy sie inteligencja wykształcenie tylko tyłek dostanie taka prace i potem uwierzy jak to o na madra i hojraczy a naprwe madre i spoko dziewczyny jej nie dostana – napisał na fejsbuku jeden z mądralińskich. Sama kiedyś usłyszałam od pewnej pani: „jedynym kryterium była uroda”. I mogłabym tę odzywkę potraktować jako przaśny, mało udany komplement, gdyby nie całokształt działalności tej osoby, skutecznie uprzykrzającej mi życie i „zasługującej” na oddzielną opowieść.

Wracając do tańca – 22 listopada 1928 r. w Théâtre National de l’Opéra w Paryżu odbyła się premiera „Bolera” w choreografii Bronisławy Niżyńskiej. Muzykę skomponował Maurice Ravel na zamówienie Idy Rubinstein. W „Przewodniku baletowym” Ireny Turskiej można przeczytać opis spektaklu:

Scena przedstawia wnętrze hiszpańskiej oberży. Pod ścianami siedzą przy stołach wieśniacy. Na środku stoi stół, a na nim samotna tancerka. Dziewczyna powoli zaczyna tańczyć, lecz na razie nikt nie zwraca na nią uwagi. Ruchy jej mają jednak tak sugestywną siłę, że coraz bardziej urzekają patrzących. (…) Coraz więcej mężczyzn ulega narastającemu uporczywie rytmowi muzyki. (…) Na zakończenie mężczyźni porywają tancerkę i podnoszą wysoko w górę.

Ida Rubinstein jako Salomé. Portret Valentina Sierowa z 1910 r.

Ida Rubinstein jako Salomé. Portret Valentina Sierowa z 1910 r.

Ponad 30 lat później Maurice Béjart stworzył swoją wersję „Bolera” – główna rola „La Mélodie” tańczona jest na stole przez tancerkę (często wybitną primabalerinę) bądź tancerza, a rytm interpretowany jest przez grupę tancerzy. Zachęcam do obejrzenia galerii zdjęć i fragmentów przedstawień w wykonaniu Béjart Ballet Lausanne. Taniec na stole może być piękną sztuką wysoką.