Wystawa na ekranie – „Degas. Umiłowanie perfekcji”

Jak opowiedzieć o wielkim malarzu tancerek, o którym doskonale napisał genialny Paul Valéry? 
I czy warto przenosić na obraz, tym razem filmowy, myśli i słowa, gdzieś już kiedyś wypowiedziane, zapisane, zrelacjonowane?

Nie chciałabym kogokolwiek zniechęcić, bo film jest dobry, rzetelnie zrealizowany i – tak jak zapowiadano – ukazujący „dążenia Degasa do doskonałości”. Cieszy się dużym powodzeniem, sama obejrzałam go już dwa razy, zawsze przy całkowicie zapełnionej widowni. Nie mogę się jednak zgodzić, że dokument w reżyserii Davida Bickerstaffa „ujawnia bardziej złożoną prawdę” i ukazuje dzieła Degasa „w nieznany dotąd sposób”. Wydaje mi się, że wypowiedzi artystów, historyków sztuki i kuratorów z Fitzwilliam Museum w Cambridge do tego typu stwierdzeń nie uprawniają. Zrobił to już dużo wcześniej francuski poeta i eseista – lepiej, ciekawiej i w bardziej pogłębiony, filozoficzny sposób. Chyba dlatego wychodziłam z kina z poczuciem niedosytu i przekonaniem, że jeśli chce się poznać bliżej Degasa, to tylko poprzez lekturę eseju Valéry’ego.

„Degas, światowiec gardzący poklaskiem, ignorant w kwestiach interesu, człowiek najbardziej nieczuły na korzyści materialne, wyrokował o władzy, jak gdyby realne warunki sprawowania władzy pozwalały kiedykolwiek na czystość i wielki styl. Jak tylu innych dał się oszukać historii i historykom, politykę podającym za sztukę i wiedzę, czym ona może być tylko w książkach, zważywszy fałszywe perspektywy, arbitralne podziały i liczne konwencje, z których jedne przypominają konwencje teatru, inne grę w szachy” – to cytat z rozdziału „Polityka Degasa”.

Ale jest w nim także mowa o antysemityzmie artysty i o jego identyfikacji ze skrajnie nacjonalistycznymi opiniami. Bo Degas, sam to podkreślał, miał najgorszy w świecie charakter, umiał zjednywać i zrażać. Był czarująco złośliwy – czułość mieszała się u niego z ironią i brutalnością. Także nieufny wobec ludzi. Widzący ich od najgorszej strony. Ostry w sądach, wymagający, „w wielu życiowych sprawach miał poglądy prostej kobiety”. Rzadko zadowolony ze swoich obrazów, uważał, że dzieło nigdy nie jest skończone i „nie rozumiał, jak artysta oglądając swój obraz, nie pragnie, po pewnym czasie powrotu do pracy nad nim”.

Czy mierny artysta nie nadaje się bardziej na mistrza niż artysta wielki? Trzeba przyznać, że mierni artyści często mają więcej pewności niż wielcy; to niemal definicja – Paul Valéry.

Abnegat, w domu ubrany jak nędzarz, w znoszonych pantoflach i w rozpiętych spodniach, spędzał wieczory w kulisach opery i na wyścigach.

Zdumiewające są wypowiedzi czy programy artystów, pełne filozofii, rozważań niekiedy matematycznych, a często naiwnych, które mają przygotować publiczność do zrozumienia dzieł i zgody na ich wygląd. Ale powinno być na odwrót, bo właśnie wygląd ma sam przez się prowadzić do akceptacji, a jeśli artysta chce zasugerować jakąś ideę, to drogą do niej jest postrzeganie – Paul Valéry.

Bezlitosny dla nowości, co są tylko „nowe”. Odwagą i ścisłością umysłu wyprzedzał wielu współczesnych artystów. Dzieło było dla niego rezultatem szeregu operacji, refleksji i studiowania mistrzów. Wobec niewielu rzeczy łagodny, nie miał pobłażliwości dla krytyki i teorii. „Chętnie mówił – i powtarzał – że Muzy nie dyskutują. Pracują cały dzień, każda oddzielnie. Kiedy nadchodzi wieczór i praca skończona, spotykają się i tańczą: nie rozmawiają nigdy.”

Nie zapominajmy, że rzecz piękna czyni nas niemymi z podziwu… Ku takiemu działaniu należy zmierzać; ale nie trzeba go mylić z niemotą osłupienia. Jest niespodzianka, która odnawia każde spojrzenie, i im bardziej bada się dzieło, w im większą bliskość z nim się wchodzi, tym bardziej staje się nieuchwytna, a wyczuwalna. To dobra niespodzianka. Druga natomiast jest rezultatem szoku przełamującego konwencję lub przyzwyczajenie i sprowadza się do tego szoku – Paul Valéry.

Malował i rzeźbił postaci z życia wzięte, ale „nie kusiły go piękne kobiety, ciekawiło go wyspecjalizowane zwierzę rodzaju żeńskiego, niewolnica tańca”.

Dlatego nie łagodził modeli upiększeniami. Traktował ciała tak samo miłośnie i bezwględnie, jak Stendhal charaktery i motywy ludzkie. Łączył to, co ulotne z nieustającą pracą.

Taniec rodzi plastykę: przyjemność tańczenia idzie w parze z przyjemnością patrzenia na taniec.

Najbardziej swobodny, gibki i rozkoszny ze wszystkich tańców objawił mi się na ekranie, gdzie pokazywano wielkie Meduzy: nie były to kobiety i nie tańczyły – Paul Valéry.

Na starość przerażająco samotny, wydany ponurym myślom, dziki, bezwzględny, nieznośny. Umarł po zbyt długim życiu, bo później niż jego światło. Kiedy dotyk i gest zastępowały mu wzrok i pędzel.

To tylko niektóre wybrane myśli (nie zawsze będące dokładnymi cytatami) z eseju „Degas, taniec, rysunek”. Jednej z najbardziej fascynujących lektur o Degasie, sztuce, tańcu, życiu.