Jak ujarzmić mężczyznę?

Najlepiej obciąć mu skrzydła. Tak postąpiła Bella (Alessandra Ferii), bohaterka „Zemsty nietoperza” Rolanda Petit, zdradzana żona, na co dzień opiekująca się (wprawdzie nie sama, tylko z gosposią) gromadką dzieci, podlewająca kwiatki i obsługująca męża Johanna (Massimo Murrru). Przedstawienie zostało zarejestrowane w 2003 r. w Teatro degli Arcimboldi w Mediolanie. Wziął w nim także udział Luigi Bonino w roli Ulricha. Nie wchodząc w szczegóły – choreografia jest doskonała, wykonanie genialne, a zabawa i dobry humor zapewnione. Spektakl zafundowałam sobie 8 marca razem z poranną kawą. Nie wykluczam, że tego dnia budzą się we mnie jakieś przekorne instynkty. Bo po co organizować manify i walczyć o prawa kobiet? Problemy wynikające z nierówności da się przecież rozwiązać znacznie prościej.

Kobiety są jednak – niekiedy i na swoje nieszczęście – bardziej ambitne, a mi niestety podsunięto do przeczytania „Wysokie Obcasy”, choć – przysięgam – wolałabym pozostać w błogim kręgu prostych, wodewilowych rozwiązań. Życie jest wtedy znacznie łatwiejsze. Tematem numeru był wywiad Magdaleny Środy z Weroniką Rosati, zapowiedziany na okładce retorycznym pytaniem „Czy spalą nas na stosie?”. Pani Weronika odważnie zdecydowała się nie tylko przyciąć bądź jeśli ktoś woli obciąć (czy to się uda, o tym jeszcze za wcześnie wyrokować) skrzydła swojemu byłemu partnerowi, ojcu ich córki, do której wychowywania, jak wynika z rozmowy, znany ortopeda się nie poczuwa. Pragnie swój – słuszny i naturalny w takich okolicznościach – prywatny gniew wykorzystać do walki z podwójnymi standardami, z przemocą fizyczną, psychiczną, ekonomiczną i do poprawy położenia matek samotnie wychowujących dzieci. Najpierw więc rozmowa toczyła się wokół spraw logistyczno-systemowych, w drugiej części można było bliżej poznać „delikwenta”. Plan jest ambitny. Ale czy, poza ewentualnym ukaraniem obwinionego, uda się zmienić świat na lepszy? Wątpię. Panom zbyt często, jak udowadnia „Roma” Alfonso Cuaróna, najlepiej wychodzi wymachiwanie kijami, a kobiety muszą samotnie brać się za bary. Tina Turner odeszła od Ike’a. Czy jej historia wyeliminowała z publicznego obiegu toksycznych mężczyzn?

Jest też druga strona medalu. Ta o rzekomej dobroci, życzliwości i solidarności kobiet. W tym samym numerze „WO” ukazała się inna rozmowa – Marty Piątkowskiej z Karoliną Kędziorą „Co komu wolno w pracy – Gdy ktoś sprawia, że czujesz się źle, po prostu o tym powiedz.” Prosta porada, może nie zawsze, ale wystarczająco często praktycznie niewykonalna. To znaczy powiedzieć można, tylko raczej nikt nie uwierzy. Więcej. Nikogo to nie zainteresuje. Mobber (płci żeńskiej bądź męskiej) stosuje z reguły te same metody, o których opowiadają – pokrzywdzone przez mężów, partnerów, kochanków – kobiety. A dzięki sprzyjającemu otoczeniu łatwo odgrywać mu rolę niewiniątka. Ba, nawet ofiary ataków ze strony rzekomo szalonych, przewrażliwionych i niewdzięcznych donosicieli o ich przekraczających dopuszczalne normy irracjonalnych zachowaniach.

„WO” są pismem feministycznym. W rozmowie zostaje gdzieś na kilku marginesach przyznane, że „zdarza się, że molestowania doświadczają mężczyźni ze strony kobiet”, pada też zdanie „Często spotykam osoby, które są w złym stanie psychicznym, właśnie ze względu na doświadczaną dyskryminację, molestowanie czy szykany. To są zarówno kobiety, jak i mężczyźni.” Lecz, gdy przychodzi do podawania konkretnych przykładów, to już częściej „prezes prosi podwładną, żeby przyniosła wszystkim kawę”, to kobietom przerywa się wypowiedzi i mężczyźni opowiadają niesmaczne dowcipy. A kiedy pojawia się problem, to „sojuszników warto szukać w szefostwie. Jeśli nie w bezpośrednim przełożonym, bo to on molestuje, to u menedżerki innego działu.” Znika więc, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jeden z ważniejszych feministycznych postulatów o Polkach i Polakach, obywatelkach i obywatelach, dyrektorkach i dyrektorach, politykach i polityczkach, redaktorkach i redaktorach. W zamian pojawia się nowy, kobiecy rodzaj parytetu – „on”, czyli zły szef-mężczyzna i dobra menedżerka.

Wybrałam się więc w niedzielę na „Bolshoi Ballet Live”. Nazywowkinach.pl retransmitowało akurat „Śpiącą królewnę” – wykorzystałam okazję, aby obejrzeć na ekranie mężczyznę porządnego. Balet wystawiony jest tradycyjnie; Olga Smirnowa i Siemion Czudin tańczyli doskonale. Dobra wróżka dotrzymała słowa – książę Désiré obudził pocałunkiem Aurorę, był ślub, czyli szczęśliwe zakończenie. Życie może być piękne. Wróciłam do domu. Zajrzałam na fejsbuka. I znowu się zaczęło. Niechęć niektórych kobiet do mężczyzn sięga czasów Perraulta i nawet tę bajkę są w stanie traktować ideologicznie. W internetowej prasie też jest gorąco – Harvey Weinstein, Kevin Spacey, Louis C.K. I nasz krajowy celebryta, właśnie zrzucony z pomnika, ksiądz-prałat Henryk Jankowski. Także nowe fakty w sprawie Michaela Jacksona. Dziennikarki, nie mogą bez bólu słuchać i oglądać relacji o tym, co działo się w jego sypialni. Potępiają rodziców Wade’a Robsona. Niektóre skarżą się na macho-redaktorów blokujących ich teksty. I w związku z tym krótka dygresja. Skupmy się przez moment na nas – kobietach. Czyżby to tylko redaktorzy decydowali, które teksty będą publikowane i promowane? Czy redaktorkom nie zdarza się zamawiać tekstów, a potem zapadać pod ziemię, nie odpowiadać na maile, nie liczyć się z czasem i zarobkami swoich podwładnych/ współpracowników? Za politykę finansową i system wynagrodzeń, w firmach prywatnych i państwowych, odpowiadają również kobiety. Czy nasze zarobki są wtedy wyższe ? Umowy śmieciowe likwidowane? A atmosfera w pracy przyjemniejsza? Czy zawsze stanowczo reagujemy na niestosowne zachowania kobiet, których jesteśmy świadkami? „Nie taka brzydka ta sukienka, a pani X mówiła, że chodzisz w jakimś starym zimowym worku”, „A kim Ty jesteś? To ja tu jestem dyrektorką” – to tylko dwa przykłady wyrafinowanego stylu bycia pewnych osobniczek. To ja już chyba wolę „bardzo ładnie wyglądasz w tej bluzeczce”. Ale może lepiej zachować spokój i dobry humor. Świat nie jest przecież taki zły.