Berlińska „Sylfida”

To już druga „Sylfida” w wersji Augusta Bournonville’a z 1836 r., którą udało mi się obejrzeć w tym sezonie.

Pierwsza – z repertuaru „Bolshoi Ballet Live” – trochę mnie rozczarowała. Anastazja Staszkiewicz była świetna technicznie, ale nie do końca udało jej się wcielić w postać eterycznego duszka powietrza. I nawet świetna rola Anny Bałukowej jako wiedźmy Madge nie zrekompensowała tego niedociągnięcia.

W transmitowanym przedstawieniu w tytułowej roli wystąpiła Anastazja Staszkiewicz. Nie zachwyciła mnie. Technicznie była bardzo dobra, ale zabrakło jej wyrazu (tańczyła pas Sylfidy, ale nią nie była). Odniosłam też wrażenie, że z partnerującym jej Siemionem Czudinem jako Jamesem, nie są najlepiej dobraną parą. Za to Anna Bałukowa tak weszła w pantomimiczno-aktorską rolę wrednej wiedźmy Madge, że stała się nawet opryskliwa dla prowadzącej transmisję Kateriny Novikowej, która usiłowała przeprowadzić z nią rozmowę dla publiczności. Ale trzeba przyznać, że skupiła na sobie uwagę. I z całej obsady była w tym dniu najlepsza. Sugestywnie odegrała też nowe i intrygujące zakończenie baletu, sugerujące, że romantyczne przygody, choć pociągające, mogą okazać się niebezpieczne.

Zakochał się i uciekł

Berlińska „Sylfida” miała swoją premierę 1 marca w Deutsche Oper. Szkoda, że nie wystawiono jej w Staatsoper Unter den Linden. Atmosfera tego teatru jest moim zdaniem bardziej odpowiednia dla romantycznego baletu. Ale więcej zastrzeżeń nie uda mi się chyba wymyślić. I teraz mogę już jedynie podsumować albo raczej rozwinąć mój grudniowy wpis – w Berlinie znalazłam swoją obsadę.

W piątek Sylfidę zatańczyła Maria Kochetkova, balerina znana z występów w American Ballet Theatre, San Francisco Ballet, wcześniej z English National Ballet. W roli Jamesa partnerował jej Daniil Simkin. Byli uroczą parą. Nie epatowali techniką, a właśnie ten aspekt jest w „Sylfidzie” istotny. Oboje byli naturalni, tańczyli lekko, romantycznie i z pełną pasji młodzieńczą szczerością.

Staatsballett Berlin

Staatsballett Berlin

Aurora Dickie była rewelacyjną wiedźmą Madge – złośliwą, zabawną, świetną aktorsko, trudno się nawet na nią obrazić za nieszczęśliwe zakończenie. Wielkie brawa należą się wykonawcom pozostałych ról – Alicji Ruben jako Effie i Ulianowi Toporowi w roli Gurna. I zespołowi Staatsballett Berlin, który wyśmienicie pokazał – na czym polegają piękno i ponadczasowość romantycznego baletu. Także techniki Bournonvilla – nie wyłączając pantomimy, która w „Sylfidzie” jest całkowicie uzasadniona i sądząc z żywych reakcji publiczności do dzisiaj nie przeszkadza. Zauważyłam, że szkockie kostiumy, dziewiętnastowieczne paczki i leśna scenografia też wywołują miłe wrażenia, odnoszą pożądany efekt – określenie „zabytek muzealny” wcale nie musi nabierać pejoratywnego wydźwięku. Klucz do sukcesu leży w dobrym wystawieniu. Duńczycy nie muszą się tym martwić. „Sylfida” nigdy nie wypadła z ich repertuaru. Rekonstrukcja nie jest więc konieczna, choreografia jest po prostu – zgodnie z tradycją – przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Lucile Grahn - pierwsza Sylfida Augusta Bournonville’a

Lucile Grahn – pierwsza Sylfida Augusta Bournonville’a

Między innymi przez Franka Andersena, w latach 1985-1994 i 2002-2008 dyrektora artystycznego Królewskiego Baletu Duńskiego, wybitnego specjalistę od baletów Augusta Bournonville’a. To on pracował ze Staatsballett Berlin i zagwarantował powodzenie przedsięwzięcia.

Warto wyjeżdżać do Berlina. Nowy sezon (już ogłoszony) też zapowiada się ciekawie.

SYLFIDA, Staatsballett Berlin, Deutsche Oper – 4, 22, 26 kwietnia; 26 i 31 maja