Transseksualna balerina

Jestem chyba jedną z ostatnich osób, które obejrzały „Girl” Lukasa Dhonta. Tytuł wszedł na ekrany 22 marca; w ubiegłym tygodniu na seansie w Kinotece było nie więcej niż 20 osób.

Scenariusz jest z życia wzięty. Fabuła opowiada historię Nory Monsecour. Dziś 23-letniej kobiety, tancerki w niemieckim zespole tańca współczesnego. W filmie kilkunastoletniej Lary, która jeszcze niedawno była Victorem i dramatycznie dąży do zmiany płci.

Lara – na zewnątrz spokojna i uśmiechnięta, zdyscyplinowana kandydatka na balerinę, coraz bardziej zamyka się w sobie i ukrywa swój ból. Obsesyjnie przegląda się w lustrze. Nienawidzi swojego ciała – przechodzi kurację hormonalną, odbywa konsultacje psychologiczne. Czeka na operację zmiany płci. Przeszkodą okazuje się nauka w szkole baletowej – wyczerpujące lekcje na pointach osłabiają organizm, musi zrezygnować z treningów, co jeszcze bardziej pogłębia jej frustrację. Jest zdeterminowaną dziewczyną uwięzioną w ciele chłopca. Zdarza się, że musi przełknąć momenty upokorzenia. Zniecierpliwiona – w akcie desperacji – decyduje się na drastyczne rozwiązanie.

W tytułowej roli obsadzony został Victor Polster, uczeń Royal Ballet of Flanders w Antwerpii. Zarzuty, że nie jest transpłciowym aktorem są moim zdaniem nieuzasadnione. Gra doskonale, jak zawodowiec. Wygląda jak Nora, czyli filmowa Lara. Na potrzeby filmu zapuścił włosy, wydepilował ciało, zaczął chodzić na zajęcia dla dziewcząt, by wczuć się w ich sposób poruszania.

„Taniec na pointach dla mężczyzny – z anatomicznego punktu widzenia – to bardzo trudne zadanie. Nawet karkołomne” – powiedział w rozmowie z Anną Serdiukow. „Dziś naprawdę wiem, co mówię, gdy twierdzę, że podziwiam klasyczne tancerki. Napisz to, proszę, wielkimi literami! Nie wiem, jak wytrzymują tyle godzin na pointach. Ból bywa nie do wytrzymania. A przecież wymaga się od kobiet, by tańczyły z lekkością ptaszka: z gracją, powabem, udając, że nic ich to nie kosztuje!”.

Mitem jest, że baletnice to delikatne, przewrażliwione na swoim punkcie istoty. To żołnierki. Najbardziej wytrzymałe, ambitne i konsekwentne osoby, jakie znam. Nie bez powodu tak niewielu chłopców czy mężczyzn tańczy na pointach – choć są oczywiście szkoły, w których tego się uczy.

– „Kobiecość wytańczona na pointach”, KINO, marzec 2019

Taniec klasyczny został ujęty w „Girl” bez upiększeń, topornie, jako ciężka, żmudna harówka, walka z ciałem i jego ograniczeniami. Dhont skupił się na jego technicznym wymiarze – w ten sposób zbudował psychologiczny portret Lary i stworzył emocjonalne napięcie.

Nie obyło się jednak bez nieporozumień. Obraz wywołał różne reakcje, także zupełnie sprzeczne z intencjami twórców.

Z baletowego punktu widzenia najbardziej zainteresowała mnie recenzja Bartosza Żurawieckiego.

„W balecie klasycznym albo się jest pięknym, wiotkim łabędziem, albo postawnym i skocznym księciem (choć w rajtuzach). Tertium raczej non datur. Estetyka baletu – opornie poddająca się jakimkolwiek zmianom – nierozerwalnie połączona jest z zakrzepłymi w kulturze wizerunkami płci. To zaś powoduje, że Lara jeszcze bardziej nienawidzi swego chłopięcego ciała i chce jak najszybciej stać się najprawdziwszą dziewczyną” – taki pogląd wyraził autor na łamach marcowego „Kina”.

A więc winien jest balet. Co więcej, „Girl” wg recenzenta jest mało queerowa, upartą Larę trudno uznać za buntowniczkę, bo za wszelką cenę pragnie się dostosować. „W tym kontekście balet klasyczny – ze swoimi anachronicznymi rygorami – staje się cokolwiek ponurą metaforą rzeczywistości” – kończy swój wywód.

Czasami po prostu zatyka i trudno wyjść ze zdumienia. Pomijając fakt, że wg autora na pointach się chodzi (notabene recenzja ukazała się w tym samym numerze, co wywiad z Victorem), jego wiedza o balecie najwyraźniej kończy się na „Jeziorze łabędzim” i „Śpiącej królewnie” w ich najbardziej tradycyjnych ujęciach. Bo spektakli w choreografiach Matsa Eka i Matthew Bourne’a, Bartosz Żurawiecki chyba jeszcze nie obejrzał.

Czegoś takiego nie wymyślili nawet amerykańscy aktywiści LGBTQI, którym z kolei nie spodobały się sceny związane z genitaliami i uznali, że Dhont sadystycznie skupił się na fizycznym aspekcie transformacji. „Porno trauma” – tak oceniła film transkrytyczka Oliver Whitney w „Hollywood Reporter”.

Na szczęście z historią opowiedzianą na ekranie, publicznie identyfikuje się Nora. Zaś reżyser traktuje ją jako jeden z transgenderowych portretów, niereprezentatywnych dla całej społeczności.