Anonimowa „Sylfida”

Trochę się będę powtarzała, ale to już trzecia „Sylfida” stworzona na podstawie choreografii Augusta Bournonville’a, którą obejrzałam w tym sezonie.

Materiał prasowy

Materiał prasowy

Prapremiera baletu odbyła się w Paryżu w 1832 r. Twórcą choreografii był Filippo Taglioni, a w tytułowej roli wystąpiła jego córka – Maria. Spektaklem zachwycił się August Bournonville, duński tancerz i choreograf. Ponieważ tantiemy za przekazanie praw do wykonywania baletu Taglioniego okazały się za wysokie, cztery lata później, stworzył własną choreografię i do nowej muzyki Hermana Løvenskiolda (w paryskiej wersji obowiązywała muzyka Jeana Schneitzhoerfera), która przetrwała do dzisiaj.

W „Sylfidzie” świat realny miesza się z fantastycznym już od pierwszej sceny. Akcja dzieje się w domu szkockich farmerów – u boku drzemiącego w fotelu Jamesa klęczy Sylfida ze skrzydełkami u ramion. Młodzieniec jest zaręczony z Effie, lecz wizja eterycznego duszka powietrza, uosobienia prawdziwej i wolnej miłości, nie daje mu spokoju. Pojawia się też wiedźma Madge, która ostrzega Effie, że narzeczony nie jest w niej zakochany i przepowiada jej ślub z Gurnem, przyjacielem Jamesa. Trwają jednak przygotowania do ceremonii ślubnej, w trakcie których Sylfida przechwytuje obrączkę Jamesa i znika. Ten, nie mogąc się oprzeć urokowi zjawy, porzuca Effie i podąża za Sylfidą do lasu.

Drugi akt dzieje się na leśnej polanie. James stara się zdobyć swój ideał, w końcu prosi o pomoc zlekceważoną wcześniej wiedźmę. Nie wie, że Madge już dawno zaplanowała zemstę. Przyjmuje więc w dobrej wierze utkany przez nią szal, który ma mu pomóc w schwytaniu Sylfidy. Ale kiedy zarzuca go na ramiona ukochanej, opadają jej skrzydełka i umiera w jego ramionach. Prezent okazuje się śmiertelną trucizną. James zostaje sam, a w dali widać weselny orszak Effie i Gurna.

Zakochał się i uciekł

W Teatrze Wielkim w Łodzi – w ramach 25. Łódzkich Spotkań Baletowych – zaprezentowano realizację opracowaną przez Paula Chalmera w wykonaniu Balletto del Teatro dell’ Opera di Roma. Niestety ani w programie ŁSB, ani w materiałach znajdujących się na stronie Opery w Rzymie nie poinformowano, kiedy powstała ta realizacja. Ale za to wspomina się o innych wersjach, na przykład uwspółcześnionej adaptacji Mainy Gielgud z 2013 r.

W Łodzi odbyły się dwa przedstawienia (16 i 17 maja) – obejrzałam drugie, piątkowe. Pierwszy akt przypominał streszczenie „Sylfidy”, bryk baletowy dla uczniów i studentów. Wytłumaczeniem może być jedynie słuszny skądinąd slogan promocyjny teatru „Studencie, nie bój się klasyki!”. A na poważnie, lepiej zarysowany dylemat Jamesa – wątek polegający na jego rozdarciu pomiędzy uczuciem do Sylfidy i poczuciem obowiązku w stosunku do narzeczonej, pogoni za marzeniem – pomógłby w głębszej percepcji romantycznego baletu. Sylfida była przyziemna (zamiast eteryczna), Effie prawie niezauważalna, Gurn wyraźnie zmęczył się swoją wariacją. Najlepiej zatańczył odtwórca roli Jamesa – był precyzyjny, młodzieńczy, naturalny, romantyczny. Drugi (leśny) akt wypadł zdecydowanie lepiej. Sylfida odzyskała lekkość ruchów; zespół tańczył w klimacie epoki. Ale nie było to przedstawienie z najwyższej półki wykonawczej. Nawiasem mówiąc, po raz pierwszy oglądałam spektakl bez wkładki obsadowej – nazwiska występujących artystów nie zostały przez organizatorów podane, nie odesłano też (chociażby linkiem) tutaj, do strony internetowej zaproszonego zespołu.

Lucile Grahn – pierwsza Sylfida Augusta Bournonville’a

Jest rzeczą oczywistą, że teatr operowy czy teatr baletu musi mieć w swoim repertuarze żelazny repertuar klasyczny, repertuar, który „wychowuje” i przygotowuje nie tylko tancerza, ale też widza, który poprzez klasykę ma szansę „dorosnąć” do rzeczy współczesnych. I na pewno jedno nie wyklucza drugiego; tak jak ten sam widz uwielbiając np. Picassa równocześnie będzie chodził do muzeum, by stanąć przed obrazem Rembrandta lub słuchający Pendereckiego równocześnie wzruszy się Bachem.

– fragment referatu wygłoszonego przez Janinę Jarzynównę-Sobczak z okazji 1. Łódzkich Spotkań Baletowych, program baletowy „Cisza” wydany przez Teatr Wielki w Łodzi

Dobrze, że tytuł pojawił się na polskiej scenie. Cieszę się, że wzbudził ciekawość szkół baletowych. Zawsze się dziwię, że nie są zainteresowane przeglądem baletowej klasyki i współczesnego repertuaru, który od wielu sezonów gwarantuje cykl transmisji „Bolshoi Ballet Live”. Ale może o czymś nie wiem i są na przykład organizowane wycieczki do Moskwy? To byłoby jakieś usprawiedliwienie nieobecności.

Czytaj też: Zakochał się i uciekł, Berlińska „Sylfida”