Nigdy nie mów nigdy. Komiksowe studio tańca

Wprawdzie taniec nie jest „sztuką poświęconą kwestiom lżejszym – np. o… śmiechu”, ale można o nim dowcipnie opowiadać.

Do soboty byłam przekonana, że nigdy nie będę czytała komiksów. Dzięki tańcowi i zakupom w Piccola Italia przy ulicy Hożej zmieniłam to przekonanie. Tuż obok znajduje się sklep z komiksami; przechodząc zauważyłam, że na witrynie wyeksponowane jest „Studio tańca”. Zaintrygowana weszłam do środka. Okazało się, że tytuł związany jest ze znaną francuską serią komiksową dla dzieci, wydaną jak do tej pory w trzech tomach, autorstwa duetu scenarzystów: Bertranda Escaich i Caroline Roque oraz rysownika Christophe’a Piron, występujących pod pseudonimami Crip i Béka.

Nie wiem, czy Państwo zauważyli, że w papierowym wydaniu „Polityki” regularnie ukazują się „Komiksy miesiąca”. Sztuka tańca nie może niestety liczyć na taką przychylność i szacunek; w jednym numerze nie mogą się (nawet od czasu do czasu) ukazać dwie recenzje zupełnie różnych spektakli tanecznych, bo „z punktu widzenia Afisza jest to ten sam tydzień”. Ale przecież baleriny „to żołnierki”, więc i taką przeszkodę udało im się pokonać. Zręcznie wślizgnęły się do kolekcji „Komiksy są super”. Pierwszy tom serii, ten właśnie na początek zakupiłam, stworzony został w 2007 roku i jest ponoć jednym z bestsellerów rynku wydawniczego.

Jego bohaterkami są dziewczynki uczęszczające do prywatnego studia tańca na popołudniowe zajęcia, trzy przyjaciółki: Julka, Alia i Lusia oraz konkurująca z nimi złośliwa Carla. W opowieści pojawia się też kilku chłopców, częściej tańczących hip-hop niż taniec klasyczny, którzy w niektórych sytuacjach okazują się „bardziej pasjonujący od tańca”, gwiazda baletu, nauczyciele i rodzice młodych pasjonatów tańca. W fabułę zręcznie i z humorem zostało wplecionych wiele pożytecznych informacji o balecie i innych formach (stylach) tańca, o repertuarze klasycznym („Śpiącej królewnie”, „Romeo i Julii”), o tańcach etnicznych, pojawiają się też dowcipne odniesienia do „Sylfid”, „Jeziora łabędziego”, tańców klubowych.

Czytaj też: Recenzja filmu: „Balerina”

Lektura „Studia tańca” pobudza wyobraźnię i zainteresowanie różnymi formami tańca bez stereotypowych uprzedzeń typu: „balet to sztuka zanurzona w przeszłości”. Dostarcza wiedzy o sztuce choreografii, lekko tłumaczy na czym polega kompozycja tańca i skąd się bierze natchnienie. Wyjaśnia różnice pomiędzy tańcem klasycznym a nowoczesnym. Porusza temat pantomimy i czy da się ją wykorzystać poza przestrzenią sceniczną. Z humorem opowiada o kostiumach baletowych, również o tym, że wcale nie jest tak łatwo je nosić.
„Ja tak, ale moja mama nie bardzo. Odkąd ją włożyłam stłukłam wazon, popielniczkę, lampę w salonie i co najmniej pięć czy sześć szklanek” – odpowiada Julka na pytanie krawcowej, czy już oswoiła się z noszeniem tutu.

Chociaż właściwiej byłoby mówić (może to wina tłumacza) „koniec ćwiczeń przy drążku” zamiast „przy poręczy”, dzieci myślące o nauce w szkole baletowej, ale również te, które pozostaną jedynie widzami, dzięki „Studiu tańca” mogą bezstresowo zacząć oswajać się z terminologią baletową, dowiedzieć się, co należy zrobić, aby prawidłowo wykonać piruet, że „deszcz robi taki miły hałas jak instrumenty perkusyjne”, że „baletnicy nie trzeba uczyć stąpać na paluszkach”, że odpowiednia dieta, systematyczność i dyscyplina są w balecie kluczem do sukcesu.

#Zostańwdomu i czytaj o tańcu!

Czytaj też:

Dobra Giselle, skruszony książę i wyrozumiała Batylda

Baletowy projekt Kulczyk Foundation

„Let’s Dance”. Praca dla przyjemności

Carlos Acosta: Nie boję się upadku