(Nie)widzialna ręka rynku. I dwie rozmowy o tańcu w czasie pandemii

Cieszę się, że redaktorzy, którym z reguły nie przeszkadza, że do kultury w mediach trzeba w Polsce dokładać, a nawet (o czym już wspominałam) „aktywnie uczestniczący w utrwalaniu – eufemistycznie rzecz ujmując – niesprawiedliwych rozwiązań”, którzy do chociażby baletowej kultury wysokiej mają regularnie jakieś „ale”, bo „był już temat społeczny” , z troską przyglądają się ministerialnemu programowi „Funduszu Wsparcia Kultury” i oburza ich, że na przykład „majteczki w kropeczki, niebieskie wstążeczki ło, ho, ho, ho…” , zgodnie z urzędowym algorytmem, zasługują na większe wsparcie od „sztuki niszowej” i „tematów zanurzonych w przeszłości”. Głos zabrali też byli szefowie ministerstwa kultury, którym z kolei nie przeszkadzało, że artyści baletu
1 stycznia 2009 roku stracili przywilej emerytalny i z dnia na dzień część z nich znalazła się bez środków do życia, bo przecież każdy może się przekwalifikować i przejść, jakie to proste, do bankowości. Najwyraźniej COVID-19 wyzwala lewicowe instynkty i poczucie, że są jednak sytuacje, w związku z różnymi „skutkami zewnętrznymi”, kiedy „niewidzialna ręka”, „invisible hand”, wykreowana w XVIII wieku przez Adama Smitha, potrzebuje państwowego wsparcia.

Czytaj też: Czy warto zostać zawodowym tancerzem w Polsce?

Lista beneficjentów jest weryfikowana; minister Piotr Gliński poinformował o wstrzymaniu wypłat do czasu wyjaśnienia wątpliwości, co do wysokości poszczególnych dotacji na „bieżącą działalność muzyczną, teatralną i taneczną” (to jeden z niewielu przypadków, kiedy w obiegu publicznym sztuka tańca została uznana za oddzielną gałąź kultury i gospodarki), ale już teraz widać, że pomocy potrzebują wielkie instytucje działające pod kuratelą ministerstwa kultury bądź samorządów, jak i prywatne podmioty gospodarcze, których działalność została w czasie pandemii całkowicie bądź częściowo zamrożona.
Na odgórne wsparcie mogą więc liczyć zarówno wielkie teatry operowe, teatry muzyczne, zespoły takie jak: Polski Teatr Tańca, Kielecki Teatr Tańca, Balet Dworski Cracovia Danza, jak i akademie oraz studia tańca, sportowe kluby taneczne, niepubliczne szkoły baletowe, fundacje i stowarzyszenia, w których statutach znajdują się promocja i rozwój sztuki tańca. I co warto podkreślić środki finansowe mają otrzymać osoby fizyczne i prawne uprawiające różne formy i style tańca, sztukę wysoką i tę o bardziej komercyjnym charakterze.

Nie wiem, czy poniżej wymienione kwoty też budzą zastrzeżenia i ulegną zmianie, z pełnym wykazem ministerialnym mogą się Państwo zapoznać w tym miejscu, na dzień ogłoszenia pokaźną sumę w wysokości 4 000 000 zł otrzymał Teatr Muzyczny Roma (Teatr Syrena: 2 094 540 zł); Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk” im. St. Hadyny może liczyć na 1 597 872 zł, Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca „Mazowsze” im. Tadeusza Sygietyńskiego na 1 400 000 zł. Wśród teatrów operowych, w których strukturach działają zespoły baletowe środki finansowe zostały przyznane Operze Nova w Bydgoszczy (1 560 000 zł), Operze Krakowskiej (1 306 972 zł), Operze Śląskiej w Bytomiu (817 649 zł ), Operze na Zamku w Szczecinie (770 000 zł), Operze Bałtyckiej w Gdańsku (709 000 zł), Teatrowi Wielkiemu w Łodzi (500 000 zł). Wsparcie mają również otrzymać: Balet Dworski Cracovia Danza (60 000 zł), Kielecki Teatr Tańca (393 200 zł), Polski Teatr Tańca (50 248 zł), Stowarzyszenie Krakowski Teatr Tańca (50 954 zł), Egurrola Production Sp. z o. o. (664 500 zł). Covidowe dotacje przewidziane dla prywatnych i niepublicznych szkół, klubów, akademii i studiów tańca oscylują od kwot na poziomie 10 000 zł do prawie 123 000 zł dla Studia Tańca Rafała Maseraka. Mam nadzieję, że wszystkie te kwoty zostaną szybko uwolnione i przyczynią się do częściowej rekompensaty poniesionych strat i umożliwią, przynajmniej w jakimś stopniu, przetrwanie. Normalne życie tancerek, tancerzy, choreografów, pedagogów, ekip wspomagających ich działania artystyczne i edukacyjne, uległo na czas koronawirusa zawieszeniu. O tym jak radzą sobie w tej trudnej sytuacji opowiedział z perspektywy Birmingham Royal Ballet na łamach The New York Timesa Carlos Acosta. A Magdalenie Jagiełło-Kmieciak, Opera na Zamku w Szczecinie rozpoczęła cykl rozmów z artystami na tematy związane z pandemią, Zbigniew Czapski-Kłoda. Zachęcam do przeczytania!

==========

Magdalena Jagiełło-Kmieciak:
Co Pan odczuwa, widząc pustą widownię?

Zbigniew Czapski-Kłoda:
Szok. Obostrzenia w związku z Covid-19. Pięćdziesiąt procent widzów na początku, potem dwadzieścia pięć procent, a teraz zero procent – czyli zupełnie pusto… Artyści bez publiczności tracą energię, motywację, czują kosmiczną „czarną dziurę”, która na szczęście nikogo nie wchłania, ale też nie oddaje energii, życia, które zawsze towarzyszy wykonawcom podczas występu dla widzów. Na końcu każdego spektaklu są ukłony artystów, które są symbolem podziękowania widzom za obecność. Kłanianie się do pustego miejsca traci sens, ale nie poddajemy się.
 
Jak zmienił się Pana świat po wiosennym lockdownie?
Wiosenny lockdown przyniósł wiele zmian w kontaktach międzyludzkich. Pamiętam jeszcze stan wojenny, wprowadzony w Polsce zupełnie z innego powodu, więc znam to uczucie, jak nagle trzeba szybko zmienić swoje podstawowe nawyki. Niemniej żyjąc w tych czasach i mając dostęp do wszystkiego ciężko było od razu ze wszystkiego zrezygnować… Ja osobiście podszedłem do tego bardzo poważnie, ograniczyłem kontakty i przestrzegałem ogólnych zasad bezpieczeństwa.
 
Jak pandemia według Pana zmieniła świat artystyczny?
Pandemia przyszła szybko i tak nagle, a szczególnie ten drugi etap, który zupełnie uniemożliwił nam wystawianie spektakli z udziałem publiczności. Myślę, że bardzo szybko przestawimy się na działalność online, bo dzięki niej zatrzymamy przy sobie naszych odbiorców. Artyści w stacjonarnych ośrodkach kultury mają dużo łatwiej, dlatego trzymam mocno kciuki za tych, którzy prowadzą własną działalność artystyczną lub są na umowach o dzieło i zlecenie. Już pierwsza fala pandemii spowodowała u nich ogromne straty, nie tylko artystyczne, ale i ekonomiczne. Część z nich musi przeorganizować swoje dotychczasowe życie w związku z likwidacją firmy i zacząć od nowa, często w zupełnie innej sferze niż do tej pory.
 
Jak czas zarazy zmienił Pana własny świat?
Mój własny świat? Jestem twardy, nie poddaję się tak łatwo. Uważam na siebie jeszcze bardziej, ale z drugiej strony nie wpadam w panikę. Ze względu na stanowisko, jakie zajmuję w Operze na Zamku w Szczecinie, spotykam się codziennie z tancerzami, bo my nadal codziennie ćwiczymy normalnie i pracujemy nad repertuarem. Rozmawiamy ze sobą, dzielimy się swoimi spostrzeżeniami i wspieramy się nawzajem… To pomaga nam wszystkim w tych trudnych czasach.
 
Czego według Pana pandemia nas uczy – jako ludzi i jako artystów?
Czego uczy? Jako ludzi na pewno pokory do otaczającego nas świata i świadomości, że na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Dla mnie wciąż jest aktualne carpe diem, bo tak naprawdę nie wiadomo, co nas może za chwilę spotkać. Jako artystów? Misja, którą my, artyści, wypełniamy, skierowana do szerokiego grona odbiorców na pewno się nie zmieni, środki przekazu – na pewno tak. Jesteśmy z charakteru ludźmi twórczymi i dlatego wykonujemy ten zawód. Wierzę, że czas pandemii wykorzystamy, by odkrywać nowe kierunki kontaktu „artystycznego” z drugim człowiekiem.
 

Czy i jak zmieni się świat, kiedy wreszcie wrócimy do normalności?
Świat się nie zmieni, to my musimy się zmienić. Powrót do normalności nastąpi bardzo, bardzo szybko, ale czy będzie lepiej? Będzie na pewno inaczej. Teraz za wcześnie jeszcze, by mówić, jak się zmieni rzeczywistość, poczekajmy trochę. Na pewno technologia po pandemii stanie się w naszym życiu ważniejsza i bardziej dostępna. Potem i tak będziemy musieli z tym wszystkim się oswoić i podążać w wyznaczonych kierunkach.
 
A świat artystyczny się zmieni?  
Świat artystyczny? Boję się o niego najbardziej. Czasy przed nastaniem pandemii były dla nas trudne, dziwne pod wieloma względami. Kultura wysoka i jej problemy niestety były pomijane w środowisku, od którego zależała jej egzystencja. Już dziś jest ciężko i brakuje w Polsce mecenasów sztuki. Państwo bardzo dużo pieniędzy wydało i jeszcze więcej wyda na likwidację skutków pandemii. Pieniądze te potrzebne będą na ratowanie gospodarki i egzystencję społeczeństwa. Czy na kulturę coś jeszcze zostanie? Wierzę, że tak. Kultura i wartości, które za sobą niesie, są nierozerwalne. Życzę sobie i Państwu abyśmy jak najszybciej spotkali się w rzeczywistości bez maseczek i tych wszystkich obostrzeń… Dużo zdrowia i cierpliwości!

Czytaj też:

Carlos Acosta’s Vision: Some ‘Nutcracker,’ Some Led Zeppelin

Polscy artyści baletowi liczą na emerytalne przywileje

Nowi kierownicy

„Yuli” – talent, którego się nie chce

Hadyna z Koszęcina i przeboje Śląska, które przetrwały czasy PRL