Netflix i taniec. „Ruch” – dokumentalny serial społeczno-kulturowy o choreografach

Zaczęłam od końca. I na razie, kontynuując nadrabianie moich Netflixowych zaległości, obejrzałam ostatni odcinek o Akramie Khanie.

Akram Khan, genialny choreograf, mistrz kreowania nastroju, budowania napięcia, artysta posługujący się wyrafinowanym językiem choreograficznym, tworzonym z wielokulturowych inspiracji. Jego religią i kręgosłupem jest Kathak, klasyczna forma tańca hinduskiego o silnych dworskich tradycjach, taniec, którego charakterystycznym i mistycznie sugestywnym elementem są dzwonki, „muzyczny instrument tancerza”, każdy ze swoim własnym brzmieniem, który jednak musi współgrać z dźwiękiem pozostałych.

Urodził się w Londynie w 1974 roku. Pięć lat wcześniej jego rodzice wyjechali z Pakistanu Wschodniego. Tańczyć nauczyła go matka. Jego ciało miało być żywym muzeum, powiernikiem wspomnień rodziców o kraju, który zostawili. Dwudziestominutowe choreografie zaczął tworzyć w wieku zaledwie czterech lat. Ćwiczył w kuchni nad restauracją ojca, w której nie raz dochodziło do rasistowskich aktów przemocy. Również w szkole słuchał docinków związanych z jego pochodzeniem i stylem życia. W komiksach, które czytał nie było białych bohaterów. „Dorastanie było wyzwaniem, bo miałem inny kolor skóry” – mówi w filmie. Złość budziła w nim uległość ojca. Dziś widzi w tym pokłosie imperializmu.

W pewnym momencie jego dziecięcą wyobraźnią zawładnął Michael Jackson („Czułem, że oglądam coś nieziemskiego, magicznego, uduchowionego”), ale też Charlie Chaplin, Buster Keaton, Bruce Lee i Muhammad Ali. Kiedy miał trzynaście lat dostał się do „Mahabharaty” w reżyserii Petera Brooka. Dzięki temu doświadczeniu zrozumiał, dlaczego woli mity od prawdziwych historii. „Historia to fakty, po których pozostaje już tylko kłamstwo. Mit to kłamstwo, które okazuje się prawdą” – cytuje Jeana Cocteau.

W czasie studiów poszerzał swoją taneczną świadomość, wychodził poza ramy klasycznego tańca hinduskiego. Ale zrozumiał też, że nie musi porzucać swoich korzeni, aby stworzyć swój styl, nawiązać dialog ze współczesnymi twórcami i ich dziełami. „Zabrałem go ze sobą do świata tańca współczesnego” – mówi o tańcu Kathak.

Rok temu został zaproszony do uczczenia setnej rocznicy urodzin Sheikha Mujibura Rahmana, ojca Bangladeszu. Przygotowania do spektaklu z jego udziałem odbywały się w Londynie, zaś w Bangladeszu pracowali z miejscowymi tancerzami jego wysłannicy. Na pokaz zamierzał przyjechać z matką. Pandemia unicestwiła ten plan. Premiera odbyła się bez udziału publiczności. Ale wcześniej zarejestrowano próby, które dzięki Netflixowi możemy w krótkich fragmentach obejrzeć. I trochę podpatrzyć jego styl pracy, wymagania stawiane tancerzom, cele, jakie chce z nimi osiągać, historie, które chce opowiadać. Sam już nie tańczy. Jego taniec jest teraz w ciałach innych tancerzy.

Czytaj też:

Z prochu powstałeś…

Trzy dni z „Giselle” Akrama Khana

PS: Dobra wiadomość. New York City Ballet przedłużył do 27 maja czas emisji filmu w reżyserii Sofii Coppoli. Link do nagrania znajdą Państwo: tutaj.