Netflix i taniec. Israel Galván. Flamenco i Kathak

Tym razem obejrzałam trzeci odcinek „Ruchu”, dokumentalnego serialu społeczno-kulturowego o choreografach, przedstawiający Israela Galvána, hiszpańskiego artystę reprezentującego sztukę Flamenco. Ale zanim przejdę do filmu, wspomnę, że w 2014 roku Israel Galván współtworzył razem z bohaterem mojego poprzedniego wpisu Akramem Khanem „TOROBAKĘ”, spektakl o tańcu „zanim stał się sztuką”, a który z pewnością wywodzi się również z Flamenco i Kathak, dzieło, które nie miało być „etniczną wymianą między tradycjami”, „ćwiczeniem z globalnego tańca”, a raczej scenicznym nawiązaniem dialogu pomiędzy twórcami działającymi w różnych obszarach, którzy razem chcieli stworzyć „coś ze sposobu rozumienia tańca”. W tym miejscu załączam krótki trailer i zachęcam do obejrzenia jeszcze jednego dokumentu o procesie powstawania „TOROBAKI”, filmu, w którym obaj artyści dopuścili kamerę do fragmentów prób i opowiedzieli, w jaki sposób ich światy łączą się, uzupełniają, czerpią od siebie; jak budzi się w nich ciekawość i napięcie, jaką przesyłają sobie energię i co ich mobilizuje.

„Nazywam się Israel Galván. Tańczę flamenco i taniec wyzwolony” – tak Israel przedstawia się w „Ruchu” . W wieku pięciu lat opanował rytmikę tańca podpatrując lekcje, jakich udzielał jego ojciec José Galván w należącym do niego studiu tańca. Matka, Eugenia De Los Reyes, była tancerką. Od małego towarzyszył występom rodziców, niekończącym się wieczorom, podczas których zasypiał w futerale na gitarę. „To był wyjątkowy materac, trochę jak łóżko, trochę jak trumna” – wspomina. Po latach, w czasie kiedy już zmieniał Flamenco, zatańczył w trumnie stojące zwłoki. „Tym razem przeholował” – mówili wtedy oburzeni Romowie.

Już jako dziecko zaczął na życie zarabiać tańcem. Wyjechał z rodzicami w trasę. Tańczył w nocnych lokalach. Kiedy wychodził na scenę, parkiet pokrywały banknoty. W ten sposób publiczność doceniała jego występy. W jego tańcu była werwa, precyzja, niedoścignione mistrzostwo ruchów. Poczucie wolności dawała mu piłka nożna, lecz ojciec dopilnował, aby podążał wyznaczoną przez niego ścieżką. W wieku piętnastu lat zaliczał wszystkie konkursy i je wygrywał. „Tańczył flamenco, którego uczyłem, ale robił to dużo lepiej niż ja” – opowiada José Galván. Współpracownicy Israela mówią jednak, że w ich relacji było coś z cyrku. I że z dzisiejszej perspektywy przypominało to wykorzystywanie dziecka.

Zgodnie z wizją ojca miał tańczyć czyste Flamenco. On jednak z czasem nie chciał wykonywać tańca, który wszyscy chcieli zobaczyć. Zapragnął stworzyć świat inny od tego, w którym go wychowano. „Zanieczyściłem flamenco” – mówi – „Musiałem uciec od rodziny, by móc tańczyć”. W jednej ze scen widzimy go oglądającego na monitorze komputera „Święto wiosny” Wacława Niżyńskiego, wystukującego rytm i zapisującego swoją choreografię.

„Zmieniłem się i zacząłem tańczyć profilem” – opowiada w dalszej części filmu. Tańczenie bokiem do publiczności było bardziej intymne. Nie chciał przyciągać widzów typowymi atrybutami hiszpańskiego tancerza, przystojnego, silnego, wysokiego Don Juana. Zaczął przyjmować nietypowe pozy. Pierwszy wyzwolony występ zatytułował „The Red Shoes”. Energię skupił na butach, więcej uwagi poświęcił stopom. Potem stworzył „Przemianę” według Franza Kafki. Pokazał w niej blizny na ciele tancerza, zniekształcenia. Rozczarował ojca i hiszpańską publiczność. Nie rozumieli jego poszukiwań, nie rozpoznawali w nich Flamenco, do którego byli przyzwyczajeni. Tańczył przy pomrukach i obelgach publiczności. Krytyka była bezwględna. Ludzie na Facebooku grozili, że połamią mu nogi. Romowie poczuli się zdradzeni. On dalej przekraczał granice. Również te dotyczące płciowości i włączył do swoich występów środki wyrazu tradycyjnie zarezerwowane dla kobiet. W ciele, czy to mężczyzny, czy kobiety dostrzegał siłę i wrażliwość. Ożywiał w tańcu przedmioty. Kości, zęby traktował jak instrumenty, dzięki którym tańczył w duetach. Poszukiwał tych części ciała, które mogą wydawać odgłosy. „Stopy Israela to nowy instrument polifoniczny” – uważa jego ojciec. „Są jak współczesny fortepian zestawiony ze starym klawikordem, który brzmi wspaniale, ale ma swoje ograniczenia” – dopowiada Pedro Romero, jego dyrektor artystyczny.

Wyzwolony taniec Israela Galvána najpierw został doceniony poza granicami Hiszpanii. Ale kiedy to już nastąpiło, wystąpił na Plaza de Toros „Maestranza” przed kilkunastotysięczną publicznością, która biła mu brawo jak matadorowi. Do jego poszukiwań przekonał się też José Galván, który teraz mówi: „Israel miał rację, kiedy nie chciał podążać za moją teorią tańca, lecz ją zmienić”.

RUCH, reżyseria Thierry Demaizière, Alban Teurlai, serial dokumentalny Netflixa

Czytaj też:

Netflix i taniec. „Ruch” – dokumentalny serial społeczno-kulturowy o choreografach

Lubię takie poniedziałki

W hiszpańskim klimacie

Wielka kariera i przemocowy związek

Nowe flamenco Rocio Molina