Sekrety i kłamstwa, czyli „Diana: The Musical” na Netflixowej scenie

Choć ostatnio częściej oglądam seriale szpiegowskie („Homeland” należy do moich ulubionych) i dokumenty o tematyce historyczno-politycznej (z niedawno obejrzanych polecam trzy: „Jak zostać tyranem”, „Punkty zwrotne”, „Ostatnie dni”), Netflix zasugerował mi musical o księżnej Dianie. Jego prapremiera odbyła się w La Jolla Playhouse w San Diego w lutym 2019 roku, niedługo spektakl ma się pojawić na Broadway’u w Longacre Theatre. W tym właśnie teatrze sfilmowano bez udziału publiczności przedstawienie, które teraz udostępnia Netflix.

Nie jest to informacja dla nas jeszcze przydatna, póki co nasze MSZ apeluje o unikanie podróży zagranicznych, które nie są konieczne (z wjazdem do USA wiążą się też podobno inne obostrzenia), ale sprawdziłam, że bilety są już w sprzedaży. Na szczęście „Diana: The Musical” nie jest dziełem, aż tak wyjątkowym, żeby koniecznie gnać do Nowego Jorku, nawet jeśli jest się zagorzałym przeciwnikiem oglądania teatralnych przedstawień na mniejszych bądź większych ekranach. Nie przyłączę się jednak do grona krytyków totalnie zniesmaczonych tą produkcją. W „The Guardian“ mogą Państwo przeczytać jedną z najbardziej negatywnych ocen. Bliższe są mi opinie recenzentów akceptujących konwencję. Ja również nie oczekiwałam, że nagle z obyczajowej opowieści, o nieudanym małżeństwie księżnej Diany z księciem Karolem i jego miłości do obecnej żony Kamilii, która rozgrywała się na oczach całego świata, do czego zresztą na skutek pewnego zbiegu okoliczności i nieuniknionych w takich sytuacjach emocji, główni bohaterowie sami się przyczynili (jest o tym mowa w spektaklu), powstanie musicalowy traktat filozoficzno-psychologiczny. Wiemy przecież dobrze, że życie sporej części rodziny królewskiej (nie tylko wyżej wymienionej trójki) przypominało w tych i poprzednich latach medialną operę mydlaną. Tak więc obecność postaci Barbary Cartland ma tu swoje fabularne uzasadnienie nie tylko ze względu na jej koligacje z rodziną Spencerów.

Jest wprawdzie w „Diana: The Musical” przynajmniej kilka scen, które ocierają się o tandetę, niesmacznych żartów rodem z teatrów bulwarowych (wyraziście prościutkich, skierowanych raczej do widzów o mniejszej wrażliwości estetycznej i intelektualnej), księżna Diana nie jest tak piękna i zgrabna jak była w rzeczywistości, Kamila wydaje się ładniejsza; ponadto David Bryan mógłby skomponować more sophisticated music (żaden z utworów raczej nie zapadnie Państwu specjalnie w pamięć i nucić go nie będziemy), a Kelly Devine stworzyć choreografię składającą się z czegoś więcej niż kilka poprawnych układów tanecznych, nad którymi nie ma powodu dłużej się rozwodzić;, ale… historia została sprawnie opowiedziana, trzyma się faktów i bez popadania w ckliwy sentymentalizm dobrze przekazuje, w formie wokalno- muzyczno-aktorskiej, przebieg relacjonowanych wydarzeń.

Księżna Diana nie jest więc żoną „zniosę wszystko”, która dla utrzymania swojego statusu zaciska zęby, z uśmiechem zachowuje pozory i nie przysparza kłopotów swojemu niewiernemu mężowi; nie jest też (a lubiła tańczyć nawet na scenie Royal Opera House) grzecznym baletowym „Kopciuszkiem”, „Królewną śnieżką” ani „Śpiącą królewną”. Jest kobietą z krwi i kości, ulegającą emocjom, nie zamierzającą z królewską albo prezydencką – w stylu Jackie Kennedy – godnością wykonywać jak gdyby nigdy nic „najgorszej roboty w Anglii”, choć miała ku temu talent i lepiej od księcia Karola, z wrodzoną empatią, umiała nawiązywać kontakty z szeroką publicznością, angażować się w realne problemy społeczne i polityczne. Jest kobietą, która miała prawo czuć się oszukana, gdy jej małżonek okazał się ziemskim księciem, wciąż zakochanym w swojej wieloletniej kochance, dość twardo stąpającej po ziemi Kamili. Czy książę Karol został w tym musicalu ośmieszony? Myślę, że nie. Sprawy poniekąd tak się miały. Ożenił się z dziewczyną, której nie kochał, uległ presji rodziny, Kamila była w tym czasie mężatką (też zdradzaną przez męża). Don Juanem nie był, ale oszukiwał, wymykał się z domu, czas spędzał z Kamilą i ich przyjaciółmi (czy nie są to upokarzające sytuacje?). Winą niejednokrotnie – po męsku – obarczał Dianę. Szkody wyrządzane przez sekrety i kłamstwa są jednym z głównych wątków tego musicalu. Tak sobie myślę, że wbrew temu, co napisałam kilka zdań temu, utwór „Secrets and Lies” powinniśmy sobie od czasu do czasu nucić przed lustrem, zwłaszcza kiedy przychodzi nam do głowy tkwić w kłamstwach i z premedytacją oszukiwać. Playlista została już wypuszczona. Piosenkę można odnaleźć: tutaj. Ja również lubię utwór „The Rage”. Scena wściekłości jest jedną z mocniejszych, a Roe Hartrampf odegrał ją znakomicie.

Wspomniałam już o urodzie, wrażliwości księżnej Diany, jej poczuciu krzywdy, niezgodzie na sekrety i kłamstwa, pragnieniu wykorzystywania swojej pozycji do czynienia rzeczy ważnych i potrzebnych. Ale przecież znana również była ze swojego stylu Haute couture. Kostiumy zaprojektowane przez Williama Ivey Longa są wzorowane na oryginalnych strojach księżnej, wiele z nich obiegało światowe media i było przedmiotem westchnień milionów kobiet z zachwytem obserwujących jej garderobę. Jedną z najsłynniejszych kreacji była, zaprojektowana przez Christinę Stambolian, odważnie seksowna mała czarna z przezroczystym szyfonowym trenem. Lady Di wyglądała w niej zjawiskowo. Media ochrzciły ją „The Revenge Dress” (Sukienką zemsty), gdyż włożyła ją 29 czerwca 1994 roku na galę charytatywną w The Serpentine Gallery w Londynie – w dniu, w którym Karol publicznie przyznał się, że zdradza żonę z Kamillą Parker-Bowles. Ten wątek również odnajdą Państwo w „Diana: The Musical”.

DIANA: THE MUSICAL, reżyseria Christopher Ashley, Netflix i wkrótce Brodway

Czytaj też:

A ja się nie nudziłam

Kolorowy PRL

Wielki pan, zły człowiek czy nijaki Don Juan?

A jednak grzeczny Kopciuszek. Premiera w Operze Bałtyckiej

Musical wymaga absolutnej perfekcji. Rozmowa z Wojciechem Kępczyńskim

Netflix i taniec. „Ruch” – dokumentalny serial społeczno-kulturowy o choreografach