A new modern classic…
Tak kanadyjska prasa nazwała styl Aleksieja Ratmańskiego po premierze baletu „Romeo i Julia” w wykonaniu Narodowego Baletu Kanady. Pod koniec ubiegłego roku tytuł znalazł się na afiszu Teatru Bolszoj w Moskwie i dzięki temu w styczniu 2018 r. wszedł do repertuaru „Bolshoi Ballet Live”. W Polsce transmisje odbyły się w co najmniej kilkunastu miastach i jeszcze się nie zakończyły. Obejrzałam ten balet już dwa razy – w Warszawie oraz w Łodzi – i szybko stał się jedną z moich ulubionych wersji „Romea i Julii” do muzyki Siergieja Prokofiewa. Do tej pory było ich trzy – Kennetha MacMillana, Rudolfa Nuriejewa, Fredericka Ashtona.
Aleksiej Ratmański (rocznik 1968) jest obecnie choreografem rezydentem w American Ballet Theatre, wcześniej był dyrektorem artystycznym Baletu Bolszoj. Jest jednym z najzdolniejszych współczesnych choreografów. Zaczynał jako tancerz, szybko jednak zrozumiał, że nie ma warunków fizycznych, by dołączyć do grona najlepszych. Marzył o choreografii; od dziecka – kiedy tylko słyszał muzykę – przed oczami miał taniec. Już w szkole stało się jasne, że ma predyspozycje do wypracowania własnego stylu. Był buntownikiem. Nie lubił i nie potrafił się podporządkować ustalonym regułom (bo wtedy – jak twierdzi – traci się sens tańca) ani pedagogom. Jednym z nich był słynny choreograf Dmitrij Briancew (twórca m.in. „Złudnego balu” do muzyki Fryderyka Chopina). Ratmański prowadził z nim ożywione dyskusje, podczas których sprzeciwiał się stylowi radzieckiej choreografii. Sam ceni starą rosyjską szkołę, którą można według niego odnaleźć w choreografiach Fredericka Ashtona i George’a Balanchine’a, a także zdobycze szkoły francuskiej i włoskiej.
Choreografie Ratmańskiego nazywane są metamorfozami ciała. Charakteryzuje je złożony, trudny technicznie, ale jednocześnie przejrzysty i przystępny w odbiorze słownik ruchowy. Bazuje na technice tańca klasycznego, wzbogaca ją jednak elementami tańca modern. Stosuje skomplikowane kombinacje kroków (na jeden ruch potrafi podobno udzielić 15 wskazówek), lubi szybkie tempo, zmiany kierunków i wysokości. Punktem wyjścia jest dla niego zawsze muzyka. „The steps comes from the music” (Kroki wynikają z muzyki) – powiedział Amandzie Jennings z „Dance Europe Magazine” w sierpniu 2017 r. Twierdzi, że część pomysłów wynika z jego własnych predyspozycji fizycznych. Sam ma długie, elastyczne i mocne plecy. Dlatego lubi (i jest to widoczne w jego twórczości) uruchamiać górną część ciała tancerzy, ale jak tłumaczy, aby osiągnąć pożądany efekt, potrzebne są też silne nogi. Jeśli ich komuś brakuje, napięcie idzie do góry – szyja staje się napięta, głowa zaś statyczna. A w jego choreografiach musi dynamicznie tańczyć całe ciało; dużą rolę odgrywają też plastyczne port de bras (pozycje rąk) i tzw. épaulement, czyli zwroty ramion. „Ratmański ma tradycję we krwi, ale jest młodym, nowoczesnym mężczyzną, który rozwija taniec klasyczny” – uważa Karen Kain, dyrektor artystyczna Narodowego Baletu Kanady, która namówiła artystę na zrealizowanie „Romea i Julii” w Toronto.
W Moskwie tańczyły trzy premierowe obsady. W tytułowych rolach wystąpili Jekaterina Krysanowa i Władisław Łantratow, Jewgienija Obrazcowa i Siemion Czudin oraz Anastazja Staszkiewicz z Wiaczesławem Łopatinem. Ciekawie byłoby obejrzeć wszystkie trzy interpretacje; w kinach możemy jednak obejrzeć tylko pierwszą parę. Jest doskonale zgrana. Porusza się lekko, naturalnie i przekonująco, posłusznie poddając się wyobraźni choreografa.
Akcja baletu rozgrywa się w renesansowej Weronie. Ratmański zachował realia epoki, współczesny sznyt nadał choreografii. Wprowadził niewielkie zmiany dramaturgiczne, nie fałszując jednak intencji Szekspira i Prokofiewa. Nie będę ich zdradzać, by nie popsuć efektu zaskoczenia. Scenografię i kostiumy zaprojektował Richard Hudson. Dekoracje inspirowane były malarstwem Giorgia de Chirico. Jego obrazy placów we włoskich miasteczkach przypominają niekiedy teatralne dekoracje, które można dopełnić własnymi wyobrażeniami. Ratmański wypełnił je ruchem. Stworzył skomplikowaną technicznie choreografię, którą tancerze wykonują tak, jakby nie sprawiała im żadnej trudności. Nie ma pustych momentów, prawie każdej nucie – kolejny element charakteryzujący choreografie Aleksieja Ratmańskiego – przypisany jest plastyczny ruch.
Podobały mi się partnerowania i sceny zbiorowe. Świetny był też Igor Cwirko jako Merkucjo. A sam sposób myślenia o kompozycji tanecznej przypomina mi styl, który zademonstrował Rudolf Nuriejew, tworząc w 1977 r. „Romea i Julię” dla London Festival Ballet (potem spektakl przejęła Opera Paryska). „Bądźcie ruchowo kreatywni, zapomnijcie o tradycyjnych pozycjach” – mówił wtedy tancerzom i stworzył innowacyjną choreografię, również na bazie techniki tańca klasycznego oraz modern. I podobnie jak teraz Ratmański każdej nucie był w stanie przypisać określone pas.
PS: W repertuarze Teatru Bolszoj, oprócz wersji Aleksieja Ratmańskiego, cały czas znajduje się „Romeo i Julia” w choreografii Jurija Grigorowicza. Premiera odbyła się w 1979 r., inscenizacja została „odświeżona” w 2010. Balet Grigorowicza wystawiany jest na Scenie Historycznej, Ratmańskiego – na Scenie Nowej.