Nowy „Don Kichot”
To jeszcze nie recenzja. A tylko zapowiedź. W Operze Śląskiej w Bytomiu trwają próby do „Don Kichota”.
„Nie zmieniamy tekstu libretta ani miejsca akcji, ale obraz, który proponujemy jest inny, różni się od poprzednich. Porównując do premiery sprzed 16 lat należy podkreślić, że zupełnie nowa będzie np. scenografia” – zdradza choreograf Henryk Konwiński.
Z panem Henrykiem rozmawiałam trzy lata temu tuż przed premierą „Krzesanego” w Teatrze Wielkim w Łodzi.
Po raz pierwszy na łódzkiej scenie wystawił też swój balet Henryk Konwiński, o którym mówi się, że jest krajowym rekordzistą w liczbie zrealizowanych spektakli. A ponadto zna się na górach i muzyce Wojciecha Kilara. Stąd „Krzesany” i „Siwa mgła” – dwa utwory, z których choreograficzną wizją tancerze świetnie sobie poradzili w drugiej części wieczoru.
– „Magia rytuału”, POLITYKA nr 27 (3066)
Bardzo miło wspominam to spotkanie. Mogę się teraz przyznać, że wywiad nagrywaliśmy dwa razy. Zawinił dyktafon 🙂 Pan Henryk powinien wygonić mnie wtedy z teatru. Zrobiliśmy jednak tylko krótką przerwę i powtórzyliśmy rozmowę.
To Conrad Drzewiecki zaraził Pana choreografią?
Niewątpliwie to on mnie popchnął w jej stronę. Stało się to, kiedy doznałem poważnej kontuzji kręgosłupa. Leżałem w szpitalu na przeróżnych wyciągach i czekałem na operację. Byłem kompletnie załamany psychicznie. Wtedy odwiedził mnie Conrad i powiedział: „ Słuchaj, jest jeszcze choreografia. Wprawdzie żadna muza koło Ciebie nigdy ot tak nie usiądzie i nie powie Ci co należy zrobić, ale masz po prostu słuchać muzyki, myśleć, pracować, kombinować i obserwować”. I tak robię do dzisiaj. Conrad otworzył mi też oczy na taniec współczesny. To dzięki niemu poznałem nowe techniki i osiągnięcia zachodniej sztuki tańca.
– „Liryczny moment tęsknicy”, taniecPOLSKA(pl)
Nie udało się wtedy opublikować jej pełnego zapisu. Teraz jest więc okazja, aby napisać kilka słów o tym „jak to się wszystko zaczęło”.
W młodości chciał zostać artystą malarzem, ale ojciec, budowniczy z zawodu, był bardziej konkretny. Musiał więc najpierw skończyć technikum drogowe. Marzył nadal o sztuce. Miał szczęście, mieszkał wtedy w Poznaniu, a Olga Sławska-Lipczyńska organizowała akurat szkołę baletową na Starym Rynku. „A przy tej szkole było ognisko baletowe dla takich nastolatków, jak ja” – wspominał.
Po maturze otrzymał nakaz pracy w Kościerzynie na Kaszubach. Tam działał Zespół Pieśni i Tańca Ziemi Kościerskiej. „A więc taniec!”. Udało mu się wyplątać z nakazu pracy. Wrócił do Poznania; stanął do audycji i został przyjęty do zespołu baletu Opery Poznańskiej. Chciał stać się zawodowcem, „uwiarygodnić swoją obecność w zawodzie”. Otrzymał zgodę na przystąpienie do egzaminu w Warszawie.
Codziennie o 8.00 rano odbywał lekcje w poznańskiej Szkole Baletowej. Od 10.00 pracował w Operze, o 14.00 wracał do szkoły. Poniedziałek był dniem wolnym od pracy w teatrze, po niedzielnym przedstawieniu jechał więc do Warszawy i zaliczał wszystkie poniedziałkowe lekcje. „I tak aż do otrzymania dyplomu. Byłem młody i silny. Dałem radę. Jestem z pokolenia entuzjastów” – powiedział w rozmowie.
DON KICHOT, PREMIERA, 26 kwietnia, Opera Śląska w Bytomiu – w ramach Międzynarodowego Dnia Tańca.
Czytaj też: „Tajemniczy patron”, POLITYKA nr 17 (3158)