Tancerka w wielkim stylu

„Młoda ta tancerka wstępnym bojem zdobyła sobie publiczność warszawską; pierwszy jej występ był prawdziwym triumfem. Trudno bowiem o lepsze warunki niż te, jakie posiada p. Hulanicka dla uprawianej przez nią sztuki. Obok doskonałej techniki, olbrzymiej muzykalności, świetnego poczucia rytmu, posiada p. Hulanicka ten niczym niezastąpiony czar młodości, a stąd płynący zapał i przepiękny humor. Przy stosunkowo wysokiej postaci podziw budzi lekkość i lotność (przedziwne, pełne gracji skoki). Najpiękniej wykonała p. Hulanicka »Marche militaire« Schuberta, »Walc« i »Ecossaise« tegoż autora oraz »Humoreskę« Rachmaninowa w przepysznym stroju bachantki” – pisał Jarosław Iwaszkiewicz w „Kurierze Polskim” o debiucie Haliny Hulanickiej na scenie Teatru Polskiego w Warszawie 29 stycznia 1922 r.

Postanowiłam odnaleźć jej grób, kiedy zbierałam materiały do artykułu o Gerardzie Wilku. Była kierownikiem szkoły baletowej w Bytomiu, do której wybrał się na egzaminy z rodzinnych Gliwic, 
za jej namową przeniósł się potem do Warszawy. Zaczęłam szperać, żeby dowiedzieć się o niej czegoś więcej. W dwóch książkach Bożeny Mamontowicz-Łojek – „Terpsychora i lekkie muzy” oraz „Polskie szkolnictwo baletowe w okresie międzywojennym” – przeczytałam, że była również doskonałą tancerką, a pracą pedagogiczną zajęła się jeszcze przed wojną. Nie natrafiłam niestety na żadne wspomnienia: rodziny, przyjaciół, uczniów, współpracowników. Pozostały jedynie zdjęcia (była piękną, atrakcyjną, stylową kobietą) i trochę recenzji prasowych. Przekazuję więc garść suchych informacji z nadzieją, że może kiedyś uda się zebrać ich więcej.

Urodziła się 18 października 1899 r. w Kijowie. Tam, w Szkole Tańca Nowoczesnego Klaudii Isaczenko- Sokołowej, zaczęła taneczną edukację. Później uczyła się w Szkole Rytmiki i Plastyki Janiny Mieczyńskiej w Warszawie oraz w Paryżu u Isadory Duncan i w Szkole Akrobatyki André Guichota. W rozmowie opublikowanej w 1936 r. w czasopiśmie „Światowid” opowiadała, że uczęszcza na lekcje baletu Zygmunta Dąbrowskiego, świetnego tancerza i uznanego pedagoga.

Jeżeli wszakże chodzi o technikę przygotowawczą, to uważam, że każda tancerka powinna przejść technikę klasyczną. Sama teraz jeszcze uczęszczam do szkoły tańca klasycznego Zygmunta Dąbrowskiego, uważając, że technika klasyczna najbardziej ułatwia tancerce pracę.

Tańczyła w Polsce, Niemczech i w paryskiej Olympii. Choreografie opracowywała sama. Były to popularne wówczas wariacje inspirowane tańcami polskimi, hiszpańskimi… I choreograficzne interpretacje utworów muzycznych Straussa, Schuberta, Rachmaninowa, Prokofiewa. Podziw widzów budził układ solowy, w którym ruchami nagich rąk (i w bardzo oryginalnym kostiumie) imitowała falowanie ramion tytułowej „Meduzy”. Uznano ją za pionierkę kierunku duncanowskiego i modernizmu francuskiego w Polsce.

Za każdym razem, gdy ruchami nagich rąk oddawała niesamowite falowanie ramion meduzy, wśród ciszy, w jakiej widownia oglądała ten taniec z zapartym oddechem, wznosił się niepohamowany szmer podziwu widzów.

Wystąpiła też w roli gruzińskiej tancerki w filmie Ryszarda Ordyńskiego „Mogiła nieznanego żołnierza”. W 1929 r. zdobyła I nagrodę podczas Turnieju Tanecznego w Warszawie.

To tancerka w wielkim stylu, o dużej technice, nieprzeciętnej muzykalności i inteligencji.

– Stanisław Głowacki, „Życie Sztuki”, 1939 r.

Równolegle rozwijała karierę pedagogiczną. Udzielała lekcji tańca plastycznego (duncanowskiego) w szkole Janiny Mieczyńskiej (przez dwa lata pełniąc też funkcję współkierownika), współpracowała z eksperymentalnym Teatrem Reduta, pracowała w Konserwatorium Muzycznym.

Pracę w warszawskiej szkole baletowej rozpoczęła, kiedy w sezonie 1934/35 kierownictwo objął na chwilę (ona pozostała dłużej) Jan Ciepliński i wprowadził do działu zawodowego nowe przedmioty – taniec wyzwolony i nauczaną przez Halinę Hulanicką, aż do wybuchu wojny, akrobatykę taneczną. Chodziło o rozciągnięcie i utanecznienie uczniów, zwiększenie elastyczności ich ciał i swobody ruchów. „Stosowała m.in. systematyczne ćwiczenia na wyrobienie siły mięśni brzucha (pracujących przy podnoszeniu nóg do góry), różnego rodzaju przegięcia do tyłu (mostki), rozciąganie nóg w kierunku pionowym i rozwijanie siły mięśni, pracujących przy ich podnoszeniu, stanie na rękach, przejścia i przerzuty z rąk na nogi poprzez mostek” – pisała Bożena Mamontowicz-Łojek. Zabronione było jedynie robienie szpagatu, gdyż uważano, że ćwiczenia do niego prowadzące niedobrze wpływają na rozwój mięśni deformując uda. Jednak jak donosił reporter „Expressu Porannego”, wszystkie uczennice „szczebiocą” o szpagacie, ćwiczą go w domu, bo „pasuje je na dorosłe”.

Po wojnie, w czasie której została wywieziona na roboty do Niemiec, nie kontynuowała kariery scenicznej. W latach 1947-51 pełniła funkcję referenta do spraw choreografii w Wojewódzkim Wydziale Kultury we Wrocławiu. Współpracowała z miejscowymi teatrami, już tylko jako choreograf odpowiedzialny za plastykę ruchu scenicznego. Na początku lat 50. została kierownikiem Państwowego Liceum Choreograficznego w Sosnowcu. I pozostała na tym stanowisku z chwilą przekształcenia placówki w Szkołę Baletową w Bytomiu. Kilka lat później przeprowadziła się do Warszawy. Odtąd zajmowała się już tylko nauczaniem przedmiotów zawodowych. W 1968 r. przeszła na emeryturę, ale jeszcze przez dwa lata prowadziła zajęcia z gimnastyki artystycznej w klubie sportowym „Warszawianka”.

Zmarła 21 stycznia 1975 r. Została pochowana na Cmentarzu Ewangelicko Reformowanym.