Co za czasy?
Mobberzy zabierają głos w sprawie mobbingu. Tak, znajomość tematu to rzecz fundamentalna. Drugim teatralnym spektaklem roku zostaje ogłoszona, nie zdradzono wprawdzie według jakich kryteriów, pewna zbiorowa choreografia, na której tle wszystkie inne taneczne spektakle musiały okazać się wtórne i tak banalne, że nawet nie warto ich było wymieniać. Drodzy Państwo, a mi się wydawało, że Prima aprilis jest dopiero w kwietniu. Telewizję narodową możemy już zacząć oglądać bez wyrzutów sumienia. Na razie „cała prawda” nie obowiązuje w niej jeszcze przez „całą dobę”, ten przywilej nadal zachowuje stacja TVN24, ale jak prezes Kurski sfinansuje więcej seriali o wybitnych polskich artystkach i artystach, którymi komercyjni nadawcy nie są ponoć zainteresowani (co jest możliwe, bo ostatnio na jednego z największych gwiazdorów, regularnie występujących w godzinach największej oglądalności, wykreowany w TVN24 został jeden z naczelnych homofobów, a przy okazji ofiara PISowskiego systemu; czy jest jakieś inne miejsce na ziemi, gdzie takie melanże są możliwe?), to kto wie… No i wreszcie – w „czasach zarazy” sprawa dla wszystkich Polaków najważniejsza – w wielkim stylu zainaugurowana została promocja szczepionki przeciw COVID-19. Najpierw z teatralnym przytupem oficjalnie wystąpiła przed całym narodem naczelna pielęgniarka szpitala MSWiA, a kilka dni temu w zaciszach uniwersyteckich i szpitalnych gabinetów szczepionkę promować zaczęli stęsknieni za publicznością aktorzy oraz patrzący władzy na ręce politycy i wybrany przedstawiciel mediów. Niedawno Jarosław Kaczyński w podobny sposób promował odwiedzanie grobów osób bliskich; no cóż, czy ktoś jeszcze ma wątpliwości, kto jest prawdziwym wodzem naszego wielkiego kraju? „Czarne jest białe, a białe zmienia się w czarne. Wtedy kłamcy mogą czuć się zupełnie bezkarnie” – śpiewał Dezerter w utworze „Co za czasy?”. A czasy są takie, jak tytuł albumu („Prawo do bycia idiotą”) i mocno-gorzkie słowa, które w nim padły:
Może to wszystko jest bzdurą
A życie wygląda inaczej
Może rządy są uczciwe
I nie ma ukrytych znaczeń
Może to, co chcą ci sprzedać
Powinieneś od nich kupić
Nie zadawać trudnych pytań
I po prostu ich polubić
Mamy wolność słowa
I wolność bycia sobą
Mamy prawo wyboru
I prawo do bycia idiotą
Zatem obejrzyjmy sobie balet. To przecież takie łatwe i przyjemne zajęcie dla mało wyrafinowanych umysłów, w sam raz na czasy, w których żyjemy. Jeszcze przez kilka dni, w świątecznym prezencie od Royal Opera House, dostępny jest „Don Kichot” Carlosa Acosty. Prapremiera tego tytułu odbyła się 26 grudnia 1869 roku w Moskwie w choreografii Mariusa Petipy, dwa lata później dokonał on pewnych modyfikacji, które ujawnione zostały na petersburskiej scenie, zaś na początku XX wieku choreografię i inscenizację „Don Kichota” zrewolucjonizował Aleksander Gorski, a fakt ten Petipa skwitował takim oto, wiele mówiącym, zdaniem: „Czy ktoś powie temu młodemu człowiekowi, że jeszcze nie umarłem?”. Od tego czasu choreografia „Don Kichota” przeszła jeszcze niejedną zmianę, była technicznie utrudniana i udoskonalana przez największe gwiazdy, zwłaszcza rosyjskiego baletu. To właśnie na moskiewskich i petersburskich scenach, Teatru Bolszoj i Teatru Maryjskiego, spektakl osiągnął znakomitą genialność wykonania i na stałe zagościł w repertuarze na równi z innymi baletowymi ikonami: „Bajaderą”, „Jeziorem łabędzim”, „Śpiącą królewną”, „Dziadkiem do orzechów”. Ja właśnie w tym sezonie zrobiłam wyjątek od reguły, „Dziadka…”, aby świątecznej tradycji stało się zadość, mam jeszcze przed sobą, na razie skorzystałam z okazji i obejrzałam „Don Kichota” w wersji Carlosa Acosty, dotąd znanej mi tylko ze słyszenia. Technicznych fajerwerków proszę się nie spodziewać. Jeżeli mamy na nie ochotę, lepiej sięgnąć po inne nagrania. Jednym z moich ulubionych jest, nadal zachwycające obsadową charyzmą, przedstawienie zarejestrowane już dość dawno temu w Teatrze Maryjskim, wydane na DVD i nadal gdzieniegdzie dostępne, na przykład: w tej księgarni. Słynny tancerz, który wcielił się w zrealizowanej przez siebie choreografii w postać Basilia i Marianela Nuñez jako Kitri tańczą po prostu dobrze, słabo niestety wypadli wykonawcy ról Espady i Mercedes: Ryoichi Hirano i Laura Morera.
Wersja ROH może zaciekawić dramaturgicznie. Taniec stworzony przez Carlosa Acostę jest łagodniejszy. W odróżnieniu od inscenizacji techniczno-widowiskowych, Acosta delikatnie rozbudował kluczowe dla rozwoju akcji sceny, większą uwagę poświęcił fabularnemu przedstawieniu postaci. Pierwsze zmiany pojawiają się już w prologu, w którym oprócz tytułowego bohatera i jego sługi Sancho Pansy pojawiają się też inne postaci, w tym Dulcynea. W dalszej części spektaklu trochę więcej zadań dostali do wykonania także Don Kichot z Gamachem. W scenie dziejącej się w cygańskim obozie, uwaga widza skierowana zostaje na urojenia i senne marzenia Don Kichota, co jest niewątpliwie atutem, choć szczerze mówiąc akurat w tym fragmencie nie obraziłabym się, gdyby wykorzystana została brawurowa choreografia Kasjana Golejzowskiego. Także rynek hiszpański jest zdecydowanie spokojniejszy od wielkich i barwnych scen zespołowych obowiązujących w choreografiach rosyjskich, ale jest to miła odmiana dająca poczucie autorskiego klimatu dzieła, zamiast stereotypowego przeniesienia jednej ze znanych choreografii na nowy zespół.
Link do nagrania znajdą Państwo w tym miejscu. Spektakl można oglądać do 6 stycznia.
#Zostańwdomu i oglądaj taniec!
Czytaj też:
Piraci w Operze – recenzja spektaklu: „Korsarz” w choreografii Manuela Legris
Komentarze
A ja wciąż jestem w Musikveraine i Wiener Philharmoniker zasłuchany i zapatrzony w tradycyjny Koncert Noworoczny wraz z przyległościami, i wracam pamięcią do lat osiemdziesiątych, do „From Vienna: The New Year’s Celebration“ , gdy Walter Cronkite prowadził TV narrację dla widzów w USA i nawet dyrygował Radetzky Marsch na jednej z generalnych prób.
Carlos Kleiber dyrygował marszem Radeckiego (czeski generał w służbie cesarza) w Koncercie Noworocznym z Wiednia circa 30 lat już temu. To był genialny dyrygent o cudownej choreografii, na pewno znakomity tancerz w życiu prywatnym.
„Carlos Kleiber – Der Skrupulöse Exzentriker”
Nagrał niewiele, występował rzadko, zaszywał się na lata całe u żony baletnicy w Słowenii (I am lost to the world). Nazywany niekiedy „the empty refrigerator maestro”. Wybrany najlepszym dyrygentem wszech czasów w plebiscycie dyrygentów.
Stanislava Brezovar is buried together with Carlos Kleiber in the Slovenian village of Konjšica near Litija. Jadę. Umarł ledwie pół roku po śmierci żony…