Sprawa Liama Scarletta. Sprawca czy ofiara?
Kiedy w ubiegłym roku czytałam prasowe doniesienia o usunięciu Liama Scarletta z kręgu artystów Royal Opera House, po owianym tajemnicą postępowaniu o nadużycia natury seksualnej, a także o zerwaniu zawartych z nim kontraktów przez The Royal Ballet i inne zespoły baletowe, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że dyskrecja, jaką otoczone zostało postępowanie posunięta została do granic absurdu, nie służy akcji #MeToo i narusza prawa podejrzanego, a nawet, wprawdzie nie w sensie prawnym, ale jednak faktycznie oskarżonego.
Dlatego w moim wpisie „Ciche odejście w aurze #MeToo” padło następujące zdanie: „Liam Scarlett publicznie do postawionych zarzutów nie ustosunkował się. W tym sensie wymowna staje się wypowiedź Dietera Jaenicke, dyrektora Salon Internationale de la Danse, który ostrzega przed pochopnym łamaniem ludzi i ich karier. Niestety enigmatyczne wypowiedzi przedstawicieli Royal Opera House i brak oficjalnego oświadczenia, z jakich ostatecznie powodów zadecydowano o zakończeniu współpracy z choreografem-rezydentem, nie pomagają w walce o przejrzyste i cywilizowane warunki pracy”.
W sobotę dowiedziałam się, że Liam Scarlett nie żyje. Dzień wcześniej zmarł w swoim domu w Ipswich w wieku trzydziestu pięciu lat. Chwilę wcześniej Królewski Balet Duński oficjalnie odwołał zaplanowane na wiosnę 2022 roku wystawienie baletu „Frankenstein” w jego choreografii, gdyż jak ogólnie stwierdzono w teatrze niedopuszczalne są zachowania obraźliwe, a dobre samopoczucie i bezpieczeństwo osób w nim zatrudnionych są priorytetem dyrekcji.
Jedną z pierwszych osób, która zabrała głos w sprawie jego śmierci był Aleksiej Ratmański, który na swoim Facebooku napisał o samobójstwie Liama, oskarżył świat baletu o odwrócenie się plecami od życiowej tragedii choreografa i wyraził sprzeciw wobec swoiście pojmowanej kultury wykluczenia. Od wczoraj także część mediów domaga się większej przejrzystości sprawy.
Krytyce poddana została tajemnica postępowania. Wątpliwości budzi wydane po zakończeniu dochodzenia oświadczenie, że „nie ma żadnych spraw do rozpatrzenia” o domniemane niewłaściwe kontakty podejrzanego z uczniami The Royal Ballet School. Niezrozumiałe jest także – w kontekście zerwania współpracy – stanowisko australijskiego Queensland Ballet, który przeprowadził swoje własne śledztwo i również nie znalazł podobno dowodów na niewłaściwe zachowanie artysty. Pisze się także, jakoby ROH przez dziesięć lat ignorowała wewnętrzne skargi dotyczące Liama. Plotki głoszą, że namawiał uczniów do przesyłania mu nagich zdjęć. W związku z tym zasadne stało się pytanie, czy osoby, które te zarzuty ignorowały nie powinny zostać pociągnięte do odpowiedzialności. Zastanawiające jest też milczenie artysty. Liam Scarlett nie ustosunkował się publicznie do wysuwanych pod jego adresem oskarżeń. W związku z tym nie bez kozery pojawiają się przypuszczenia, że ROH kupiła sobie jego milczenie. Przyznaję, że ja również zastanawiałam się, czy nie doszło wcześniej do zawarcia jakiejś ugody.
Dobitnie sprawę podsumował Graham Watts. Na łamach The Spectator wyraził taką opinię:
„Scarlett’s career was effectively ended without a trial or any transparent due process. An independent inquiry took place in secret and concluded that there were no matters to pursue but nonetheless ended his ability to work. Of course, safeguarding and a duty of care to students should be at the highest level of secure robustness, but a duty of care to the accused is also required. Accusers get to keep their anonymity, but the accused has nowhere to hide even when allegations are dropped” (Kariera Scarletta została unicestwiona bez procesu czy jakiegokolwiek transparentnego postępowania. Niezależne dochodzenie odbyło się w tajemnicy i stwierdziło, że nie ma żadnych spraw do rozpatrzenia, ale mimo to spowodowało utratę przez niego pracy. Jest rzeczą bezdyskusyjną, że uczniom należy się ochrona i ich bezpieczeństwo powinno być na najwyższym poziomie, ale konieczna jest też opieka nad oskarżonym. Oskarżyciele mogą zachowywać anonimowość, ale oskarżony nie ma gdzie się ukryć, nawet jeśli zarzuty zostaną wycofane”.
W sprawie Liama Scarletta jest chyba jeszcze gorzej. W zasadzie oficjalnie nic nie wiadomo. Ani jakie konkretnie zarzuty i przez kogo zostały postawione, ani czy jego wina została udowodniona bądź chociażby uprawdopodobniona. Wiemy jedynie, że w Londynie „nie ma żadnych spraw do rozpatrzenia”, a w Australii w zachowaniu Liama Scarletta nie było nic niewłaściwego.
Czytaj też:
Przedwczesna śmierć Liama Scarletta
Slipped Disc:
Two Opera Houses face questions about Liam Scarlett’s death
The Sun:
What were the allegations against Liam Scarlett?
The Spectator:
What lessons are there from the tragic death of Liam Scarlett?
Komentarze
Sprawca czy ofiara?
Niestety, Pani Joanno nie mogę pomóc.
Nie nadaję się na sędziego. Niby można poczekać na Sąd Ostateczny, ale to chyba rozwiązanie mało preferowane w dzisiejszych czasach.
Jedyne co mi przychodzi do głowy to liczyć na opinię czynników specjalizujących się w tej tematyce na blogach Polityki.
Się na tym znają. Są wręcz wybitni.
Blog obywatelski, Redaktor Adam Szostkiewicz, czy sam profesor Hartman.
Bo jak nie oni – to kto?
Niby trochę kiedyś próbowałem pisać o tych sprawach, ale gospodarze owych blogów podziękowali mi za próby.
Albo ktoś w ich imieniu.
Będzie nieco po bandzie.
Na jedną rzecz warto w tym momencie zwrócić uwagę przywołując osoby potencjalnych Katonów.
Najważniejszą kwestią w tej sprawie jest, czy zmarły choreograf był osobą wierzącą, może katolikiem, albo nie daj Boże miał w rodzinie na przykład katolickiego duchownego.
Bo jeżeli miał i był zamieszany w jakaś sytuację która nosiła znamiona
( ale bez sądowego wyroku) molestowania nieletnich, to
…oni nigdy nie mieli wątpliwości, nie znajdowali okoliczności łagodzących, nie dostrzegali luk w oskarżeniach, nie widzieli, że oskarżenie często opiera się na zeznaniach sprzed kilkunastu lat jednej osoby i chociaż w w obronie oskarżonego stawały osoby publiczne, które miały wiele do stracenia gdyby oskarżenia okazały się prawdziwe to jednak na prokuratorach o których wspominałem nie robiło to większego wrażenia.
Właściwie nigdy nie komentowali spraw zakończonych wyrokiem sądu. Ich specjalnością był ostracyzm, albo dziennikarski sąd skorupkowy.
Nie ważne rzymskie prawo, co tam prawo, zwyczajna dziennikarska rzetelność. Nic z tych rzeczy. Działali w imieniu gawiedzi. Oni dla tej gawiedzi wynajdowali ofiary.
Macie ofiarę. Możecie ją ćwiartować. Ćwiartujcie też ich instytucję.
A jeżeli wyrok sądowy uniewinniał oskarżonego, tego oskarżonego którego wcześniej rozszarpywali jak wściekłe psy, to nawet nie raczyli o tym poinformować swoich blogowych wyznawców.
Patrz australijski arcybiskup Pell i teksty na jego temat prof. Hartmana i Szostkiewicza . Po uniewinnieniu przez sąd cisza.
I nikt nie widzi w tym nic zdrożnego, że oskarżenia wysuwa profesor który na swoim blogu propagował kazirodztwo jako formę humanistycznej samorealizacji homo sapiens.
Czyli, jeżeli był, miał to niestety wyrok może być jeden. Winny.
A jeżeli nie?
To boję się, że sprawą tą nie będą sobie głowy zawracać.
A nuż okaże się, że wyświetlana sprawa przyjmie nieciekawy obrót i cała ich- budowana przez lata – dziennikarsko-profesorska reputacja narażona zostanie na szwank.
To tak na marginesie oskarżeń wobec Liama Scarletta
Nie, teraz nie będzie po bandzie, teraz będzie hokej na trawie, czyli wszędzie, no prawie wszędzie zielono.. Cudowna wiosenna zieleń.
W ostatnim Plusminus ukazał się ciekawy ( przynajmniej ja, wwiercałem się w jego treść ochoczo) artykuł będący treścią wykładu wygłaszanych przez Artura Beckera w ubiegłym roku w Dreźnie na Akademii Sztuk Pięknych. Artur Becker był tam obdarowywanym tytułem. W dużym skrócie o Beckerze: polsko-niemiecki pisarz, eseista, tłumacz. Na Wikipedii więcej.
Wykład ciekawy. Trochę zaskakujące, jak ktoś, kto wyemigrował z Polski w wieku 17 lat i żyje poza nią prawie 40 lat tak ciekawie piszę o polskiej historii i jej współczesności. Również politycznej.
Nie wszystko to, co pisze zyskuje mój aplauz, ale jeżeli jest Miłosz i jego poezja, to nieunikniona musi być pewna doza tolerancji wobec niektórych wątków którymi zapełniony jest tekst Artura Beckera.
Zresztą cały wykład jest lektur twórczości poetyckiej i eseistycznej Miłosza efektem.
Bo i odwołanie do słynnego wiersza Campo do Fiori, przywołanie postaci Simone Weil i rosyjskiego filozofa Szestowa, których pytania stawiane świata były Miłoszowi bliskie.
Ale nie to zwróciło moją szczególną uwagę w owym wykładzie.
W pewnym momencie Becker pochyla się bowiem nad „prawdą”.
Podpiera swoje rozważania rosyjskim filozofem..żartowałem…oczywiście rosyjskiego filozofa poglądami.
Ciekawy cytat z Szestowa („Ateny i Jerozolima”)
„Czyż ludzie mają prawo sądzić prawdy, decydować o losie prawdy? Dzieje się przecież na odwrót: to prawdy sądzą ludzi i decydują o ich losie, a nie ludzie rozporządzają prawdami”.
Jeżeli ludzie mają problemy z tak pojmowaną prawdą, z takim jej usytuowaniem, to skoro nie jesteśmy sami na tym najpiękniejszych ze światów to może kto inny…? To może ktoś inny udzeli odpowiedzi na stawiane przez nas pytania
I w tym momencie autor wykładu posuwa się nieco i robi miejsce Miłoszowi i cytuje fragment ulubionego ponoć wiersza „Po ziemi obcej”:
„Gdybym miał przedstawić czym jest dla mnie świat
wziąłbym chomika albo jeżą albo kreta,
posadziłbym go na fotelu wieczorem w teatrze
przytykając ucho do mokrego pyszczka
słuchałbym co mówi o świetle reflektorów
o dźwiękach muzyki i ruchach baletu”
I czas na konkluzje. Moją
Jeżeli ma Pani, Pani Joanno znajomego jeża, to niech Pani spróbuje, może jeże znają odpowiedź na tytułowy dylemat.
Ja spróbuję pogadać z kretami.
Panie Wawrzyńcu, to ja też pogadam sobie z kretami, zwłaszcza, że zbliża się sezon działkowy, a teatry póki co są nadal zamknięte. Dziękuję za piękne cytaty!
PS. Jeżeli dobrze pamiętam, wpis prof. Hartmana o kazirodztwie został przez redakcję usunięty. Być może został potem przywrócony, nie wiem, nie śledziłam losów tej sprawy 🙂 Muszę w tym miejscu się przyznać, że ja w zasadzie nie czytam blogów politycznych, gdyż częściej zajmuję się tańcem, a ostatnio jeszcze gotowaniem, więc również nie jestem pewna, czy temat arcybiskupa powrócił na blogach wymienionych przez Pana autorów, ale sprawdziłam, że Adam Szostkiewicz napisał coś na temat temat w Polityce.pl
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1951890,1,kardynal-pell-na-wolnosci-szok-dla-ofiar-ulga-dla-kosciola.read
Również sprawdzałem kiedyś i znalazłem trochę krótszą wersję owego tekstu Adama Szostkiewicza.
Moja uwaga dotyczy faktu, że ów tekst nie znalazł swojego blogowego odpowiednika, bo tam – na swoim blogu w 2019 roku – Redaktor zamieścił tekst poświęcony niegodziwościom arcybiskupa, a w końcowej jego części zdziwienie , że ktoś staje w obronie oskarżanego arcybiskupa.
Marzyło mi się, że ujrzę sprostowanie na blogu i komentarze pod takim tekstem dementującym wcześniejsze insynuacje.
I reakcję Redaktora na mój komentarz który ma w zwyczaju odnosić się do treści zamieszczanych na blogu pod tekstem przewodnim.
Profesor Hartman to zupełnie inna bajka. Kiedyś miałem chyba u profesora nawet fory, kiedy w jednym z tekstów na swoim blogu zamieścił tekst poświęcony miejscowości (ni to wieś, ni to miasto w okolicach Chełma) nad Bugiem, z której pochodziła jego małżonka, a ja dałem znać, że jestem mieszkańcem tamtej okolicy. Oczywiście mieszkańcem nie byłem, ale na grzyby w tamte strony ( okolice niesławnej pamięci Sobiboru) jeździłem. Nawet dałem kiedyś radę w komentarzu Profesorowi, aby dal sobie spokój z polityczną karierą ( marne tych prób efekty) i zajął się pisaniem mądrych książek i poszedł z tymi swoimi pracami w lud i efektem są – owszem – książki, ale szczególny nacisk położył profesor na „odcinek blogowy” i tam – niczym niegdysiejsi panowie z powiatu – wrzuca swoje głębokie przemyślenia i prowadzi prace misyjno-agitacyjne.
I wiem, że to nie jest efektem moich rad, ale przepowiednie trochę się sprawdziły.
A tekst o kazirodztwie zaszkodził ponoć profesorowi.
Za Wikipedią:
„..We wrześniu 2014 decyzją zarządu TR został usunięty z partii po publikacji dotyczącej kazirodztwa. Również władze Uniwersytetu Jagiellońskiego uznały ten artykuł za bulwersujący i odcięły się od niego.”
A redakcja Polityki ponoć pogroziła paluszkiem, chociaż oficjalnych komunikatów na ten temat nie było.
A od blogów też raczej mnie odrzuciło. Szczególnie politycznie usposobionych.
Czasami coś wrzucę u Passenta. Bo tam zresztą tylko mogę.
A poza tym, skoro bociany jak co roku wylądowały na moim gnieździe ( to znaczy gniazdo jest bocianów, słup na którym znajduje się gniazdo jest własnością PGE, ale grunt na którym stoi słup i niebawem, rozpoczną się – albo już zaczęły -bocianie gry miłosne jest mój) okres laby się kończy to i moja obecność chyba będzie rzadsza.
Bo ja również mam działkę, a tak naprawdę działki rolne, czyli trochę hektarów na którym z rożnymi efektami prowadzę gospodarstwo rolne. Dokładnie organic farm. Muszę zresztą prasować garnitur, bo na 30 kwietnia mam zapowiedzianą coroczną kontrolę z firmy certyfikującej, której efektem winien być europejski dyplom uznania (certyfikat) informujący, że moje truskawki mają status produktu ekologicznego.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 21 KWIETNIA 2021 16:18
„Moja uwaga dotyczy faktu, że ów tekst nie znalazł swojego blogowego odpowiednika, bo tam – na swoim blogu w 2019 roku – Redaktor zamieścił tekst poświęcony niegodziwościom arcybiskupa, a w końcowej jego części zdziwienie , że ktoś staje w obronie oskarżanego arcybiskupa.”
Też myślę, że na blogu w takich okolicznościach jakiś „update” powinien się pojawić.
Czytając Pani tekst uświadomiłem sobie, że właściwie jest Pani pierwszą osobą spośród blogerów Polityki która – oczywiście szkoda, że przy takiej okazji – porusza problem molestowania (domniemanego lub faktycznego) nieletnich poza obszarem oddziaływania kościoła katolickiego. Działy się w strukturach państwa kościelnego rzeczy nieciekawe, trudne do zaakceptowanie, czy wręcz odrażające i chyba nikt przy zdrowych zmysłach tym faktom nie zaprzeczy, ale gdyby za źródło wiedzy na temat zasięgu zjawiska moletowania nieletnich w Polsce i na świecie uznawać teksty zamieszczane na blogach Polityki to powiedzieć, że opis jest tendencyjny i zmanipulowany to właściwie nic nie powiedzieć.
Oczywiście nie twierdzę, że znam w szczegółach rzeczywisty zasięg i liczebność zjawiska, ale wiem, że gdybym ja, miał na sumieniu autorstwo tego typu tekstów to zapadłbym się pod ziemię ze wstydu.
I ja naprawdę wiem co piszę.
W zasadzie od zawsze nie było mi drodze z Panem Bogiem. Nie ważne, czy był to Bóg katolicki, Bóg Lutra, czy prawosławnych chrześcijan.
Próbowałem, ale skutki były marne. Efektem – nieprzesadny, delikatny antyklerykalizm.
Ale kiedy kilka lat temu ( bardziej 9 niż 3)kiedy zainteresowałem się twórczością Miłosza i dostrzegłem jego wersję katolicyzmu… to zacząłem się życzliwie przyglądać chrześcijaństwu.
Nie była to religijność opisywana językiem szkolnego katechety ( nie znaczy to, że uważam tę wersję za gorszą), ale wizja której autorem był poeta.
I chyba w tym czasie zaczęło się igrzyska.
Poczęto serwować ludowi strawę.
Strawę czyli rzeczywistych, domniemanych, potencjalnych, z tęsknotą oczekiwanych… pedofili.
Nikt sobie nie zadawał trudu objaśnienia złożoności zagadnienia. A ja, wtedy zacząłem szukać, czytać, kojarzyć fakty. I zaczęło mi się to wszystko układać w jakąś całość.
Są pedofile- uwodziciele, atrakcyjni dla dzieci i młodzieży. Nauczyciele, opiekunowie, trenerzy, przedszkolanki. Również księża.
Przykład sprzed kilku lat: On: nauczyciel – 53 lata. Ona: jego uczennica – 15 lat.
Pytanie zadane do niej: Ale dlaczego wy to robiliście? Ona – Bo my się kochamy.
I pedofile agresywni. Napadający przypadkowe dzieci. To oni w zasadzie kształtują potoczne wyobrażenie pedofila i pedofilii.
Nikt nie przejmował się jak trudno jest o precyzyjną definicję faktu molestowania osoby nieletniej.
Nikt nie próbował zawrzeć zjawiska w szerszym kontekście erotyzacji współczesnej przestrzeni publicznej. Powszechność dostępu do pornografii
Nikt nie wspominał o historycznej tradycji ( we Francji prawo zwyczajowe ustalało do poł. XIX wieku zdolność 10-letnich dziewczynek do małżeństwa , w Anglii do 1929 roku – 12 letnich),
Nikt nie wymieniał rzeczywistych środowisk (rodzina,przedszkola, szkoła, sport) gdzie pedofilia zbiera największą liczbę ofiar, nikt nie wspominał o seksturystyce pedofilii (liczonej w milionach) w rejon płd-wsch Azji. Nie było chętnych do opisu amerykańskiej obsesji na punkcie pedofilii w latach 80-tych.
Nie pisano o pedofilii w środowisku szeroko rozumianej kultury, gdzie ewentualne przypadki w środowisku baletowym to kropla w wodach oceanu wobec tego co ma na sumieniu środowisko Hollywood, czy muzyki rozrywkowej (np. Jackson)
Nie wspominano o najnowszym trendzie, gdzie pretekstem do spraw rozwodowych jest pedofilia jednej ze stron. .
Nikt sobie tymi sprawami głowy nie zawracał, bo pedofilia katolicką specjalnością jest.
Tutaj w zasadzie skrótowo, ale próbowałem również szerzej, z cytatami poważnych publikacji.
Niestety. Moje próby kolidowały profilem wydawniczym i linią programową tygodnika. Czyli ban.
Ale taka uroda współczesnych mediów.
A Liam Scarlett i jego sprawa?
Śmierć choreografa powoduje, że sprawa się komplikuje, ale ktoś z pasją ( taką jak ja) dotarcia do materialnej prawdy i chyba stojący z boku środowiska…
…ale tylko być może, bo molestowanie nieletnich w bardzo zamglonych ( oprócz tych przypadków kiedy sprawcę złapano na gorącym uczynku) konturach się rysuje.
Na przykład kulturowych. Środowisko Romów.
Ale oczywiście nie tylko oni.
Kiedyś, jeden z dziennikarzy Polityki (zapisał to w książce „Inne Stany”) opisał scenę kiedy osoba (mężczyzna) uczestnicząca w jakimś panelu dyskusyjnym na zakończenie dyskusji próbowała staropolskim zwyczajem pożegnać jedną z uczestniczek dyskusji pocałunkiem w dłoń…!!!!
Mało nie został pobity przez ową kobietę. Później dowiedział się, że była znana wszystkim jako ortodoksyjna feministka
On o tym nie wiedział. A wg niej nastawał na jej cześć. Może ją chciał wręcz molestować.
I tekst ( jakiś czas publikowany na blogu Pani Agaty Passent.)który ukazuje wiele z tych zasygnalizowanych wcześniej kwestii, a które chyba pozwolą umieścić historię Liama Scarletta w nieco szerszym kontekście.
Bo jest tutaj o wiarygodności świadków, o zachowaniu oskarżonego, o roli mediów w tej sprawie, o zachowaniu manipulowanego społeczeństwa…i o samotnym szeryfie, który postanowił walczyć ze złem, głupotą, niegodziwością.
Oto ten tekst
Komentarz jest reminiscencją lektury, ale pokazuje w jaki sposób może przejawiać się psychoza społeczna wywoływana…na przykład przez media.
Przywoływana książka to „kultowy” „Wiek propagandy”. Jego autorzy to Anthony Pratkanis i Elliot Aronson. Bohaterem jest mijające stulecie, ale i ten zapewne „złotymi” zgłoskami w annałach propagandowego urobku się zapisze.
Bohaterem tekstu jest Ingram. Amerykanin. Ojciec dwóm córkom. Dlaczego bohater? Cytat z „Wieku…”
„Niestety sprawa Ingrama nie jest odosobniona. Mieliśmy do czynienia z ogólnonarodową epidemią oskarżenia rodziców o molestowanie seksualne własnych dzieci. Oczywiście w niektórych rodzinach rzeczywiście dochodziło do molestowania seksualnego. Równocześnie jednak coraz więcej przemawia za tym, że wiele oskarżeń o molestowanie seksualne opiera się na wspomnieniach skonstruowanych później, nieodpowiadających rzeczywistości.”
Ta historia jest tak nieprawdopodobna że aż trudno w nią uwierzyć. Kto wie, może po przeczytaniu, łysym włos na głowie się zjeży. Mogę udostępnić link, ale wpisanie „Sprawa Paula Ingrama” powinno wystarczyć.
Czego dotyczy ta historia?
Dwie córki oskarżają ojca o molestowanie – On przyznaje się do winy.
Przebieg całego zdarzenia( w dużym skrócie). Miejscami będą cytaty. One uwiarygadniają komunikat.
Dwie dziewuszki które nigdy nie miały świadomości molestowania , nagle – nie wiadomo dlaczego – wysłuchawszy w swojej ewangelickiej świątyni nauk rekolekcyjnych poświęconych molestowaniu dzieci składają niezależne donosy – są molestowane przez 2 różnych sąsiadów. Przeprowadzone śledztwo nie potwierdziło oskarżenia.
Kilka lat później(1988 rok) – uczestnicząc w takich samych naukach prowadzonych przez podającą się za uzdrowicielkę kobietę, jedna z dziewczyn po usłyszeniu przepowiedni że ktoś z obecnych będzie molestowany przez krewnego, cała w spazmach wybiega przed kościół , mówiąc że to ona była molestowana. „Przyłączyły się do niej inne dziewczynki które także twierdziły, że były molestowane. Późnym popołudniem Ericka oznajmiła, że tym krewnym który ją molestował był …jej ojciec.”
Wszyscy w najbliższym otoczeniu Ingrama – policja, duchowni, rodzina, psychologowie, przyjaciele – zachowywali się tak, jakby oskarżenia były prawdziwe. Oskarżeniom nie zaprzeczył – po prostu przyznał się do molestowania – ojciec. „Tak molestowałem”.
Ale był jeden sprawiedliwy… nie, nie nazywał się @samba kukuleczk… tym jedynym który nie uwierzył oskarżeniom był psycholog społeczny Richard Ofshe.
Cytat:
„Ofshe od początku nie dowierzał historii i postanowił zweryfikować swoje podejrzenia, sprawdzając, czy Ingram uzna za prawdziwy incydent, który w rzeczywistości był całkowicie sfabrykowany – że mianowicie zmusił syna i córkę, by uprawiali seks na jego oczach. Początkowo Ingram nie mógł sobie przypomnieć tego zdarzenia. Ofshe poprosił go, by wytężył pamięć. Ingram zgodził się i kolejnego dnia powrócił ze szczegółową relacją na temat tego, jak to w sobotnie, bądź niedzielne popołudnie powiedział dzieciom, aby się rozebrały i rozkazał córce, by uklękła i uprawiała seks oralny z jego synem.”
I co uczynił psycholog społeczny Richard Ofshe?
Nie, nie pognał na złamanie karku do NYT, Gazety Wyborczej czy innych tabloidów z wiadomością że wszystko się zgadza: ”Możecie dawać na pierwszą stronę – Ingram był pedofilem. Molestował swoje córki. Bo wszyscy ojcowie to byli, aktualni, albo potencjalni pedofile”.
Richard Ofshe poszedł powoli na policję i udostępnił wnioski swojego badania, a Ingram okazał się być nie pedofilem, ale jednak kochającym swoje córki ojcem.
A morał z tej historii… pisany ręką psychologa.
Po pierwsze – ludzka pamięć jest procesem konstrukcyjnym. Możemy sobie wmówić wszystko, nawet to że byliśmy np. projektantami wieży Eiffla.
Po drugie – jak prymitywne wbijanie prawd do głowy potrafi zmienić wielu ludziom coś tak cennego jak ich własne wspomnienia.
Szczególny nacisk kładę na znaczenie słowa „prymitywne”, ale może niesłusznie.
Zdaniem niektórych, „techniki” robienia ludziom wody w mózgu są poddane tak rygorystycznym procedurom jak nie przymierzając prace koncepcyjno-analityczne podczas projektowania promów kosmicznych.
Na koniec.
Bohaterem historii był oczywiście ojciec córkom, ale równie dobrze mogło trafić na…
…każdego z Naswas.
Trzeci i czwarty odcinek przegapiłem, piąty chciałem, ale siła wyższa ( ale nie Najwyższa) spowodowała, że efekt podobny jak w przypadku dwóch poprzednich, ale za to szósty odcinek prawie w całości obejrzałem. Niezłe, a nawet dobre flamenco, a tańce irlandzkie wprost miodzio.
Te tajemnicze wyliczanki związane z cyklem „Scena taneczna” emitowanym na jednym z licznych kanałów telewizyjnych poświęconych szeroko rozumianej kulturze. Nie tylko tej plemiennej, ale ona chyba jest dominującą.
Korzystając z okazji link do odcinka o którym wspominałem jakiś czas temu.
https://www.youtube.com/watch?v=_21ZAKlmpeE
Panie Wawrzyńcu,
Cracovia Danza z okazji Międzynarodowego Dnia Tańca:
NOVERRE EN ACTION / BALET
29 kwietnia 2021, czwartek
Godzina 19:00
Kanał YouTube Polskiej Opery Królewskiej – streaming live z Teatru Królewskiego
Pozdrawiam!