Worek i drążek. Taniec i boks. Paryż online
Czy pamiętają Państwo, że polecałam niedawno wyjazd do Paryża na spektakl „La boxeuse amoureuse” (Zakochana bokserka) w choreografii i z udziałem wybitnej Étoile, gwiazdy Opery Paryskiej, Marie Agnès Gillot, w którym artystka miała wystąpić z Souleymanem Cissokho, słynnym francuskim bokserem, brązowym medalistą igrzysk olimpijskich. Premiera odbyła się 21 września w La Seine Musicale, a przedstawienie zarejestrowane dzień później emituje od czwartku w internecie telewizja Arte. Tak więc Paryż mamy w zasięgu ręki, w bezpiecznej odległości, z zachowaniem zasady utrzymywania społecznego dystansu, bez wychodzenia z domu. Mam też niespodziankę – w wywiadzie, o którym wspominałam zapowiadając wydarzenie nie było o tym mowy, a w spektaklu wziął udział Tom Duquesnoy, artysta-zawodnik sztuk walki, były podwójny mistrz BAMMA, zawodnik UFC, jak będą się mogli Państwo sami przekonać, również świetny tancerz. Niezorientowanym w temacie baletomanom, do których również należę, proponuję rzut okiem na znajdującą się w tym miejscu krótką informację prasową.
Czytaj też: Miłość, taniec i boks
Wcześniejszy klip, taneczny duet wizualizujący „La boxeuse amoureuse” Arthura H, został teraz rozbudowany muzycznie i choreograficznie; stał się melancholijnie filozoficznym, sześćdziesięciominutowym spektaklem o życiu, miłości i sporcie, tańcu i boksie, ich podobieństwach, tej samej wewnętrznej walce, która dzięki choreografii Marie Agnès Gillot jest oczywista i bezdyskusyjna. „Oni są sportowcami, tak samo jak my” – mówił w Numéro Souleyman Cissokho o artystach baletu. Zaś Marie-Agnès Gillot podkreślała artystyczny aspekt sportu walki i pociągający ją bokserski cios.
Czytaj też: Marie-Agnès Gillot fait danser un boxeur
Już w pierwszej scenie obejrzą Państwo rytuały związane z przygotowaniem do występów, baletową i bokserską rozgrzewkę, obowiązkowe czynności, które trzeba wykonać przed założeniem pointes i rękawic bokserskich, przed wyjściem na scenę i ring, zabezpieczanie stóp, owijanie rąk bandażami. Potem szybko sobie uświadomicie, że drążek baletowy (choć akurat tym razem jako rekwizyt nie został wykorzystany) z workiem bokserskim mieliby sobie zapewne dużo do opowiedzenia. W spektaklu pojawia się też opuszczany z sufitu mikrofon, który służy do zacytowania tego fragmentu eseju Paula Valéry’ego „Philosophie de la danse”: L’homme s’est aperçu qu’il possédait plus de vigueur, plus de souplesse, plus de possibilités articulaires et musculaires qu’il n’en avait besoin pour satisfaire aux nécessités de son existence et il a découvert que certains de ces mouvements lui procuraient par leur fréquence, leur succession ou leur amplitude, un plaisir qui allait jusqu’à une sorte d’ivresse, et si intense parfois, qu’un épuisement total de ses forces, une sorte d’extase d’épuisement pouvait seule interrompre son délire, sa dépense motrice exaspérée, cały tekst jest dostępny: tutaj, i drugiego tekstu, osobistego wyznania Marie-Agnès Gillot. Choreografia miłosnych duetów jest inspirowana sztukami walki (obecność Toma Duquesnoy nie jest więc przypadkowa), zobaczą też Państwo walkę na ringu ze zwycięzcą i pokonanym, baletową i bokserską koncentrację; w końcowym duecie, zatańczonym przez Marie Agnès Gillot z Souleymanem Cissokho, brutalne momenty, przyciąganie i odpychanie. Na mnie ta scena wywarła spore wrażenie. A potem jeszcze drugi finał, składające hołd boksowi, dziedzinie potocznie uważanej za bardzo odległą od baletu, a jednak mającej z nim wiele stycznych punktów, rewelacyjne „pas de quatre” (w spektaklu występuje jeszcze jeden tancerz/bokser: Staiv Gentis), wirtuozerski pokaz siły i zręczności w formie współczesnego tańca, jak dla mnie z puentą, że są sytuacje, kiedy zwycięzcą jest tylko jeden. Aby obejrzeć spektakl, proszę kliknąć: tutaj.
#Zostańwdomu, oglądaj boks, taniec i balet!
Komentarze
„#Zostańwdomu, oglądaj boks, taniec i balet!”
Oczywiście, że tak.
Ale też #Zostańwdomu, oglądaj film, teatr i operę!
I może przede wszystkim #Zostańwdomu, czytaj książki!
@ grzerysz
A ja byłam dzisiaj w kinie, obejrzałam „Romea i Julię”, nowoczesny balet wystawiany w najlepszych światowych teatrach, oparty na wybitnej sztuce genialnego Szekspira, do muzyki równie genialnego Siergieja Prokofiewa (także kompozytora oper) w choreografii słynnego Sir Matthew Bourne’a. Tak więc miałam wybitny teatr, taniec, muzykę i literaturę, a wszystko to otrzymałam dzięki jednemu baletowi 🙂 Pozdrawiam!
@ grzerysz
Odnośnie Pana komentarzy zamieszczanych pod poprzednim wpisem. Przepraszam, dopiero teraz miałam czas je przeczytać. To tylko dwa przykłady oglądalności wydarzeń baletowych transmitowanych w internecie: World Ballet Day 2019 – 315 milionów, pierwsze sześć przedstawień Bolszoj onilne, zaraz na początku pandemii – 6 milionów.
@Joanna Brych 17 PAŹDZIERNIKA 2020 19:58
Czy myśli Pani, że ludzie, którzy nie czytają już książek ani żadnych co ambitniejszych czasopism i których generalnie kultura – szczególnie wyższa – zupełnie już nie interesuje, spędzają „odzyskany” czas na oglądaniu w internecie przedstawień Bolszoj onilne, Nightly Metropolitan Opera Streams, National Theatre Live, koncertów z The Berliner Philharmoniker’s Digital Concert Hall czy filmów Nuri Bilge Ceylana?
@ grzerysz
Myślę, że należy oddzielić nasze podwórko od światowego. Na przykładzie tańca mogę powiedzieć, że w mediach zagranicznych taniec ma swoje rubryki w najlepszych czasopismach, co pewnie przekłada się też na wyniki oglądalności, nie tylko w internecie. Choć z satysfakcją odnotowuję, że na transmisjach Bolshoi Ballet Live (przed pandemią) sale w kinach, do których chodziłam zawsze były wypełnione, a nawet uruchamiano dodatkowe. To samo dotyczy zresztą transmisji z Metropolitan Opera.
@Joanna Brych 18 PAŹDZIERNIKA 2020 9:23
„w mediach zagranicznych taniec ma swoje rubryki w najlepszych czasopismach, co pewnie przekłada się też na wyniki oglądalności, nie tylko w internecie”.
Niewątpliwie tak. Dotyczy to zresztą nie tylko tańca. U nas w mediach działy kultury były sukcesywnie ograniczane bądź całkowicie rugowane. O istnieniu tygodników kulturalnych można tylko pomarzyć. „Miało być lepiej – jak mówisz – bardziej merytorycznie, a wyszło brukowo”, że znowu zacytuję zdanie odnośnie naszych mediów po 1989 roku z wywiadu z Jackiem Rakowieckim.
„na transmisjach Bolshoi Ballet Live (przed pandemią) sale w kinach, do których chodziłam zawsze były wypełnione, a nawet uruchamiano dodatkowe. To samo dotyczy zresztą transmisji z Metropolitan Opera”.
Ciągle mówimy o garstce ludzi, która określonego dnia o określonej godzinie wypełni trochę sal. W najlepszym chyba kinie w Warszawie jakim jest „Muranów” wielokrotnie (przed pandemią) oglądałem filmy artystyczne w obecności zaledwie kilku widzów na sali liczącej 238 miejsc. Gdyby te filmy puszczano tylko raz, to sala pewno byłaby pełna.
@grzerysz
A jak już te działy są, to na ich czele stoją kierownicy podejmujący mało merytoryczne decyzje oparte jedynie na osobistych upodobaniach bądź niechęciach. I tak – na przykład – w jednym numerze mogą ukazywać się regularnie trzy recenzje płyt, a dwie recenzje spektakli tanecznych – raz na pół roku – to już za dużo, bo „z punktu widzenia Afisza jest to ten sam tydzień” 🙂
@ grzerysz
„Ciągle mówimy o garstce ludzi, która określonego dnia o określonej godzinie wypełni trochę sal. W najlepszym chyba kinie w Warszawie jakim jest „Muranów” wielokrotnie (przed pandemią) oglądałem filmy artystyczne w obecności zaledwie kilku widzów na sali liczącej 238 miejsc. Gdyby te filmy puszczano tylko raz, to sala pewno byłaby pełna”.
A to już jest kwestia strategii marketingowej, sensownego układania repertuaru, tak aby opierając się na wcześniejszych danych, seanse były rentowne. Co nie zmienia faktu, że źle się dzieje, kiedy zainteresowanie kulturą wysoką, w tym ambitnym kinem spada.
Na powtórkach Bolshoi Ballet Live z reguły nie brakuje widowni, trudno jednak wyrokować, jak by było z puszczanymi codziennie w kinach spektaklami baletowymi, nikt jeszcze nie przeprowadził takiego eksperymentu. Trzeba jednak też brać pod uwagę, że balet, choć się rozwija i zwiększa swój zasięg dzięki nowym kanałom dotarcia, ma nadal pozostać sztuką sceniczną oglądaną głównie w teatrach. W nich na szczęście widowni przed pandemią, w krajach ceniących sztukę wysoką, również nie brakowało, o czym świadczą też wyniki oglądalności transmisji online.
@Joanna Brych 18 PAŹDZIERNIKA 2020 13:09
„źle się dzieje, kiedy zainteresowanie kulturą wysoką, w tym ambitnym kinem spada”.
To tylko jeden z wielu zgubnych skutków ćwierćwiecza panowania tak ukochanego przez redakcję „Polityki” neoliberalnego turbokapitalizmu.
Przypomnę raz jeszcze słowa Krzysztofa Warlikowskiego:
„Telewizja, prasa, media nieuchronnie stały się maszyną do produkowania powierzchni reklamowych. Bezinteresowność, tak ważna dla sztuki, straciła na znaczeniu. Wszyscy zaczęli schlebiać przeciętnym gustom i niskim potrzebom. Kicz i głupota były tłoczone do oczu i głów odbiorców. Mieli konsumować, kupować podejrzane produkty sztukopodobne….
Niepostrzeżenie zaczęto podmieniać kulturę na popkulturę i rozrywkę. Obrócono znaki. Powolne procesy kulturotwórcze błyskawicznie straciły sens i znaczenie. Zamiast krytyki i opinii pojawiły się rankingi. Systemy ocen, gwiazdek, like’ów. Twórcy, bo trudno nazwać ich artystami, okazali się nieodporni na korupcję wolnego rynku. Tylko nieliczni zachowali odpowiedzialność za swoich widzów i nie chcieli dawać im papki, na którą tamci czekali lub wmawiano im, że czekają. Myślę, że wytworzyliśmy osobliwy przemysł pogardy, w którym twórcy zamiast brać odpowiedzialność za widzów, zaspokajali ich najgłupsze pragnienia. Zepsucia nie było widać natychmiast, ale powoli pejzaż po przegranej bitwie zaczął się wyłaniać”.
@Joanna Brych
Przed momentem zakończyłem odtwarzanie „Zakochanej bokserki”. Muszę przyznać, że jestem ( tutaj będzie forma recenzji piętrowej) pod stołem, a znalazłem się pod stołem z wrażenia. Naprawdę dobre. Początkowo chciałem połączyć dwie konkurencje w jednym (oglądać mecz piłkarski w TV ( oczywiście bez fonii), a boks na laptopie w wersji kompletnej, ale po jakimś czasie mecz sobie odpuściłem i przeniosłem się całym sobą na baletowy ring. Od początku wzięła mnie strona muzyczna (również wokal), ale po kilkunastu minutach przestałem patrzyć co dzieje się na boisku piłkarskim.
Moim zdaniem układy choreograficzne prezentowały trzy sporty walki . Oczywiście boks, ale również kickboxing i pewne wątki walki zapaśniczej – w momencie kiedy zakochana bokserka i On „walczyli ze sobą w parterze.
No i ten profesjonalny bokser jako tancerz rzeczywiście jest dobry.
Dla mnie taka forma akcji baletowego widowiska stanowi pewną nowość, szczególnie jak się ma przed oczami klasyczny balet z łabędziami rozłupującymi z dziadkiem orzechy i grającymi przy tym z wilkiem w piotrusia.
Ale z kolei jeżeli widzi się jaką przyjęła formę sztuka współczesna w muzyce poważnej, sztukach plastycznych, czy teatrze, to ten rodzaj widowiska baletowego budzi nieco mniejsze zdziwienie.
I uważam, – choć może za wcześnie na tego typu generalizacje – że w balecie mają większą szanse na akceptacje mas to,nowe trendy, niż ma to miejsce w przypadku wcześniej wymienionych dziedzin sztuki.
@ Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
A ja dzięki wspaniałemu pomysłowi Marie Agnès Gillot zacznę inaczej patrzeć na boks – bardziej tanecznie i myślę, że z większym zainteresowaniem. Warstwa muzyczna jest genialna i wymagałaby oddzielnego opisania; cieszę się, że zwrócił Pan na nią uwagę. Mnie szczególnie ujęły instrumenty perkusyjne; wykorzystanie „L’Hymne à l’amour” Édith Piaf nie jest oczywiście przypadkowe 🙂 Pozdrawiam!
@grzerysz
Mi również nie podoba się prosta do uchwycenia linia programowa wydawcy Polityki który z pisma o lewicowej wrażliwości ( inna sprawa, czy w czasach PRL, gdyby był wybór to takim pismem by również była) stała się ewidentnym produktem dla klasy średniej o średnio-średnim wyrobieniu estetyczno-kulturowym.
Niestety, czytelnik którego masz wyobrażenie i którym chyba sam jesteś jest już egzemplarzem na wyginięciu ( na pewno w Polsce) i żyje już – tak w zasadzie – tylko wspomnieniami starych dobrych czasów i miarkę i cyrkiel z tamtej epoki przykłada do naszych czasów.
Ale to jest trend globalny i poza chlubnymi wyjątkami cały świat ma problemy z ogładą…a mówiąc dosadniej chamieje.
Przy tej okazji można by jedynie zadać pytanie, czy ten nieciekawy proces wymusili oni, czarodzieje zbiorowej wyobraźni wysyłając na rynek coraz bardziej ordynarne produkty i tym samym lud nie miał innego wyboru, czy to jednak lud czegoś takiego – mniej lub bardziej głośno tupiąc nogami – się domagał, a sam okres PRL to była trochę sztuczne,odgórnie polityczne
kreowanie zapotrzebowania na sztukę wysoką, czy po prostu ambitne książki, dobrą muzykę, film?
Po prostu innego towaru nie było to lud kupował co było, nawet tańczące łabędzie.
A poza tym w każdej epoce była chyba kultura wysoka, sztuka elitarna nowatorska, trochę snobistyczna i nasza epoka nie jest inna.
A jeżeli się uwzględni fakt, że żyjemy w ustroju w którym wszystko jest towarem który przeliczony zostaje na kasę ( nawet to, że teraz czytasz ten tekst jest dla kogoś przeliczone na pieniądz) i wiadomym jest, że najlepszy jest towar nie ten który jest obiektywnie dobry, ale ten który jest sprzedany w dobrych( czyli dużych) ilościach, a ilość nigdy nie idzie w parze z jakością to świat kultury jest taki jaki jest.
Ale są wyjątki.
Jak na przykład „Zakochana bokserka” którą podrzuciła nam Pani Joanna.
Swoją drogą, jeżeli Panią Joannę zauroczył boks, to chyba trzeba będzie uważać.
Powiem więcej – trzeba będzie się po prostu bać.
@Joanna Brych 18 PAŹDZIERNIKA 2020 13:09
„A to już jest kwestia strategii marketingowej, sensownego układania repertuaru, tak aby opierając się na wcześniejszych danych, seanse [filmów artystycznych – grzerysz] były rentowne”.
Ja uważam, że przede wszystkim powinniśmy podziękować odwiecznym pasjonatom kina w rodzaju Romana Gutka, iż w ogóle sprowadzają i wyświetlają u nas ambitne filmy. Przecież doskonale wiedzą, że na tym kokosów nie zarobią.
Pozdrawiam 😉
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 18 PAŹDZIERNIKA 2020 22:40
„… linia programowa wydawcy Polityki który z pisma o lewicowej wrażliwości ( inna sprawa, czy w czasach PRL, gdyby był wybór to takim pismem by również była) stała się ewidentnym produktem dla klasy średniej o średnio-średnim wyrobieniu estetyczno-kulturowym”.
Z tą dawną lewicową wrażliwością to prawda. O zmianie profilu pisma na początku transformacji trochę pisze Wiesław Władyka w wydanej w roku 2007
książce „Polityka i jej ludzie” . Autor opisuje „wewnętrzną polemikę” (choć spór był publiczny) w redakcji pod koniec 1993 roku. Część zespołu – padają nazwiska Daniela Passenta i Krzysztofa Teodora Toeplitza – była za poparciem bardziej prospołecznego i socjaldemokratycznego modelu rozwoju. Inni – reprezentowani przez Jerzego Baczyńskiego – byli zdecydowanymi zwolennikami ortodoksyjnego neoliberalizmu a la Balcerowicz. Władyka nader obszernie cytuje przyszłego naczelnego (pomijając niemal zupełnie argumenty Passenta i Toeplitza), z czego wnioskuję, że poparł ten kierunek. Oczywiście wygrała linia Baczyńskiego i KTT odszedł z redakcji.
A z tą dzisiejszą grupą odbiorców tygodnika „o średnio-średnim wyrobieniu estetyczno-kulturowym” to oczywiście prawda.
„Ale to jest trend globalny…”
W pewnym sensie masz rację. Ale na świecie wychodzą ciągle gazety i czasopisma na doskonałym poziomie i są kraje, w których ludzie czytają książki i oglądają ambitne filmy i sztuki teatralne.
„sam okres PRL to była trochę sztuczne, odgórnie polityczne kreowanie zapotrzebowania na sztukę wysoką, czy po prostu ambitne książki, dobrą muzykę, film”.
W dużym stopniu to prawda, co nie znaczy, że i w gospodarce rynkowej nie można świadomą polityką szeroko propagować i wspierać ambitnej literatury, dobrej muzyki czy filmu na wysokim poziomie artystycznym.
U nas w rządzie Tadeusza Mazowieckiego bardzo eksponowane stanowisko piastował ortodoksyjny neoliberał (nie mówię o Leszku Balcerowiczu), który twierdził, że najlepszą polityką jest brak polityki.
Pozdrawiam 😉
Trochę się uśmiałem, ale trochę i nie.
Chciałem upewnić się jednej rzeczy dotyczącej pisarza Wiesława Myśliwskiego i postanowiłem wstukać nazwisko w wyszukiwarkę.
Wpisałem więc samo nazwisko „Myśliwski” i Google na honorowym miejscu umieściło i rozszerzyło tym samym moje zasoby kulturowe informując mnie, że myśliwski to przede wszystkim „myśliwski pies”.
Swoją drogą ciekawe, czy pisarz ma psa? A jeszcze jakby okazał się nim być chart to moim zdaniem – uwzględniając dosyć płynne ruchy psich osobników owej rasy – mogłaby ta historia zainspirować jakiegoś librecistę baletowych widowisk do napisania zmyślnej fabuły.
A jeżeli chodzi o Myśliwskiego to dzisiaj na TVPKultura „puszczają” film oparty na jego „Kluczniku”. Flm też „Klucznik”.Mocna rola Grynia.
A skoro rozwinąłem watek i dotarłem do TVPKultury to moim zdaniem to o co się upominasz w pewnym stopniu oferuje ten kanał.
Na przykład:
„W ramówce stacji znajdują się : programy archiwalne, premiery filmowe i dokumentalne, koncerty i opery, programy zakupione za granicą, filmy dokumentalne powstałe w koprodukcji oraz produkcje własne, m.in. programy kulturalne oraz relacje z wydarzeń kulturalnych”
Ten ostatni fragment z jakiegoś programowej (programy telewizyjne) gazety, ale jest tam naprawdę sporo ciekawych rzeczy.
Na przykład kiedyś wpadłem na film z eksperymentalną muzyką jakiegoś zespołu fińskiego.
Kilka miesięcy dzięki Kulturze obejrzałem bardzo ciekawy spektakl „Widnokręgu”(Myśliwski) transmitowany z teatru w Kielcach ,a emitowany wstrząsający spektakl Passiniego Matki ( z udziałem księdza Waszkinela-Wekslera) to też zasługa tej stacji.
Oczywiście nie chcę dać do zrozumienia, że TVPKulturę zawdzięczamy obecnie dzierżącym polityczne berło, bo powstała w 2005 roku, ale (trochę ten kanał oglądam) uważam, że oferta programowa tak jakby trochę spoważniała…i nie z racji coraz ciekawszej oferty programów z muzyką poważną. Również baletem.
Co prawda publicystka, wywiady, prezentacje nowości kulturalnych raczej w duchu konserwatywnym, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby inne stacje drugą szalę kulturalnej wagi obciążyły bardziej liberalną ofertą.
I już na koniec.
W czasach kiedy kanałem Kultury zawiadywali dziennikarze poprzedniej konfiguracji politycznej, Redaktor owego kanału z radością poinformowała telewidzów, że jakiś program oglądany był przez …2% widownię.
Pozostałe 98% to byli oczywiście wielbiciele innych stacji, kanałów, czasami niestety wybitnie ściekowych.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 19 PAŹDZIERNIKA 2020 9:45
Nie muszę oczywiście dodawać, że w gospodarce rynkowej istnienie mediów na wysokim poziomie mocno zależy od liczności dobrze wykształconej grupy ludności o wysokim wyrobieniu estetyczno-kulturowym. Zachodzi tu dodatnie sprzężenie zwrotne – im więcej jest absolwentów dobrych szkół i uczelni tym większa jest grupa potencjalnych czytelników ambitnych pism i dziennikarzy będących w stanie takie pisma redagować. I w drugą stronę – media na bardzo dobrym poziomie powiększają znacznie grupę ludzi o wysokim wyrobieniu estetyczno-kulturowym.
Pamiętajmy też o wybitnej roli edukacyjnej bardziej popularnych pism – np. „Przekroju” w czasach PRL (sprzedawanego nawet w ilościach rzędu 700000 egzemplarzy) , szczególnie gdy kierował nim Marian Eile (lata 1948–1969).
Profesor Marta Wyka tak pisała kilka lat temu:
„Nauki nowoczesności, jakie pobierał czytelnik „Przekroju”, dawały mu doświadczenie szczególne: wyrabiały w nim mianowicie przeświadczenie, że sztuka wysoka i trudna jako przekaz (czy to słowny, czy rysunkowy, czy malarski) da się oswoić, co nie znaczyło jednak uprościć, że można do niej dojść w akcie swoistego współuczestnictwa, a nie tylko „przyjmowania do wiadomości” bądź nierozumnego protestu. Co dostarczało konsumenckiej dumy, tłumiło kompleksy i oczywiście kształciło. Polityka edukacyjna „Przekroju” była, śmiem twierdzić, znakomita. Nie dawała się bowiem odczuć jako uciążliwość, lecz jako przyjemność, co jest przecież sukcesem każdej edukacji”.
@grzerysz
Ocena kondycji kultury w obrębie mniejszej lub większej społeczności dotyczy noty aktualnego status quo, (przy czym kultura to pojęcie pojemne, bo kulturą jest kultura duchowa, kultura materialna, kultura codziennych międzyludzkich kontaktów), ale równie istotne, a może bardziej ważne są trendy, procesy, a tutaj jest też niezbyt kolorowo.
Ja oczywiście pewne nadzieję wiążę z kręgami cywilizacyjnymi trzecimi ( czytaj: islam, czy daleki wschód), ale moim zdaniem aktywniejsze musi być państwo.
I może nie jest to mój ideał, ale francuski model kultury (wyraźnie przeciwstawiający się amerykańskiej sieczce) mógłbym zaakceptować, chociaż jak na mój gust brakuje mi w nim spirytu…nie,nie spirytusu, ale sfery ducha, żeby nie powiedzieć sacrum… bo Francuzi mają od wiadomej epoki z tym spory problem.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 19 PAŹDZIERNIKA 2020 10:47
„moim zdaniem aktywniejsze musi być państwo.
I może nie jest to mój ideał, ale francuski model kultury (wyraźnie przeciwstawiający się amerykańskiej sieczce) mógłbym zaakceptować”
Pełna zgoda.
Właśnie dowiedziałem się o śmierci naszego wybitnego aktora Wojciecha Pszoniaka.
Pamiętam go doskonale z wielu ról w Teatrze Powszechnym pod dyrekcją Zygmunta Hübnera, który – obok Dramatycznego Gustawa Holoubka i Współczesnego Erwina Axera – był wówczas moim ulubionym w Warszawie.
Poza teatrem spotkałem go z bliska tylko raz – w Klubie Międzynarodowej Prasy i Książki u zbiegu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu, gdzie właśnie odbierał odłożone dla niego w teczce numery „Polityki” i „Kultury” (była to druga połowa lat 1970.).
Ogromna strata dla naszej kultury.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 19 PAŹDZIERNIKA 2020 10:47
Zmarły dziś niestety Wojciech Pszoniak powiedział pięć lat temu w wywiadzie:
„Platforma, na którą głosowałem, odpuściła kulturę, Tuska interesowała piłka nożna. Politycy nie mieli potrzeby inwestowania w kulturę. To się ma albo nie. Nie jest tak, że nagle zacznie pani jeść nożem i widelcem, jeśli do tej pory jadła pani palcami. Człowiek zawsze może się tego nauczyć, ale to już nie będzie taki nawyk jak mycie zębów, zamykanie drzwi, rozbieranie się czy ubieranie. Nasi politycy nie mają nawyku stawiania na kulturę”.
Zazdroszczę Pani/Państwu Bourne’a/Prokofiewa/Szekspira. Właśnie odkryłem, że na Vimeo moge sobie pooglądać za 30 zł. Pewnie się złakomię…
To jest trudny temat, ta kultura w Polsce. Chodzę do biblioteki, bardzo dużo młodych ludzi. I starych. Idę na koncert do filharmonii, większość sali na 1800 miejsc zapełniona. I to młodzi słuchacze. Balet w budynku opery: trudno kupić bilet. Nie jest tak źle, jak się uważnie przygląda rzeczywistości.
Mam wrażenie, że nasze tzw. elity, a zwłaszcza politycy (nie, to nie elita) mają bardzo niskie wyobrażenie o poziomie kulturalnym społeczeństwa. I próbują je kształtować w duchu swojego wyobrażenia o naszej prymitywności.
Czy są jakieś rzetelne badania?
@tadpiotr 19 PAŹDZIERNIKA 2020 16:32
„Czy są jakieś rzetelne badania?”
Są. Np. Biblioteka Narodowa co roku publikuje dane na temat czytelnictwa. Ostatnie dane – 61% Polaków i Polek w ciągu roku nie przeczytało żadnej książki.
„Nie jest tak źle, jak się uważnie przygląda rzeczywistości”.
Ja się uważnie przyglądam rzeczywistości i stwierdzam, że jest źle. Kanał TVP Kultura ma oglądalność rzędu ułamka procenta. W czołowym kinie w Warszawie wielokrotnie zdarzało mi się oglądać ambitne filmy w towarzystwie tylko kilku osób.
W Teatrze Narodowym na ambitnej i dość długiej (ale wybitnej) sztuce już kilka przedstawień po premierze około 30% miejsc było wolnych i teatr był zmuszony wprowadzać radykalne zniżki na ceny biletów. Czytelnictwo ambitnej prasy jest mizerne. Działy kultury w gazetach i czasopismach – o ile w ogóle istnieją – są dość ubogie (brak np. rozbudowanych recenzji filmowych, teatralnych, literackich czy muzycznych).
@grzerysz
Dziś niestety zmarła też Ewa Głowacka. Jej ostatnią kreacją była rola Pani Capulet: https://www.youtube.com/watch?v=jF8dpgJUl-Q&feature=emb_logo.
@tadpiotr
Prokofiew w choreografii Bourne’a pojawi się jeszcze w kinie Luna 14 listopada: https://www.kinoluna.pl/wydarzenia/2020-09/nowoczesny-balet-kinie.
Ależ to wspaniałe: aż 40% Polaków czyta książki!!! 🙂 To więcej zdaje się niż cała ludność Czech. Badania BN czytam co roku, one niestety mają poważną wadę: to są tylko kwestionariusze. Chociaż zauważyli, że są media elektroniczne.
Nie oszukujmy się i nie łudźmy, wszyscy w Polsce nie będą inteligentami.
@tadpiotr 20 PAŹDZIERNIKA 2020 15:52
W Polsce książki czyta 39% a w Czechach 83%. Czyżby w Czechach wszyscy mieli być inteligentami?
Najwyraźniej nie muszą zostawać takowymi, SĄ nimi 😉 Szczygieł pisze:
„Czesi czytają najwięcej w Europie. Średnia liczba książek w czeskim domu to 246. Tylko 2 proc. Czechów nie ma w domu żadnej książki
Przeciętny Czech czyta średnio ponad 17 książek rocznie (u nas – tylko 12 proc. czyta więcej niż sześć książek rocznie), a 79 proc. Czechów przeczytało w ubiegłym roku przynajmniej jedną książkę (u nas – 44 proc.). Daje im to prymat wśród europejskich czytelników.”
To się nie mamy do kogo porównywać.
Cieszmy się, że nie spada!
A oficjalne statystyki unijne mówią co innego:
Tu są cytowane.
https://www.weforum.org/agenda/2018/05/chart-of-the-day-where-europeans-read-the-most-and-least/
W Estonii, Finlandii i POLSCE najwięcej czasu się spędza dziennie na czytaniu.
W Słowacji, Niemczech i w POLSCE najwięcej wydaje się na czasopisma, książki i mat piśmienne — a najmniej w CZECHACH, Hiszpanii i na Malcie.
Statystyki statystykom nierówne. Nie rozdzierajmy szat na kim innym.