„Sól ziemi czarnej” Kazimierza Kutza w nowym wydaniu
Piszę z lekkim opóźnieniem, ale z nadmiaru lata i w połączeniu z kilkoma warszawskimi sprawami zawodowymi, do Bytomia wybrałam się tydzień po premierze i dopiero teraz udało mi się usiąść do bloga, a chwilę wcześniej przeczytać recenzje ze spektaklu zamieszczone w Dzienniku Zachodnim i Angorze. Niestety nie mogę się zgodzić z wyrażonymi w nich opiniami, że „Sól ziemi czarnej” w choreografii Artura Żymełki oddaje ducha filmu Kazimierza Kutza.
Zespół baletowy Opery Śląskiej nie jest liczny. Do stworzenia tego baletu nie potrzeba jednak było scenicznego rozmachu. Atmosfera filmu Kazimierza Kutza jest kameralna. Zapowiadając premierę pisałam, że siłą tego obrazu są też genialne zdjęcia Wiesława Zdorta, scenografia Bolesława Kamykowskiego i kostiumy Marii Karmolińskiej, że wiele ważnych momentów opowiedzianych jest ruchem, bezruchem, muzyką Wojciecha Kilara, spojrzeniem, uśmiechem, pocałunkiem, że wszystkie te elementy są doskonałą bazą na baletowe solówki i duety.
W filmie główną postacią jest Gabriel, najmłodszy z braci Basistów. To przede wszystkim jego oczami oglądamy powstańczy zryw i poznajemy dusze Ślązaków pragnących przyłączenia ich małej ojczyzny do macierzy, która położona jest w zasięgu wzroku, tuż za rzeką. Gabriel obserwuje otoczenie, podgląda Niemców, walczy, zakochuje się, z uczuciem tęsknoty patrzy przez lunetę wroga na wolną, malowniczo jawiącą się Polskę, która miała jednak „ważniejsze sprawy”. Są też inni, nie mniej ważni bohaterowie: wychowujący synów twardą ręką ojciec, dowódca Erwin, porucznik Sowiński, sanitariuszka. Bez ich tanecznych portretów nie może być mowy o „scenicznym przetworzeniu filmu z pietyzmem odnoszącym się do pierwowzoru, uwypuklającym charakterystyczną dla Śląska siłę tradycji, więzów rodzinnych, stanowczość charakterów i głębię poczucia regionalnej tożsamości”. A taka wiadomość przekazywana była w promocyjnych materiałach prasowych.
Z uznaniem mogę wypowiedzieć się o kunszcie tancerzy, o zastosowanej technice, której w moim odczuciu zabrakło jednak nie tylko treści zawartych w pierwowzorze, ale w ogóle jakichkolwiek połączonych w logiczną całość wątków fabularnych.
Sportretowany przez Kazimierza Kutza Śląsk jest raczej męski, kobiety w jego filmie odgrywają ważną, ale nie zasadniczą rolę. W balecie to wszystko się rozmyło. Wyrazistych męskich postaci w ogóle nie zbudowano. Ni z tego, ni z owego na pierwszym planie znalazły się tancerki symbolizujące, zgodnie z opisem obsadowym, Polskę i Śląsk, które bardzo fachowo i ładnie wykonały swoje zadania, ale do opowiedzenia powstańczego zrywu potrzeba czegoś więcej niż dobrego warsztatu. Tak jak i do oddania nastroju słynnej filmowej sceny, w której Ślązacy „walczą” z niemieckimi żołnierzami o kurę, nie wystarcza skomponowanie jaskrawego solowego divertissement.
Sezon w Operze Śląskiej już się zakończył. 9 lipca „Sól ziemi czarnej” w wykonaniu artystów baletu Opery Śląskiej będzie można obejrzeć podczas 23. Międzynarodowego Festiwalu Tańca im. Olgi Sawickiej w Lądku Zdroju. Czy warto się tam wybrać? To zależy od oczekiwań. Ja do Bytomia jechałam z myślą, że zobaczę baletową adaptację filmu Kazimierza Kutza z jego wyrazistymi śląskimi bohaterami. Pewnie dlatego luźno związana z oryginałem autorska wersja Artura Żymełki nie przekonała mnie ani nie poruszyła.
Czytaj też:
„Sól ziemi czarnej” Kazimierza Kutza na scenie baletowej
Wesele Rajmondy. Rozrywka w balecie