Światowy Dzień Baletu 2020
Brzmi dość dziwacznie, kiedy kierownicy działów i redaktorzy publikujący ich teksty, z własnego medialnego podwórka doskonale zdający sobie sprawę, że do kultury trzeba w Polsce dokładać, a nawet w pewnym sensie aktywnie uczestniczący w utrwalaniu – eufemistycznie rzecz ujmując – niesprawiedliwych rozwiązań i dyskryminowaniu na przykład sztuki tańca i pisania o niej („bo z puntu widzenia afisza…” albo „sama strona główna odgrywa trochę inną rolę, zwłaszcza w czasach kryzysowych”, „konsekwentnie trzymamy się tego, co ustaliliśmy na początku i nie widzę podstaw, żeby wprowadzać jakiekolwiek zmiany”), krytykują działania resortu kultury i pochylają się nad złą sytuacją finansową artystów. Kiedyś ten temat szerzej rozwinę, gdyż uważam, że wymaga takiej samej krytyki, jak wcześniej poruszane przeze mnie problemy, chociażby te dotyczące polityki zatrudniania w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej. Dzisiejszy wpis miał jednak informować o czymś innym. Tak sobie wcześniej zaplanowałam, a moja wstępna dygresja została sprowokowana tym tekstem.
Czytaj też: Niepoważny zawód
Już za dwa tygodnie znowu będziemy mieli okazję podejrzeć pracę słynnych zespołów baletowych, transmitowane na żywo lekcje i próby, tym razem w nowej covidowej rzeczywistości; dowiemy się, jak zespoły, między innymi: The Royal Ballet, Australian Ballet, Balet Bolszoj, reagują i odpowiadają na wyzwania związane z organizacją pracy przy zachowaniu zasady utrzymywania społecznego dystansu, w warunkach scenicznych zdawałoby się niemożliwej do zrealizowania. A jednak: „World Ballet Day returns on 29 October 2020 for a global celebration to unite the dance community as it faces the challenges brought about by the COVID-19 pandemic” – poinformował miłośników baletu w ubiegłym tygodniu, jak zawsze z odpowiednim wyprzedzeniem, dział prasowy Royal Opera House.
Czytaj też: The Royal Ballet wrócił na scenę
Światowy Dzień Baletu (World Ballet Day) został ustanowiony 4 października 2014 roku przez The Royal Ballet, Australian Ballet, Balet Bolszoj, National Ballet of Canada oraz San Francisco Ballet. Rok temu, zgodnie z informacją podaną przez ROH, transmisje dotarły do 315 milionów użytkowników mediów społecznościowych na całym świecie. Jedną z najbardziej interesujących była w moim odczuciu relacja kubańskiego zespołu, założonego przez Carlosa Acostę, Acosta Danza, nadal dostępna: tutaj – lekcja pokazująca, na czym polega kubańska technika modern.
Światowego Dnia Baletu nie należy mylić z obchodzonym w kwietniu Międzynarodowym Dniem Tańca, którego patronem jest Jean-Georges Noverre. Choć słowo balet pochodzi z włoskiego słowa ballare, co znaczy tańczyć, historia sztuki baletu zaczęła się później niż tańca. Ujmując rzecz jednym zdaniem, które stanowi tylko zalążek tematu, dzieje baletu sięgają XIII i XIV wieku, kiedy we Włoszech tańcom towarzyszyły pieśni zwane ballate. Wraz z rozwojem kultury zamożnych włoskich rodzin patrycjuszowskich tańce przybierały coraz bardziej skomplikowane formy tańców figurowych z programem, nazywanych balli, a w zdrobnieniu balletti. Zagościły one w XVI wieku, dzięki pochodzącej z Florencji Katarzynie Medycejskiej, żonie Henryka II, na francuskim dworze i wtedy włoskie balletto stało się francuskim le ballet, jedną z najbardziej popularnych i wciąż rozwijającą się sztuką sceniczną, której bazą jest taniec klasyczny.
Od 2016 roku w wydarzeniu uczestniczy również kierowany przez Krzysztofa Pastora Polski Balet Narodowy. PBN nie poinformował jeszcze, w jaki sposób zamierza w tym roku uczcić ten dzień, ale myślę, że wkrótce możemy spodziewać się komunikatu.
#WorldBalletDay
#Zostańwdomu i oglądaj balet!
Czytaj też:
Ministerstwo Kultury jest w stałym kontakcie, ale nic nie wie…
Ministerstwo Kultury jednak coś wie…
Komentarze
Mats Ek –
bez tego choreografa szwedzkiego (syn Birgitte Cullberg) nie sposob sobie wyobrazic wspolczesnego baletu.
(Anna Laguna, zamezna za Matsem)
Ana Laguna – Swan Lake – Mats Ek – Cullbert Ballet – Extrait
https://www.youtube.com/watch?v=AwvPBIsVyjI&ab_channel=HieronymusBosch
Jeżeli chodzi o kwestie dotyczące samej sztuki baletowej to nie czuje się predestynowany do zabierania głosu, część pierwsza tekstu bardziej mnie zachęca do wyrażenia swojej – i tylko swojej – opinii.
A dzisiaj?
Twierdzę, że nigdy dotychczas nie odbyła się w Polsce sensowna debata na temat roli jaką ma do spełnienia w Polsce sztuka, szczególnie sztuka wysoka.
Wszystko tak naprawdę ograniczało się chyba do kwestii finansowych, a w zasadzie możliwości budżetu państwa, przy czym nie stanowi tajemnicy, że dzielenie pieniędzy z państwowego mieszka nie rozpoczynało się od Ministerstwa Kultury i Sztuki.
Zgaduję, że zagajenie tekstu związane było z niedawną wypowiedzią polskiego eurodeputowanego, ale skoro sam temat jest kontrowersyjny to i każda w wypowiedź w tej sprawie napotka opór jakiejś części materii.
Kontrowersja dotyczy na przykład problemu:
Czy w sytuacji kiedy pracodawcę i pracowników wiąże umowa o prace i zapisy prawa pracy, pracownicy mają prawo do roszczeń ponad te ustalenia i czy podstawą do ponadnormatywnych roszczeń nie powinna być relacja z przełożonym również wychodząca nieco ponadstandardowe normy, czyli podkulamy ogonek itd
Wy coś chcecie ode mnie dodatkowego, to ja również oczekuję czegoś od was gratis.
Na temat relacji ciał statutowych w zakładzie pracy zapewne mógłby coś powiedzieć Wojciech Orliński, szef organizacji związkowej firmy Agora.
https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/wojciech-orlinski-agora-zwiazek-zawodowy
@ ozzy
To prawda, Mats Ek jest świetnym choreografem i bez niego trudno sobie wyobrazić współczesny balet. Na blogu jeszcze o nim nie pisałam, ale na pewno kiedyś nadrobię tę zaległość. Pozdrawiam.
@ Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
Dzień dobry Panie Wawrzyńcu, nic nie wiedziałam o próbach zwolnienia Wojciecha Orlińskiego, aczkolwiek wcześniej czytałam o kontrowersyjnej polityce zatrudniania w Agorze. Nie jest mi też znana wypowiedź polskiego eurodeputowanego. Opieram się na własnych obserwacjach i doświadczeniach 🙂 Impulsem do „wstępnej dygresji” był tekst, o którym wspomniałam we wpisie i zachowanie kilku dziennikarek i dziennikarzy, redaktorek i redaktorów, których obłuda (oczywiście toutes proportions gardées, bo skala nadużyć ma wymiar nazwijmy to lokalny) przypomina mi politykę partii rządzącej dyskryminującej osoby LGBT, a jednocześnie występującej w obronie torturowanych zwierząt. Pozdrawiam, miłego dnia…
@Joanna Brych.
Może to zabrzmi jak banał, ale demokracja to w zasadzie sztuka dokonywania wyborów. Niby za każdym takim wyborem powinien stać jakiś świat wartości – traktowany oczywiście bardzo poważnie – który winien rozstrzygać co jest złe, co jest dobre…a co jest jeszcze lepsze, ale tak naprawdę o wszystkim decyduje dzisiaj pragmatyzm.
A pragmatyzm to( w dużym uproszczeniu oczywiście) postawa, polegająca na realistycznej ocenie rzeczywistości, liczeniu się z konkretnymi możliwościami i podejmowaniu działań, które gwarantują skuteczność.
Oczywiście ojczyzną pragmatyzmu nie jest Ojczyzna Osiołka Matołka, czy tańczących Łabędzi, ale USAńska kraina, i jak Pani zapewne wie, Pani Joanno na dzisiaj synowie i córy tej ziemi ustalają zasady politycznych, globalnych warcabów, a że Polska jest pojętnym uczniem (chociaż mnie osoba wykładowcy raczej irytuje) to większość podejmowanych politycznych decyzji jest w duchu pragmatyzmu właśnie.
Jest szansa, że za jakiś czas chińczyk zastąpi warcaby, ale czy pragmatyzm zastąpią inne parametry określające co jest dobre, co złe?
Nie wiem, ale na pewno chciałbym aby to nastąpiło.
I jeżeli od tego pragmatyzmu wyjdziemy i uświadomimy sobie, że on jest solą demokracji to łatwiej będzie jeśli nie akceptować, to przynajmniej przyjmować do wiadomości kolejne decyzje rządzących. W tym przypadku tych.
Od tego też zależy nasze ( a przynajmniej moje) samopoczucie.
Pozdrawiam.
Mam propozycję dla Pani Joanny, dostrzegając , że nie raz ze swoimi baletowo-choreograficznymi wątkami wkracza na teren rozpolitykowanej politycznie kultury, czy wręcz samej polityki.
A jakby – zakładając, że moje spostrzeżenie ma empiryczne uzasadnienie – zatytułować na przykład:
„Polityczno – baletowe puento – pointy”.
Uważam, że moja propozycja jest niezła.
Może to wyglądać na pewną uszczypliwość, ale wiem, że w dzisiejszych czasach od baletu nie da się po prostu uciec.
Rozpolitykowana politycznie, ale mi wyszło!
Powiedzmy, że był to polityczno-baletowy pireut.
Pani Joanno,
W odniesieniu do początku Pani wpisu pozwolę sobie na trzy uwagi.
1. Przytoczę słowa naszego wielkiego artysty teatru, Tadeusza Kantora, jakie jakieś dziesięć lat temu przypomniał w wywiadzie najwybitniejszy żyjący polski reżyser teatralny, Krystian Lupa:
„20 lat temu, kiedy rozpoczęła się w Polsce wielka przemiana, kiedy zachłysnęliśmy się wolnością, wielkie wrażenie zrobiła na mnie wypowiedź Tadeusza Kantora o nowych ekipach rządzących. Kantor mówił, że z zapartym tchem słuchał tego, co mówią politycy tej wolnej Polski, od których tyle oczekiwaliśmy. A wtedy premierem został Tadeusz Mazowiecki, więc nie byle kto, elita. „Słuchałem uważnie – mówił Kantor – ale żaden z tych polityków nie wypowiedział słowa sztuka. Oni pożałują tego, oni przez to przegrają””.
2. Krótki fragment z wywiadu Grzegorza Rzeczkowskiego z Jackiem Rakowieckim („redaktor, dziennikarz, komentator polityczny, recenzent filmowy i teatralny, selekcjoner 33. Warszawskich Spotkań Teatralnych w 2013 r.. Był m.in. sekretarzem redakcji „Tygodnika Powszechnego” i „Gazety Wyborczej”, zastępcą redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”, naczelnym „Vivy!”, „Przekroju”, teatralnego „Foyer” i „Filmu””):
„Grzegorz Rzeczkowski: Ciekawi mnie, czy czujesz się przegrany jako współtwórca polskich mediów po 1989 roku. Miało być lepiej – jak mówisz – bardziej merytorycznie, a wyszło brukowo.
Jacek Rakowiecki: To, co stało się z polskimi mediami po 1989 roku, obciąża nie tylko mnie, ale i pewne środowisko czy też pokolenie. Wykazaliśmy się straszną naiwnością”.
3. Z łezką w oku wspominam wybitny dział kultury prowadzony w „Polityce” przez Tadeusza Drewnowskiego (lata 1960–1982).
@grzerysz
Dzięki za fragmenty.
Ale to przede wszystkim nie może się udać w panującym modelu gospodarczym.
Kapitalizm który ewidentnie projektowany z myślą o masach nigdy nie wejdzie w sojusz ze sztuką tak elitarną jaką jest balet. Ale nie tylko balet ma te problemy. Ambitna literatura, sztuki plastyczne, muzyka współczesna.
Potrzebne jest do tego mądre państwo, ale w demokracji nie wygrywa ten kto chce zyskać poparcie mądrych obywateli, do zwycięstwa jest potrzebny aplauz tłumów.
A tłumy jak to tłumy…
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 15 PAŹDZIERNIKA 2020 17:52
” to przede wszystkim nie może się udać w panującym modelu gospodarczym”
Może, o ile model gospodarczy jest bliższy skandynawskiemu, niemieckiemu czy francuskiemu niż dzikiemu i chciwemu kapitalizmowi dziewiętnastowiecznemu zwanemu neoliberalizmem. Niestety, wiara w przecudowną moc „niewidzialnej ręki rynku” i neoliberalny turbokapitalizm była u nas przez ćwierćwiecze przemożna.
Oto kolejny fragment wywiadu Grzegorza Rzeczkowskiego z Jackiem Rakowieckim:
„Jacek Rakowiecki: Moje pokolenie na przełomie lat 80. i 90. było zaczarowane publikacjami Guy Sormana, który opisywał wolny rynek – głównie na przykładach amerykańskich – jako coś zupełnie fantastycznego, co załatwia wszystko. Dobierał takie przykłady, które wówczas nas zachwycały. Dopiero po pewnym czasie niektórzy zrozumieli, że to jest już obłęd – jak choćby prywatyzacja wszystkiego, łącznie z więziennictwem. Później Sorman sam wiele ze swoich tez odwołał, co jest warte odnotowania, bo w Polsce zwolennicy neoliberalizmu, jak Leszek Balcerowicz, do dziś uparcie trwają przy swoim. Ale wówczas taki sposób myślenia miał wyznaczać drogę do jakiegoś świetlanego celu. Tego Sormana wzmacnialiśmy zresztą jeszcze różnymi Hayekami czy Misesami i byliśmy święcie przekonani, że wolny rynek to jest to, co najlepiej odpowiada ludzkiej naturze, potrzebom i godności.
Grzegorz Rzeczkowski: Długo żyliście tym złudzeniem?
Jacek Rakowiecki: Bardzo długo do nas docierało, że ani ten rynek nie jest wolny, a nawet jeśli jest, to działa w sposób wyjątkowo krzywdzący, a nie sprawiedliwy”.
Mam pomysł który mogę sprzedać baletowemu środowisku.
Wziąłem to od Chaczaturiana. Żył i komponował w komunie, Nie miał lekko.
Ale postanowił, że raz zrobi wyjątek i napisze. I napisał:
„Treść baletu to historia bohaterskiej Ormianki, mieszkanki kołchozu, która dla dobra Związku Radzieckiego decyduje się donieść na ukochanego męża, podejrzewanego o szpiegostwo. Historia kończy się uniewinnieniem mężczyzny. Finałowy Taniec z szablami ma wymiar patriotyczny i sławi życie w sowieckiej Armenii.”
Powyższy tekst to libretto słynnego Gajane z jeszcze słynniejszym Tańcem z szablami.
Nie pisał tego Chaczaturian – wynajął jakiegoś ówczesnego wiesza. I po Gajane miał kompozytor jak u Pana Boga za piecem.
Po śmierci nawet mózg chcieli mu badać. Taki był słuszny.
I idąc tym tropem…
…jakby raz na sezon dyrekcje baletowych teatrów w ramach daniny wiernopoddańczej wystawiały jakieś widowiska typu „Ten słynny smoleński lot” z odpowiednią peuntą w pointach.
Czy widowisko baletowe poświęcone wielowiekowej przyjaźni polsko – niemieckiej, czy o Polakach ratujących Żydów w czasie Holocaustu.
I raz na sezon tego typu przedsięwzięcie i mogę się założyć, że kasy w .teatralnych …kasach byłoby jak lodu.
A baletowe związki zawodowe by upadły. Nie miały by co robić.
@ Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
Panie Wawrzyńcu, drzemie w Panu talent librecisty. Ja dzisiaj oderwałam się na chwilę od baletu i śledziłam w mediach sprawę Romana Giertycha. Ale już wracam do baletowej, znacznie przyjemniejszej rzeczywistości. I zamierzam obejrzeć, skoro jesteśmy przy Chaczaturianie, „Spartakusa” w choreografii Jurija Grigorowicza.
https://www.youtube.com/watch?v=yNukWNfIZVk
https://www.youtube.com/watch?v=ThSEx2yTPhY
https://www.youtube.com/watch?v=rPxVN0VMWqI
@ grzerysz
Dziękuję za komentarze i jak zawsze trafne spostrzeżenia. Niestety oprócz „niewidzialnej ręki rynku” i „chciwego kapitalizmu” za politykę kulturalną w mediach, piszę to z własnego doświadczenia, odpowiadają konkretni ludzie, którzy kierując się banalnymi pobudkami podejmują krzywdzące decyzje. Wspomniany przez Pana Grzegorz Rzeczkowski również należał do grupy redaktorów z dość nonszalanckim, a nawet obraźliwym podejściem do sztuki tańca. Gwoli sprawiedliwości muszę dodać, że tuż przed odejściem z Polityki.pl zezwolił, po kilkuletnim zastanawianiu się, na założenie tego bloga. Pozdrawiam.
@Joanna Brych
Z tym Wawrzyńcem B. to oczywiście jedna wielka podpucha, ale w miarę oryginalna, bo nikt do tej pory nie wpadł komu tego Wawrzka podprowadziłem.
I muszę w tym miejscu dodać, że uchodziłem już za słuchacza duchownego seminarium, za internetowe wcielenie posła Cymańskiego, ale ten potencjalny librecista jakoś najbardziej przypadł mi do gustu. Pozdrawiam!
@Joanna Brych 15 PAŹDZIERNIKA 2020 21:57
„Niestety oprócz „niewidzialnej ręki rynku” i „chciwego kapitalizmu” za politykę kulturalną w mediach, piszę to z własnego doświadczenia, odpowiadają konkretni ludzie, którzy kierując się banalnymi pobudkami podejmują krzywdzące decyzje”.
Oczywiście, to też może mieć miejsce. Ja jednak raz jeszcze podkreślę uwarunkowania systemowe.
Niedawno „Polityka” obchodziła dwudziestopięciolecie przejścia z czarno-białej płachty gazetowej na obecny format. Napisano z tej okazji m.in.: „W pewnym sensie to było symboliczne domknięcie naszej własnej ustrojowej transformacji, przejścia od siermiężnego peerelowskiego socjalizmu do gospodarki rynkowej”.
Skomentuję to następująco. W Niemczech ukazuje się stojący na wybitnym poziomie tygodnik „Die Zeit”. Ma cały czas format gazetowej płachty (kolorowej, aczkolwiek np. doskonały dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, wydawany oczywiście w dużym formacie, na kolor przeszedł niewiele ponad 10 lat temu, co spowodowało zresztą liczne protesty czytelników) i sprzedaje co tydzień ponad 520000 egzemplarzy. Tak więc „Die Zeit” ma cały czas „siermiężny” wygląd ale nieustająco doskonałą treść przy świetnej sprzedaży. „Polityka” zaś przeszła z kombinacji „siermiężny” format przy bardzo dobrym poziomie i świetnej sprzedaży (potrafiła zbywać na pniu 400000 egzemplarzy) na zestawienie „atrakcyjny” wygląd przy (dodam – coraz bardziej) „siermiężnej” treści i lichej sprzedaży (tygodnik sprzedaje ostatnio jedynie trochę ponad 90000 egzemplarzy).
Dodam na koniec, że „Polityka” niemal od początku transformacji była i jest cały czas bezkrytyczną czcicielką i piewczynią neoliberalnego turbokapitalizmu,
@grzerysz
Miałem pisać w trzech aktach, ale ograniczę się do słowa wstępnego.
Może kiedyś, ale dzisiaj tylko tyle. Ale może i aż tyle.
Czytając niedawno „Kartki z historii”Chwin od czasu do czasu zahacza wątkami ( myślę, że można wątkami zahaczać) naszego zachodniego sąsiada. Jakieś spotkania z tamtejszymi czytelnikami jego książek, reminiscencje historyczne nawiązujące z reguły do okresu wojny,czy jakieś luźne spostrzeżenia.
Na przykład.
Zwróciło Chwina szczególną uwagę (upamiętnił to przecież w książce) że kiedy podrożował metrem, autobusem to niemalże każdy Niemiec nos miał wścibiony albo w książkę, albo w gazetę, a na pewno w papier z tekst em drukowanym trzymanym tuż koło nosa.
Oczywiście można ryzykować twierdzenie, że w ten sposób Niemcy czczą pamięć swojego wielkiego rodaka Gutenberga, ale moim zdaniem są pewne przypadłości plemienne które wyróżniają jedne narody od drugich i właśnie miłość do książek jest tym co wyróżnia akurat Niemców.
Na pewno dwie uwagi są wskazane.
Pierwsza to ta, że Chwin pisał ten tekst kilkanaście lat temu, a kilkanaście lat temu w dzisiejszych czasach to pół wieczności i nie wiadomo jak jest dzisiaj (mam na myśli gadżety elektroniczne) i druga uwaga to ta, że nie zawsze miłość do słowa pisanego kończy się happy endem, czego świadectwem wydarzenia wojenne XX wieku.
To tych kilka zdań a propos nakładu niemieckiego tygodnika.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 16 PAŹDZIERNIKA 2020 19:29
„To tych kilka zdań a propos nakładu niemieckiego tygodnika”
Tu nie chodzi nawet o nakład, tu chodzi o doskonałą sprzedaż tygodnika na bardzo wysokim poziomie mającego ciągle format „siermiężnej” płachty gazetowej. A trzeba jeszcze pamiętać o bardzo dobrych tygodnikach wychodzących w formacie podobnym do „Polityki” – „Der Spiegel” (sprzedaż prawie 650000 egzemplarzy) i „Focus” (sprzedaż prawie 260000 egzemplarzy). Należy też wspomnieć co najmniej niezły tygodnik „Stern” (niemal 400000 egzemplarzy sprzedaży).
„moim zdaniem są pewne przypadłości plemienne które wyróżniają jedne narody od drugich i właśnie miłość do książek jest tym co wyróżnia akurat Niemców”.
To tylko częściowa prawda. Kiedyś Magdalena Parys (pisarka urodzona w 1971 roku w Gdańsku, od 1984 roku mieszkająca w Berlinie Zachodnim) opowiadała w wywiadzie jak w Niemczech już małe dzieci zachęcą się do czytania.
U nas ćwierćwiecze dzikiego i chciwego kapitalizmu dziewiętnastowiecznego, opisanego doskonale w powieściach Dickensa a znanego współcześnie pod nazwą neoliberalnego turbokapitalizmu, doprowadziło niemal do wtórnego analfabetyzmu i pustek w kinach na seansach ambitnych filmów.
Pisałem już o znacznym spadku poziomu (i sprzedaży) „Polityki”. Podobnie napisać można i o innym tytule z tej samej stajni, czasopiśmie „Forum”. Kiedyś – choć wydawany w „siermiężnym” formacie – bardzo elitarny tygodnik doskonałych przedruków z czołówki gazet i pism zachodnich, w ostatnich dekadach przeszedł transformację na niezwykle kolorowy tygodnik (a ostatnimi laty dwutygodnik) z ogromną ilością zdjęć i – szczególnie w formie dwutygodnika – znikomą liczbą tekstów na poziomie.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 16 PAŹDZIERNIKA 2020 19:29
„moim zdaniem są pewne przypadłości plemienne które wyróżniają jedne narody od drugich i właśnie miłość do książek jest tym co wyróżnia akurat Niemców”.
Uzupełnię jeszcze swoją wypowiedź na ten temat.
Z raportu Biblioteki Narodowej opublikowanego w 2019 roku wynika, że w ubiegłym roku kalendarzowym przynajmniej jedną pozycję przeczytało zaledwie mniej niż 40% Polek i Polaków. A jeszcze na początku tego wieku było to niemal 60% społeczeństwa.
Dla porównania w Czechach poziom czytelnictwa wynosi aż 83% (dane z 2018 roku). Podobnie wyglądają wyniki we Francji, Szwecji, Finlandii czy w Niemczech.
Podawałem wcześniej sprzedaż czołowych tygodników niemieckich. Spójrzmy teraz na Francję: „Le Point” (sprzedaż niemal 300000 egzemplarzy), „L’Obs” (dawniej zatytułowany „Le Nouvel Observateur”, sprzedaż prawie 220000 egzemplarzy), „L’Express” (sprzedaż nieco ponad 200000 egzemplarzy), „Courrier international” (sprzedaż około 170000 egzemplarzy), „Marianne” (sprzedaż około 120000 egzemplarzy).