Magia Baletów Rosyjskich
Dokument („Le sortilège des Ballets Russes”) w reżyserii Laurenta Gentot znalazł się w tym miesiącu w programie telewizji Mezzo. 31 sierpnia odbędzie się jeszcze jedna emisja.
Scenariusz skupia się na pierwszym okresie działalności Baletów Rosyjskich, latach 1909–14. Fazie kojarzonej głównie z choreografiami Michaiła Fokina, Wacława Niżyńskiego, muzyką Igora Strawińskiego, scenografiami Aleksandra Benois, Leona Baksta, Nikołaja Roericha.
O przełomie, który zapanował wtedy w sztuce tańca we wszystkich możliwych aspektach – choreograficznym, muzycznym, scenograficznym, organizacyjnym, a także wpływie, jaki rosyjska sztuka wywarła na inne dziedziny życia – opowiadają historycy i teoretycy tańca oraz wielkie gwiazdy rosyjskiego baletu: Władimir Wasiljew i Andris Liepa, dyrektor „Sezonów rosyjskich XXI wieku”.
Warto ich posłuchać. A jeszcze wcześniej obejrzeć „St Petersburg’s Dance Open” i w ten sposób – w skondensowanej formie – poznać fragmenty historii klasycznego baletu oraz jego współczesnych wykonawców, m.in. Ulianę Łopatkinę, Jewgieniję Obrazcową i Igora Kolba, Annę Tichomirową, Ianę Salenko, Siemiona Czudina, Artioma Owczarenko.
Oba filmy powstały już jakiś czas temu. Z przyjemnością wróciłam do nich w ubiegłą sobotę. Zwłaszcza do „Le sortilège des Ballets Russes”. Następnego dnia mijała 89. rocznica śmierci Siergieja Diagilewa.
Сергей Павлович Дягилев urodził się 17 marca 1872 r. Jego ojciec był oficerem gwardii, matka zmarła przy porodzie. Wychowywała go niania Dunia, był też blisko związany z drugą żoną ojca: Heleną Panajewą.
Ukończył liceum w Permie, potem (bez entuzjazmu) studiował prawo w Petersburgu. Podróżował. Przejawiał ambicje artystyczne. Interesował się malarstwem, kochał muzykę – w dzieciństwie poznał Czajkowskiego i Musorgskiego, w późniejszych latach bezskutecznie próbował zostać uczniem Mikołaja Rimskiego-Korsakowa. W 1895 r. wiedział już, co chce robić. Jestem: po pierwsze – pełnym szalonych pomysłów szarlatanem, po drugie – mam wiele uroku, po trzecie – jestem bezczelny, po czwarte – mam dużo logiki i mało skrupułów, po piąte – jestem wyprany z wszelkich talentów. Wydaje mi się jednak, że odkryłem moje prawdziwe powołanie: mecenat. Mam wszystko, co jest do tego potrzebne, z wyjątkiem pieniędzy. Ale te przyjdą z czasem… – napisał w liście do swojej przybranej matki (Ludwik Erhardt „Igor Strawiński”, PIW, Warszawa 1978).Kilka lat później zaczął odnosić pierwsze sukcesy. A począwszy od 1909 r. firmowane jego nazwiskiem „Balety rosyjskie” nieustannie zmieniały oblicze sztuki tańca, zaś donośny głos, arystokratyczne maniery, monokl, cylinder, frak i płaszcz podbity futrem stały się jego znakiem rozpoznawczym.
„Jestem chory. Przyjeżdzaj. Siergiej” – zadepeszował w sierpniu 1929 r. do odbywającej rejs wzdłuż wybrzeża Dalmacji Misi Sert. Miesiąc wcześniej widzieli się w Londynie. Już wtedy był w złej formie. Lekarze zdiagnozowali cukrzycę, „wyglądał, jakby gonił resztkami sił”, ale wciąż planował nowe balety i uganiał się za młodymi chłopcami. Jego ostatnią miłością był 17-letni Igor Markiewicz, z którym odbył podróż do Baden-Baden, Monachium i Salzburga. Od 8 sierpnia przebywał w Wenecji. Narzekał na ból pleców, nie mógł spać, źle się odżywiał, miał problemy z chodzeniem. Ropiała mu skóra. Coraz częściej mówił o śmierci. Nieustannie rosła mu temperatura. Nie wstawał z łóżka. Czuwało przy nim dwóch całkowicie bezradnych lekarzy oraz Serge Lifar i Boris Kochno. Mieszkali w Grand Hotel des Bains na Lido. Tam – natychmiast po przyjeździe – udały się Misia i Coco Chanel.
„Weszły do małej sypialni, gdzie przerażająco wynędzniały i mokry od potu Diagilew zwijał się z bólu”. Był ubrany w smoking. W agonalnym stanie opowiadał Misi – ku jej przerażeniu wyłącznie w czasie przeszłym – o swoim uwielbieniu dla „Symfonii patetycznej” Piotra Czajkowskiego oraz „Tristana i Izoldy” Richarda Wagnera. Wkrótce zapadł w śpiączkę. Umarł o świcie 19 sierpnia.
Czułam się całkowicie wyprana z uczuć. Wyszłam z hotelu i snułam się po mieście, zupełnie bez celu. Ławka w słońcu – nie wiem, jak długo na niej siedziałam. Pamiętam, jak wsiadłam do tramwaju wodnego, potem płynęłam i trafiłam na cmentarz – szukałam odpowiedniego miejsca na jego grób. To była ostatnia i najstraszniejsza przysługa, którą chciałam wyświadczyć przyjacielowi, tak bliskiemu memu secu przez ponad dwadzieścia lat –wspominała Misia Sert pierwsze chwile po śmierci Diagilewa. Następnego dnia ciało wielkiego impresaria umieszczono na dużej gondoli pogrzebowej i przewieziono do greckiego kościoła prawosławnego. Potem w eskorcie duchownych popłynęli w kierunku cmentarza na Wyspie Świętego Michała. W pierwszej z trzech gondoli, stanowiących kondukt pogrzebowy, siedzieli Misia, Chanel, Kochno i Lifar. Łódź posuwała się w rytm uderzeń wiosła gondoliera, a nad wodą unosiły się głosy śpiewających popów – taką relację można przeczytać w książce Arthura Golda i Roberta Fizdale „Misia Sert. Kobieta, która odkryła Coco Chanel”.
Nieco inną perspektywę przyjął Richard Buckle – w biografii „Diagilew” większy akcent położył na ostatnie rozmowy Diagilewa z Borisem Kochno i stosunki łączące go z Sergem Lifarem. Misia Sert pojawia się epizodycznie. Przeczytanie obu książek daje lepszy obraz całości.