Przeżycie estetyczne
Warto było ponownie się wybrać do Teatru Wielkiego w Łodzi i obejrzeć galę baletową „Od romantyzmu do współczesności” – w częściowo zmienionej obsadzie i w nieco inaczej ułożonym programie.
Cieszę się, że Valentyna Batrak jeszcze raz zatańczyła „Umierającego łabędzia” w choreografii Michaiła Fokina do muzyki Camille’a Saint-Säensa. Zupełnie inaczej niż 29 kwietnia zinterpretowała tę rolę; wystarczył niecały miesiąc, aby stała się łabędziem, który naprawdę umierał, przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy aby na pewno widzę na scenie tę samą solistkę. Gratulacje!
Ponownie z wielką klasą, szlachetnością, dojrzałością wystąpiła Alicja Bajorek w grand pas de deux z III aktu baletu „Don Kichot” w choreografii Mariusa Petipy i nadal doskonale partnerował jej Yuki Itaya. Chciałabym zobaczyć tę parę w całym spektaklu – po jednym, nawet bardzo udanym i trudnym technicznie fragmencie – nie odważę się napisać, czy Alicja Bajorek (choć całkowicie mnie urzekła) jest jedną z moich ulubionych Kitri, ale na pewno (już jako koryfejka) udowodniła, że należy do najzdolniejszych balerin w łódzkim zespole, i że może tańczyć główne role z repertuaru klasycznego i współczesnego.
Nie zawiedli też Sakurako Onodera i Tomu Kawai tańcząc pas de deux z II aktu baletu „Płomień Paryża” w choreografii Wasilija Wajnonena. Potwierdzili swoje przygotowanie techniczne, kondycję i zdolności interpretacyjne. A zaprezentowane w drugiej części wieczoru „Recollect”, w choreografii Tomu Kawai do muzyki Ennio Morricone, naprawdę robi wrażenie.
Z programu wypadło niestety pas de deux Diany i Akteona z baletu „Esmeralda”. Szkoda, bo Riho Okuno i Joshua Legge oraz towarzyszący im zespół ośmiu tancerek, świetnie otworzyli galę 29 kwietnia. Zamiana na pas de deux z II aktu „Korsarza” okazała się niekorzystna. Zwłaszcza że Ekaterina Kitaeva-Muśko, solistka baletu Teatru Wielkiego w Łodzi, jako Medora nie była tego dnia w najlepszej kondycji i elementy, które już nieraz wykonywała dobrze, tym razem jej po prostu nie wyszły.
Wpadki i upadki
Pojawiły się też błędy i niedociągnięcia w trzech innych (cała pierwsza część składała się z dziesięciu) fragmentach baletów wykonywanych w pierwszej (klasycznej) części gali – najpoważniejszy w pas d’esclave (duecie niewolników) z baletu „Korsarz”, z gościnnym udziałem Hanny Szychowicz w roli Gulnary (poprzednio również gościnnie zatańczyła Minori Nakashima). Ale umówmy się, że wpadki zdarzają się też bardziej doświadczonym tancerkom i duetom. Podobna sytuacja miała chociażby miejsce podczas gali baletowej Polskiego Baletu Narodowego w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie. A jednak dość mocny upadek jednej z gościnnych solistek nie spotkał się z oburzeniem publiczności, tylko ze zrozumieniem sytuacji. Choć cała gala była już różnie oceniana. Ja tego wydarzenia nie opisywałam. Załączam więc tutaj jedną z relacji.
Druga część łódzkiej gali przebiegła bez zmian programowych i zakłóceń odbioru. Choć żałuję, że zmieniła się obsada w „Sinnerman”, fragmencie choreografii Alvina Aileya „Revelations”, i że ponownie nie zatańczył Nazar Botsiy. Wolałam też w jego wykonaniu taniec ludowy hopak z baletu „Taras Bulba” Rostisława Zacharowa.
Za to pozytywna zmiana obsadowa w „Suicie w starym stylu”, w choreografii Michaiła Zubkowa do muzyki Alfreda Schnittke sprawiła, że wieczór tym razem miał znacznie lepszy koniec niż początek. Całość zaś potwierdziła potencjał tkwiący w zespole. Niektórzy tylko jego członkowie muszą jeszcze, jak się okazało, popracować nad techniką klasyczną i wytrzymałością, w pełni posiąść umiejętność posługiwania się ciałem jako instrumentem. Wyrazistości im nie brakuje!
Ziemia obiecana
Ten spektakl 16 maja obejrzałam po raz pierwszy, zachęcona zaprezentowaną podczas gali baletowej sceną „Tkalnia”, którą zaliczyłam do najlepszych jakie kiedykolwiek oglądałam i nadal podtrzymuję tę opinię.
Balet jest dziełem Graya Veredona, który przeniósł na scenę najważniejsze wątki znajdujące się w powieści Władysława Reymonta. Premiera odbyła się prawie dwadzieścia lat temu (22 maja 1999 roku). Tytuł cały czas cieszy się powodzeniem i utrzymuje się w repertuarze.
Jean-Georges Noverre napisał w „Listach o tańcu i o baletach”: „balet nie jest niczym innym, jak tylko wielką kompozycją taneczną, ponieważ bez tańców nie może istnieć balet, składa się bowiem z tańców i kroków tanecznych niekończącej się rozmaitości”. I ta zasada obowiązuje w „Ziemi obiecanej” Graya Veredona. Spektakl jest cały wypełniony tańcem do muzyki Franza von Suppé i Michalela Nymana; w zależności od charakteru poszczególnych scen: neoklasycznym, współczesnym, wodewilowym. Równie ważne i ciekawie skonstruowane są sceny zbiorowe i te, rozgrywające się pomiędzy głównymi bohaterami. Oprócz sceny „Tkalnia” największe wrażenie wywarła na mnie „Podróż pociągiem” – rewelacyjny duet w wykonaniu Moniki Maciejewskiej-Potockas jako Lucy Zucker i Gintautasa Potockasa w roli Karola Borowieckiego. Także Nazar Botsiy tańczący Podpalacza. Jego rola została świetnie zbudowana, a on w bardzo przemyślany i sugestywny sposób ją zinterpretował. Najsłabiej dramaturgicznie i choreograficznie, na tle pozostałych, wypada scena „Samotność” – finałowe solo Karola. W przyszłym sezonie warto ten fragment spektaklu dopracować.
Adekwatnie do treści zostały też dobrane inne środki: scenografia i kostiumy zaprojektowane przez Irenę Biegańską oraz projekcje wideo w reżyserii Jarosława Marszewskiego.
Odczytanie dzieła choreograficznego
„Ziemia obiecana” Graya Veredona jest też przykładem różnic jakie zachodzą w ocenie tego samego dzieła.
Tuż po premierze w maju 1999 roku Elżbieta Stępnik w „Dzienniku Łódzkim” napisała m.in.: „Karkołomne na pozór marzenie brytyjskiego choreografa o przełożeniu na język baletu wielkiej powieści Reymonta zaskakuje w realizacji prostotą, a jednocześnie skutecznością użytych środków. Niemożliwe okazuje się łatwe i oczywiste (…) Idąc śladem literackiego pierwowzoru, nadał Gray Veredon równorzędne znaczenie bohaterom indywidualnym i samemu miastu – bohaterowi zbiorowemu, sceny zespołowe nadają więc silny akcent dramatyczny przedstawieniu. Przy motorycznej muzyce Michaela Nymana zespół baletowy potrafi zmienić się nawet w żywą maszynę włókienniczą”.
W tym samym czasie zupełnie inny pogląd wyraził w „Rzeczpospolitej” Jacek Marczyński stwierdzając: „Tę powieść cechuje epicki rozmach i realistyczna drobiazgowość. Balet zaś jest sztuką poezji i nastroju, wielkie spektakle baletowe o rozbudowanej akcji były specjalnością głównie radzieckich choreografów, świat od nich stronił. Dotychczasowe doświadczenia artystyczne Graya Veredona też nie wskazywały, iż jest on najlepszym kandydatem na choreografa »Ziemi obiecanej«. To, co zaprezentował na łódzkiej scenie, opinię tę potwierdza (…) Język choreograficzny w »Ziemi obiecanej« jest niesłychanie ubogi, a we wszystkich scenach zbiorowych Gray Veredon po prostu się gubi”.
Z kolei Stefan Drajewski, w grudniu 2010 roku w „Głosie Wielkopolskim”, podobnie jak Elżbieta Stępnik, pozytywnie ocenił spektakl pisząc: „»Ziemia obiecana« Graya Veredona to głęboko poruszający spektakl, poświęcony tożsamości kulturowej Łodzi. Trudno wymarzyć sobie lepszy prezent na urodziny”.
Różnice ocen zachodzą więc nie tylko wśród „zwykłej” publiczności, ale także wśród krytyków i recenzentów.
Maria Gołaszewska w „Zarysie estetyki” napisała: „Dzieło sztuki powstaje po to, by było »aktualizowane« przez odbiorcę, i taki jest właśnie jego sposób istnienia (…) Nie może tu być mowy o jakimś jednym, idealnym, absolutnie adekwatnym odczytywaniu dzieła – bywa ono w sposób prawomocny odczytywane, konkretyzowane na różne sposoby (przy czym oczywiście pewne konkretyzacje mogą być ewidentnie nieadekwatne, fałszywe, istnieć też może wiele różnych konkretyzacji całkowicie oddających sprawiedliwość dziełu sztuki)”.
A w części poświęconej „a priori estetycznemu” tłumaczyła: „Rozbieżność upodobań, ocen, sądów o sztuce i wartościach estetycznych nie świadczy o tym, że wartości są pochodne od owych ocen, świadczy przede wszystkim o rozmaitości »a priori estetycznego«, warunkującego odbiór sztuki u rozmaitych odbiorców w różny sposób”.
Tym razem zgoda panowała przynajmniej na widowni. Spektakl zakończył się spontaniczną i długą owacją na stojąco całej zgromadzonej w Teatrze Wielkim w Łodzi publiczności.
Post scriptum
Ponieważ przy okazji mojego poprzedniego wpisu o gali baletowej w Łodzi pojawił się komentarz, który został przeze mnie usunięty, a fakt ten spotkał się z oburzeniem komentatorki, wynikającym z niezrozumienia sytuacji, pozwolę sobie skorzystać z okazji i przypomnieć, że Polityka.pl jest strefą wolną od hejtu!, a administratorom zależy, aby Forum internetowe oraz przestrzeń blogowa pozostały miejscem wartościowej i kulturalnej wymiany poglądów. W związku z tym obowiązują Zasady publikacji komentarzy (zdjęty z bloga komentarz naruszał pkt 2d). Zachęcam więc do dyskusji, ale merytorycznej, pozbawionej mowy nienawiści i insynuacji.