Cztery współczesne choreografie w Operze Paryskiej
Co robić w Nowym Roku? Ja obejrzałam kilka baletów. Dwa średnio udane w Mezzo: „Chaplina” w choreografii Mario Schrödera w wykonaniu Leipziger Ballett oraz „Pinokia” w choreografii Ivana Cavallari z l’Opéra National du Rhin. Oba zespoły tańczą na wysokim poziomie. Choreografie odebrałam jednak z umiarkowanym zachwytem; były zbyt monotonne i (jak dla mnie) trochę za długie.
Z Mezzo przełączyłam się na kanał ARTE. Resztę wieczoru spędziłam w Palais Garnier oglądając „Quatre chorégraphes d’aujourd’hui”, spektakl zrealizowany w 2018 roku z inicjatywy Aurélie Dupont, słynnej Étoile Opery Paryskiej, od 1 sierpnia 2016 roku sprawującej funkcję „Directrice de la Danse de l’Opéra national de Paris”.
Kilkadziesiąt artystek i artystów baletu Opery Paryskiej, fenomenalnie sprawnych i doskonale odnajdujących się w różnych technikach oraz stylach tańca, także przestrzeniach, zatańczyło w czterech współczesnych choreografiach: Szwajcara Jamesa Thierrée, Izraelczyka Hofesha Shechtera, Hiszpana Ivána Péreza i Kanadyjki Crystal Pite.
Pierwsza: „Frôlons”, utrzymana w konwencji happeningu, została zaaranżowana w przestrzeni publicznej. Pokaz odbył się we foyer i na schodach z udziałem ponad pięćdziesięciu tancerek i tancerzy. Również publiczności, przyglądającej się temu wydarzeniu, bynajmniej nie w wieczorowych kreacjach, tylko w codziennych ubraniach; część z zarejestrowanych osób to zapewne turyści, którzy „wpadli” do Opery prosto z paryskich ulic i muzeów.
Przepych błyszczących od cekinów, złoto-czarnych, kostiumów idealnie harmonizuje z bogatymi wnętrzami Opery Paryskiej. Z elegancją miejsca, jego historią i przeznaczeniem, w miły sposób jednocześnie kontrastuje „prymitywny” ruch imitujący ruchy zwierząt: jaszczurek bądź innych gadów albo dzikich zwierzątek. Widowisko jest wizualnie atrakcyjne, a nastrojem przypomina maskarady, które urozmaicały uroczystości dworskie.
W nowej wersji „The Art of Not Looking Back” choreograf zaczyna spektakl krótką opowieścią o sobie. Urodził się 1975 roku w Jerozolimie w małej rodzinie, matka opuściła go, gdy miał 2 lata. W dalszej części przystępuje do analizy treści i struktury ruchu.
Grupa składająca się z dziewięciu tancerek występujących w krótkich, prostych, zwyczajnych sukienkach na ramiączkach i w skarpetkach, niektóre mają ochraniacze na kolanach, wygina się w różnych pozach i sekwencjach, trochę jak w transie albo lekkiej hipnozie. Potem prezentują się w bardziej zdyscyplinowanym porządku: ręce trzymają w klasycznym port de bras, stopy mają ustawione w trzeciej pozycji i wykonują proste battements tendus. Pojawia się też sekwencja przypominająca romantyczny obrazek. Takie same kroki wykonywane są z muzyką i w ciszy. Konkluzja: identyczne ruchy możemy przedstawiać i interpretować na różne sposoby. Mogą być płynne i delikatne, ale także agresywne, nerwowe, chaotyczne. Odbiór zależy od osobistych doświadczeń i powstających w ten sposób skojarzeń. Wszystko jest kwestią fabuły, emocji, nastroju, w jakie zostaje „opakowana” forma.
Choreografia „The Male Dancer” powstała z inspiracji książką brytyjskiego historyka Ramsaya Burta na temat związku między tańcem a męskością w XX wieku. Dziesięciu tancerzy giętko porusza się w improwizowanym ruchu do muzyki Arvo Pärta. Tańczą w wysublimowanych, uszytych z wielkim kunsztem kostiumach. Być może autor chciał potwierdzić albo podjąć dyskusję z mitem zniewieściałego tancerza. Całość nasuwa jednak skojarzenia z męskim buduarem i trochę przytłacza urodą ruchu, z którego niewiele wynika.
„The Seasons’ Canon” do „Czterech Pór Roku” Vivaldiego, zrekomponowanych przez Maxa Richtera, choreograficznie narzuca skojarzenia z „Świętem wiosny” w interpretacjach Wacława Niżyńskiego i Maurice’a Béjarta. Akcja dzieje się „gdzieś na końcu świata”. Niestety (ponownie) piękne obrazy przyćmiewają sens ruchu, który może znaczyć „wszystko i nic”, wywoływać różne skojarzenia, ale też nużyć brakiem wyrazu.
W 2016 roku, kiedy rozmawiałam o tańcu współczesnym z Jackiem Przybyłowiczem, wspomniałam o dwóch recenzjach jego spektakli: „Negocjacji” i „Naszyjnika Gołębicy”. Fabułę pierwszego jeden z recenzentów opisał jako bazującą w swym zamyśle na konfliktach psychologicznych wynikających z małżeńskiego trójkąta, zaś recenzentka drugiego spektaklu zobaczyła miłość pokazaną jako szaleństwo i akcję umieściła w białej scenerii szpitala psychiatrycznego. Obie recenzje okazały się „nieporozumieniem”; artysta stworzył spektakle, które opowiadały zupełnie inne historie. Ale na tym właśnie, jego zdaniem, polega siła oddziaływania tańca współczesnego. Każdy widz ma prawo do swojego indywidualnego odbioru.
„Mój tata, inżynier z wykształcenia, oglądając taniec współczesny, często pyta: »Ale o co w tym chodzi?«. A ja, wychodząc do niego czy szerszej grupy publiczności, staram się powiedzieć: »Poczujcie Państwo, co stoi za tym spektaklem«”, tak odpowiedział na pytanie, czy taniec współczesny jest formą sztuki dla przygotowanych odbiorców? „Quatre chorégraphes d’aujourd’hui” mogą Państwo obejrzeć klikając: tutaj. I indywidualnie poczuć, co stoi za tymi spektaklami.