„Yuli” – talent, którego się nie chce
„In Cuba, you don’t have to be a fan of ballet or have seen a single show to know who Carlos Acosta is.” – na Kubie nie trzeba być baletomanem i można nie obejrzeć ani jednego widowiska, by wiedzieć kim jest Carlos Acosta. W Polsce sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Aż tak roztańczonym narodem jak Kubańczycy nie jesteśmy. Ale pomimo tego sala w kinie Luna w Warszawie – podczas pokazu „Yuli”, filmu hiszpańskiej reżyserki Iciar Bollain i szkockiego scenarzysty Paula Laverty’ego, opartego na autobiografii Acosty „No Way Home” – była wypełniona po brzegi.Owacji na stojąco nie odnotowałam; w Hawanie i San Sebastian reakcje publiczności podobno były bardziej entuzjastyczne. Zachęcam do przeczytania recenzji „Yuli: the Boy Who Became Carlos Acosta, the Great Ballet Dancer” w Havana Times. Oprócz wrażeń z filmu są w niej zawarte ciekawostki, specyficznie kubańskie i znane tylko miejscowym.
In the mid-’90s, ballet fans here knew all of the company’s gossip (and those who didn’t, made it up). They spoke about a black dancer who was „the best”, but wouldn’t make it in Cuba because „you know black dancers don’t get a chance here”, or „because you know the lady [referring to Alicia Alonso, founder of the Cuban National Ballet Co.] doesn’t like black men.” Or „this black man is being called the best Cuban dancer of all time, he won an extremely important competition and the lady had to sit down and swallow it.
„Moją karierę zawdzięczam ojcu, który był prostym kierowcą ciężarówki. Wychowywałem się w biedzie, byłem najmłodszym z 11 rodzeństwa i większość czasu spędzałem, rozrabiając na ulicach Hawany. Wagarowałem, w końcu wyrzucono mnie ze szkoły. Nadano mi nawet przydomek Junior el Desastre. Ojciec postanowił jednak zrobić ze mnie człowieka i wyciągnął mnie z niewłaściwych kręgów” – opowiadał mi Carlos Acosta w 2017 r., tuż przed występem podczas Łódzkich Spotkań Baletowych. I właśnie wokół tego tematu, niełatwych relacji z ojcem, skoncentrowana jest fabuła „Yuli”.
Pedro (w tej roli Santiago Alfonso, słynny kubański tancerz i choreograf) – czarnoskóry kierowca samochodu ciężarowego, głowa licznej rodziny (w filmie ilość rodzeństwa Acosty została jednak zredukowana), żyjący z Marią (Yerlín Pérez), białą matką Carlosa w separacji, ale pod jednym dachem – nie pochwala tanecznych, odbywających się na ulicy, popisów syna. Pragnie, aby swój talent rozwijał w szkole baletowej.
Jeśli ktoś nie powinien uczyć się tańca klasycznego, to na pewno w pierwszej kolejności byłem to ja. To, co mi się przydarzyło, było wyjątkowe. Nikt z warunkami fizycznymi podobnymi do moich nie zatańczył przede mną ról, które ja miałem w swoim repertuarze: Albrechta z „Giselle” czy Zygfryda z „Jeziora Łabędziego”. Udało mi się przełamać bariery. Byłem pierwszym czarnoskórym tancerzem (principal) w Royal Opera House i pierwszym czarnoskórym Romeo, a kiedy po raz pierwszy wystąpiłem w MET w Nowym Jorku, widownia pełna była czarnoskórych ludzi.
„Nie boję się upadku” – rozmowa z Carlosem Acostą, POLITYKA nr 48 (3138)
Jest autorytarnym ojcem, który nie waha się wymuszać dyscyplinę okrutnym biciem. Ale wierzy, że w ten sposób zapewni dziecku lepsze życie. Chce uwolnić Carlosa od niewolniczej przeszłości, Yuli – przydomek Acosty – to syn afrykańskiego boga Oguna, wojownika. A Carlos nie chce się uczyć, ucieka ze szkoły, wolałby kopać piłkę i bawić się z rówieśnikami („bo będą mnie nazywali pedałem”). Inne wątki, dotyczące nierówności wynikających z koloru skóry, kryzysu ekonomicznego, emigracji, są ważne dla przebiegu akcji, ale w kontekście determinacji Pedro w walce o karierę syna. Jeden epizod – Yuli przysłuchujący się przypadkiem rozmowie o bezpłatnej edukacji baletowej, w miejscu, w którym Castro zamierzał wybudować akademię tańca, odebrałam jako wciśnięty trochę na siłę.
Mam też zamiar otworzyć na Kubie akademię tańca – w starym budynku, w którym jeszcze Fidel Castro na początku rewolucji kubańskiej chciał zorganizować edukację baletową. Wierzę, że mi się to uda. I dzieci z całego świata będą mogły się bezpłatnie uczyć tańca.
„Nie boję się upadku” – rozmowa z Carlosem Acostą
Młodego Carlosa gra Edilson Manuel Olvero. Jest świetny aktorsko – naturalny, przekonujący. O wiele lepszy od Keyvina Martineza, wcielającego się w dorosłego i już sławnego tancerza, gwiazdę najlepszych scen baletowych – artystę, który jednak czuje się oderwany od swoich korzeni i tęskni za życiem na Kubie. W filmie występuje też Carlos Acosta. Obraz zaczyna się od próby do spektaklu „Yuli”. Potem jeszcze kilka razy ten wątek zostaje wpleciony w akcję. I muszę przyznać, że to właśnie taneczne sekwencje zrobiły na mnie największe wrażenie – ciekawie zbudowana scena bijatyki z dziećmi, uderzający fragment o przemocy fizycznej (od traumatycznych wspomnień nie jest się łatwo uwolnić), którą stosował Pedro.
„Yuli” został nagrodzony w San Sebastian za najlepszy scenariusz i otrzymał pięć nominacji do Nagród Goya 2019. Z decyzjami członków jury się nie dyskutuje – więcej widzieli, lepiej się znają, są fachowcami w swojej dziedzinie. Ja jednak bardziej przychylam się do myśli, że jest to film dobry, a nie wybitny. I w moim prywatnym rankingu wyżej plasują się inne tytuły. Chociażby „Billy Elliot” albo fabularyzowany dokument „Nuriejew – taniec wolności”. Uważam, że ich scenarzyści lepiej wykorzystali potencjał tkwiący w bohaterach, tak jak Acosta genialnych artystach baletu z ciekawymi życiorysami. Pomimo moich „ale” film warto obejrzeć. Najbliższy i chyba ostatni pokaz odbędzie się w czwartek w kinie Luna.