Shoko Nakamura i Wiesław Dudek

Trzy wywiady ze wstępem Władimira Małachowa, które ukazały się w 2015 roku. Wróciłam do nich w miniony weekend pod wpływem Młodego Ducha Tańca. Jego pomysłodawcą, organizatorem i reżyserem jest Wiesław Dudek.

Przed wyjazdem z Polski wziął udział w kilku konkursach baletowych. W 1993 roku otrzymał wyróżnienie na konkursie baletowym w Gdańsku, trzy lata później został uznany „Najlepszym Absolwentem Szkoły Baletowej w Polsce”. Nie wyłapał go jednak żaden łowca talentów. Swoją karierą pokierował sam. Ukończył Szkołę Baletową im. Feliksa Parnella w Łodzi, ale do polskiego systemu edukacji baletowej (przynajmniej jeszcze cztery lata temu) miał zastrzeżenia.

W Polsce szkoła nie przygotowuje wystarczająco do życia i pracy w zespole. W Niemczech ostatnie lata nauki przebiegają w ścisłej współpracy z zespołem baletowym. Uczniowie poznają repertuar i techniki współczesne, czasami mogą już tańczyć w spektaklach. Polski system nauczania jest przestarzały i musi się zmienić. Na całym świecie techniki tańca ewoluują, w Polsce cały czas jest tak, jak przed dwudziestu laty. Jest zbyt ograniczona współpraca pomiędzy szkołą – w szczególności ostatnim rokiem nauczania a profesjonalnym zespołem. W szkole uczniowie powinni więcej tańczyć i pracować nad repertuarem. Widziałem wielu polskich uczniów na audycjach w Stuttgarcie czy w Berlinie i nie dawali sobie rady. Dysponowali dobrym materiałem, ale gdy mieli zatańczyć coś z repertuaru – nie potrafili sobie poradzić.

Na szkołę baletową namówiła go siostra. Sama była uczennicą szkoły cyrkowej i trafnie oceniła predyspozycje fizyczne młodszego brata. On wprawdzie wolał w tym czasie piłkę nożną i jazdę na rowerze, ale praca w balecie była dla niego szansą na lepsze i ciekawsze życie. Mieszkali w Daniszynie, małej wiosce, „było tam boisko, dwa sklepy, szkoła, remiza strażacka i…to wszystko. Co mogłem tam robić?” – mówi w rozmowie. W Łodzi, do której udał się z mamą na egzaminy, po raz pierwszy zobaczył tramwaj. W naborze (wtedy jeszcze był na właściwym poziomie) wzięło udział pięciuset kandytatów. Do klasy Wiesława Dudka przyjęto trzydziestu pięciu uczniów.

Mama i siostra stwierdziły, że tu nie ma nic do roboty, nie ma dobrej szkoły, a my nie mamy pieniędzy, żeby posłać mnie na studia. Dlatego musimy teraz zainwestować, a ja muszę nauczyć się czegoś innego niż grania w piłkę nożną.

Zamieszkał w internacie. Rzadko jeździł do domu. Tęsknił, ale po pierwszym roku nauki, lekcje baletu zaczęły mu sprawiać przyjemność. Miał świetne warunki – długie nogi, miękkie stopy i szczupłe, elastyczne ciało. Był jednym z najlepszych uczniów w klasie. Pracowitym, dążącym do doskonałości. „Nigdy nie jest na tyle dobrze, żeby nie mogło być lepiej” – to jedna z jego dewiz baletowo-życiowych.

Ważne było to, że nasza nauczycielka Anna Hankiewicz, po mężu Rurak, była bardzo surowa. Nieraz drżeliśmy przed nią ze strachu. Dlatego nie było innej możliwości, jak tylko dobrze pracować.

Po ukończeniu szkoły otrzymał angaż w Teatrze Wielkim w Warszawie. Nie zaaklimatyzował się. Nie odpowiadała mu atmosfera panująca w teatrze, zabrakło satysfakcjonujących go propozycji. „To nie było to, czego szukałem. Pomyślałem, że moja kariera mogłaby się rozwijać szybciej” – wspomina. Wrócił więc do Łodzi. Nabrał doświadczenia (do dzisiaj chętnie myślami wraca do specjalnie dla niego stworzonej roli Karola Borowieckiego w „Ziemi obiecanej” w choreografii Graya Veredona), wkrótce zdobył kontrakt w jednym z najlepszych zespołów na świecie – Stuttgarter Ballett. Mógł się w nim artystycznie rozwijać i poczuł ducha zdrowej rywalizacji.

Zrobiłem rozgrzewkę i po trzech, czterech ćwiczeniach przy drążku przyszedł Reid Anderson i powiedział: „Jeśli chcesz, możesz od jutra zaczynać”. Obserwował mnie podczas treningu i podjął decyzję, że mogę zostać. Byłem zaskoczony! Nawet nie zatańczyłem normalnej audycji, a po dziesięciu minutach informują mnie, że mogę zostać?!

W niemieckim zespole poznał Władimira Małachowa. Po kilku latach przeniósł się do Berlina, w którym słynny rosyjski tancerz kierował Staatsballett Berlin. Tańczył w choreografiach Johna Cranko, Johna Neumeiera, George’a Balanchine’a, Uwe Scholza, Patrice’a Barta, Jiříego Kyliána, Kennetha MacMillana, Maurice’a Béjarta, Jerome’a Robbinsa, Fredericka Ashtona, Borisa Ejfmana.

Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2015

Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2015

W 2013 roku gościnnie wystąpił w Teatrze Bolszoj w Moskwie w tytułowej roli w balecie „Oniegin” w choreografii Johna Cranko, razem z Jewgieniją Obrazcową jako Tatianą. Ten wieczór uznał za ukoronowanie jego scenicznej kariery. Kilka lat wcześniej po raz pierwszy zatańczył z Shoko Nakamurą w „Kopciuszku” w choreografii Władimira Małachowa. Niedługo po tym występie stali się parą nie tylko na scenie, a w 2010 roku wzięli w Japonii ślub.

„Im intensywniej pracowałem, tym więcej miałem szczęścia. Pamiętam, że ciągle starałem się iść do przodu, aż do dziś. Walczyłem o tę karierę od pierwszego dnia. To jest właśnie motywacja, ciągle trzeba być lepszym” – tak brzmi recepta na sukces Wiesława Dudka. Shoko podobnie, choć z małą poprawką „Zawsze ciężko pracowałam, starałam się iść do przodu, ale na końcu miałam szczęście i spotykałam ludzi, którzy mi pomagali”.

Często się zastanawiamy, jak to się stało, że Japończycy, tak wiele osiągnęli na baletowych scenach świata. Shoko częściowo ten fenomen wyjaśnia. Opowiada też dlaczego korzystają z europejskiego systemu nauczania i o swojej indywidualnej ścieżce kariery. Trzecia i ostatnia część – z udziałem obojga artystów – interesująco przybliża ich życie zawodowe i prywatne. Ciekawe, co by dodali teraz, po czterech latach?

Shoko Nakamura i Wiesław Dudek. Jan Stanisław Witkiewicz, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2015

Czytaj też:

Polsko-japoński projekt taneczny

Carlos Acosta, tancerz niezwykły: Nie boję się upadku

„Yuli” – talent, którego się nie chce