Zdezorientowana widownia
W przyszłym tygodniu w Teatrze Komedia w Warszawie ponownie wystąpi Biały Teatr Tańca Izadory Weiss. Zatańczy te same spektakle co na początku miesiąca – „Fedrę” i „Cool Fire”.
W takiej kolejności są nadal zapowiadane w programie. Ale 6 czerwca wieczór rozpoczął się (bez uprzedzenia) „Cool Fire” do muzyki Nigela Kennedy’ego i Jimiego Hendrixa. Była to słuszna decyzja. Wzbudziła jednak lekką konsternację wśród części widzów, którzy nie znając twórczości Izadory Weiss, nie wiedząc, że „Fedra” została stworzona do muzyki Gustawa Mahlera, przez kilka minut byli przekonani, że oglądają dramat Racine’a i wraz z rozwojem akcji zaczynali się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Z szeptów wynikało, że niektóre osoby w ogóle nie zdawały sobie sprawy, że przyszły na przedstawienie składające się z dwóch części – ich zdezorientowanie trwało więc aż do przerwy. Wtedy dopiero udało im się „ogarnąć” sytuację. A ja chciałabym tylko zwrócić uwagę, że na spektakle nie przychodzi wyłącznie tzw. wyrobiona publiczność. I chociażby z tego powodu warto dbać o precyzyjny przekaz i dokładną zapowiedź.
Spektakle bez publiczności
Nie to jest jednak największym problemem rezydencji Białego Teatru Tańca w Teatrze Komedia. Współpraca rozpoczęła się w kwietniu dzięki finansowemu wsparciu Biura Kultury m. st. Warszawy. Ułożono program składający się z pięciu spektakli: „Erosa Thanatosa”, „Cool Fire”, „Fedry”, „Śmierci i dziewczyny” oraz „Light”. Ustalono, że w ramach programu „Mapa a terytorium – taneczne transgresje” odbędą się warsztaty taneczne. Także dyskusja panelowa dotycząca zagadnień i problematyki języka współczesnego tańca.
W przedstawieniu, w którym uczestniczyłam, zasiadło na widowni ok. 40 osób. Podobno (tak słyszałam) w innych terminach frekwencja również nie była zadowalająca.
Wygląda na to, że nikt nie zadbał o spójny i skuteczny plan promocji przedsięwzięcia. Teatr Komedia nie jest jeszcze miejscem kojarzonym ze sztuką tańca. Ma inną publiczność. Dlatego decydując się na tego typu programową współpracę, powinien w sposób szczególny zadbać o dotarcie do widza.
Tymczasem o spektaklach Izadory Weiss (nie będąc stałym widzem Teatru Komedia i nie śledząc regularnie jego repertuaru) można się było dowiedzieć przez przypadek, głównie pocztą pantoflową. A ten sposób okazał się póki co niewystarczający. Informacje prasowe nie były wysyłane – z tego, co wiem – nawet do osób, które już wcześniej recenzowały twórczość Izadory Weiss.
Notabene Biały Teatr Tańca nie jest w tym względzie wyjątkiem. Inne zespoły, w tym teatry operowe (nie będę w tym miejscu wymieniała konkretnych nazw), również nie mają w zwyczaju informować o zbliżających się premierach (chyba że po prostu z bliżej nieznanych powodów nie chcą tego robić) albo przysyłają informacje w ostatniej chwili. Dobrze, jeśli dzieje się to tydzień przed planowanym wydarzeniem. Rozumiem, że być może budżety promocyjne nie pozwalają na rozwieszanie plakatów, wykupywanie reklam, ale podstawowe i wykonywane w odpowiednim czasie działania promocyjne są raczej w zasięgu możliwości każdego teatru. Wrzucenie informacji na stronę internetową i na fejsbuka (często tuż przed premierą) to naprawdę za mało.
Marek Weiss, który w Radiu TOK FM opowiadał „o dziele swojego życia – Białym Teatrze Tańca, prowadzonym przez jego żonę, choreografkę Izadorę Weiss”, przyznał, że głębokie porozumienie artystyczne można osiągnąć tylko z podobnie myślącymi widzami.
Taniec współczesny ma swoich wiernych widzów, ale Izadora Weiss jeszcze szerokiej publiczności nie zdobyła. Nie udało jej się to na Wybrzeżu, kiedy kierowała Bałtyckim Teatrem Tańca. Tam najprawdopodobniej przyczyny były głębsze. W Operze Bałtyckiej w Gdańsku od lat toczą się konflikty dyrekcji z pracownikami. Właśnie powołano (tym razem nie w drodze konkursu, ale na zasadzie powierzenia obowiązków) nowych dyrektorów, którzy zastąpią Warcisława Kunca. Być może Romuald Wicza-Pokojski i José Maria Florêncio ułożą sobie poprawne stosunki z zespołem. Atmosferę mogą poprawić zapowiedziane dotacje umożliwiające zwiększenie wynagrodzeń i modernizację budynku opery.
Markowi Weissowi zarzucano niegospodarność, nepotyzm, podejmowanie kontrowersyjnych i szkodliwych decyzji artystycznych. W takiej atmosferze trudno było tworzyć pozytywny wizerunek Izadory Weiss. Choć jednocześnie otrzymywała środowiskowe nagrody – Pomorską Nagrodę Artystyczną za 2009 rok, dwukrotnie Teatralną Nagrodę Muzyczną im. Jana Kiepury, medal „Gloria Artis”. „Sen nocy letniej” uznany został spektaklem roku w Gdańsku, teraz „Darkness”, w ankiecie miesięcznika „Teatr” podsumowującej sezon 2016/2017, został dwukrotnie wymieniony w kategorii „Najlepsza choreografia i/lub spektakl taneczny”.
Choreografie Izadory Weiss, o czym już pisałam, są dobre, ciekawe, niektóre kontrowersyjne. Artystka ma dar opowiadania tańcem fabuły, przekazywania emocji, ukazywania relacji międzyludzkich. Bliskie są jej idee teatru tańca – sięga po oryginalne tematy, pracuje z grupą uzdolnionych tancerzy. Często sama dba o dekoracje i kostiumy – robi to z dużym wyczuciem stylu, nie epatuje zbędnymi elementami. Na pierwszym planie są zawsze taniec i muzyka, którą doskonale czuje i rewelacyjnie interpretuje.
Poziomu popularności i rozpoznawalności takich zespołów jak Nederlands Dans Theater, Teatr Baletu Borisa Ejfmana, Béjart Ballet Lausanne, Acosta Danza jeszcze jednak nie osiągnęła. A pojawiająca się nieraz strategia marketingowa, sugerująca jakieś niebywałe sukcesy na najważniejszych scenach krajowych i zagranicznych, efektu w postaci sukcesu frekwencyjnego nie przynosi. Co nie oznacza, że Izadora Weiss na niego nie zasługuje.