Nie tylko o tańcu. Warlikowski dał plamę
W najbliższą sobotę „Elektra” Richarda Straussa w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego otworzy setną edycję Salzburger Festspiele. Z tej okazji znany reżyser teatralny i operowy, założyciel i dyrektor artystyczny Nowego Teatru w Warszawie, udzielił wywiadu korespondentowi „New York Timesa”.
„Pochodzę z Polski, z kraju, który po transformacji ustrojowej utracił grupę społeczną nazywaną inteligencją i żmudnie zaczął budować nowe autorytety, także w dziedzinie kultury” – mówił niedawno Krzysztof Warlikowski w Parlamencie Europejskim. Teraz sam, delikatnie rzecz ujmując, zachował się mało inteligentnie, a jego wypowiedź dla „New York Timesa”, którą właśnie przedrukował „Ruch Muzyczny” jest na poziomie komentatorów „W Tyle Wizji”.
„Najgorszą publicznością w operze są ci nawiedzeni geje; wszyscy ci niemający nic do roboty w życiu bogaci faceci, którzy tylko podążają za Anną Netrebko albo Jonasem Kaufmannem po wszystkich kontynentach. To nie jest dla mnie prawdziwa widownia. Ludzie tacy jak oni oraz [same] oczekiwania widzów co do opery – że na przykład w Aidzie będą piramidy – mogą wpędzić tę formę sztuki do więzienia” – oznajmił Warlikowski w rozmowie.
Reżyserowi celnie odpowiedział na łamach „Ruchu…” Bartłomiej Majchrzak. W ripoście zatytułowanej „GEJ gejowi wilkiem? Krzysztof Warlikowski nie oszczędza publiczności” napisał m.in.: „Szanowny Panie Krzysztofie, kto dał Panu prawo do dzielenia publiczności na lepszą i gorszą? Zafascynował się Pan Kaczyńskim? Widz to widz. Nie ma lepszego i gorszego. Nikt Pana nie nauczył, że w teatrze to on jest najważniejszy i bez niego nie zachodzi zjawisko teatru? Za takie słowa w bardziej cywilizowanym kraju straciłby Pan stanowisko. Po co ze środków publicznych płacić reżyserowi, który z takim lekceważeniem, wręcz obrzydzeniem wypowiada się o części publiczności, która nic nikomu złego nie zrobiła? (No chyba że czuje się Pan pokrzywdzony, że niektórzy buczą na Pana przedstawieniach, zamiast je oklaskiwać, ale to już Pana problem. Takie prawo widza)”.
Nie jestem ani bogatym gejem, ani zamożną lesbijką. I choć ze sztuką obcuję codziennie, tak się akurat złożyło, że jako heteroseksualna recenzentka tańca nigdy jeszcze nie widziałam spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego. Dość często miałam natomiast okazje oglądać opery z udziałem Anny Netrebko i Jonasa Kaufmanna. I nie czuję się przez to ani gorszą, ani mniej wyedukowaną widownią. Choć oczywiście, jeśli tylko będę miała taką możliwość, swoją wiedzę, a raczej niewiedzę o twórczości Krzysztofa Warlikowskiego nadrobię. Zapewniam, że nie będę oczekiwała piramid, a jedynie z polotem wyreżyserowanej opery, a przede wszystkim doskonałych śpiewaków i orkiestry, gdyż jak napisał Bartłomiej Majchrzak, „jeśli Pan nie wie, to przedstawienia dzielą się na dobrze i źle zrobione – i to jest jedyne istotne kryterium. Można zrobić świetną Aidę z piramidami, która wywoła u widzów katharsis, a można i taką, nadal z piramidami, po której jedynie co, to się ziewnie”. Zachęcam do przeczytania jego tekstu w całości – jest to nie tylko naganna ocena opinii reżysera o publiczności, także wyrażona w zwięzłej, ale jakże celnej formie refleksja na temat odbioru sztuki, której najwyraźniej zabrakło Krzysztofowi Warlikowskiemu.
Więcej na ten temat:
„GEJ gejowi wilkiem? Krzysztof Warlikowski nie oszczędza publiczności”
Co naprawdę oburza konserwatywną publiczność…
Premiera w Berlinie. Sharon Eyal tworzy coś nowego
Komentarze
Warto może zacytować też kolejny fragment wystąpienia w Parlamencie Europejskim:
„Jednocześnie kultura, podobnie jak inne sfery życia, stała się strefą działania wolnego rynku, który zaczął wywracać kryteria i wartości. Telewizja, prasa, media nieuchronnie stały się maszyną do produkowania powierzchni reklamowych. Bezinteresowność, tak ważna dla sztuki, straciła na znaczeniu. Wszyscy zaczęli schlebiać przeciętnym gustom i niskim potrzebom. Kicz i głupota były tłoczone do oczu i głów odbiorców. Mieli konsumować, kupować podejrzane produkty sztukopodobne….
Niepostrzeżenie zaczęto podmieniać kulturę na popkulturę i rozrywkę. Obrócono znaki. Powolne procesy kulturotwórcze błyskawicznie straciły sens i znaczenie. Zamiast krytyki i opinii pojawiły się rankingi. Systemy ocen, gwiazdek, like’ów. Twórcy, bo trudno nazwać ich artystami, okazali się nieodporni na korupcję wolnego rynku. Tylko nieliczni zachowali odpowiedzialność za swoich widzów i nie chcieli dawać im papki, na którą tamci czekali lub wmawiano im, że czekają. Myślę, że wytworzyliśmy osobliwy przemysł pogardy, w którym twórcy zamiast brać odpowiedzialność za widzów, zaspokajali ich najgłupsze pragnienia. Zepsucia nie było widać natychmiast, ale powoli pejzaż po przegranej bitwie zaczął się wyłaniać”.
Niestety, Warlikowski ma rację.
Nie wiem, czy zdarzało się Pani oglądać w warszawskim „Muranowie” – chyba najlepszym stołecznym kinie – ambitne filmowe produkcje w obecności zaledwie kilku widzów. Bo mnie zdarzało się to wielokrotnie, i nie mówię bynajmniej o okresie po ponownym otwarciu kina w czerwcu…
„…choć ze sztuką obcuję codziennie, tak się akurat złożyło, że jako heteroseksualna recenzentka tańca nigdy jeszcze nie widziałam spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego”.
Wielokrotnie w ostatnich miesiącach zachęcała Pani do oglądania baletowych spektakli w internecie. Szkoda, że sama Pani nie skorzystała z okazji aby w ten sposób obejrzeć dwa spektakle (teatralne, nie operowe) Warlikowskiego – „Francuzów” (w sieci odtwarzane było nagranie sprzed kilku lat) i – chyba u nas był to ewenement – sztuki „Wyjeżdżamy” transmitowanej na żywo z Nowego Teatru, gdzie aktorzy grali bez udziału publiczności.
Dzień dobry! Dziękuję za komentarz. W kontekście przytoczonego przez Pana obszernego fragmentu przemówienia Krzysztofa Warlikowskiego w Parlamencie Europejskim, tym bardziej dziwi jego wypowiedź udzielona korespondentowi „New York Timesa” zawierająca w sobie nie tylko lekceważący stosunek do publiczności, ale również do wybitnych śpiewaków operowych.
Tak, to prawda – stale zachęcam do oglądania spektakli baletowych. Bo tym się na co dzień zajmuję. I rzeczywiście nie mam w związku z tym czasu na dokładne śledzenie i odwiedzanie wszystkich stron internetowych. Żałuję, że nie wiedziałam o emisjach spektakli Warlikowskiego, bo pewnie bym skorzystała z okazji i je obejrzała. Ale to już jest chyba rolą odpowiednich działów promocji i recenzentów teatralnych, aby o takich wydarzeniach widzów informować. Niestety proporcje są od dłuższego czasu zachwiane i jak mógł Pan pewnie zauważyć również na łamach Polityki i Polityki.pl znacznie częściej pojawiają się zapowiedzi komiksów i seriali. Nawiasem mówiąc – balet, czyli sztuka wysoka też na tym cierpi 🙂 Pozdrawiam
„Niestety proporcje są od dłuższego czasu zachwiane i jak mógł Pan pewnie zauważyć również na łamach Polityki i Polityki.pl częściej pojawiają się zapowiedzi komiksów i seriali. Nawiasem mówiąc – balet, czyli sztuka wysoka też na tym cierpi”.
Dziękuję, że to Pani napisała.
Więc jeszcze wrócę na moment do przytoczonego przeze mnie obszernego fragmentu przemówienia Warlikowskiego. Pani jest młoda i nie pamięta „Polityki” sprzed kilku dekad, szczególnie z końca lat 1960 i lat 1970. kiedy to pismo miało doskonały poziom a dział kultury, prowadzony przez Tadeusza Drewnowskiego (w latach 1960–1982), był wprost wybitny. Niestety, w ostatnich dekadach „Zamiast krytyki i opinii pojawiły się rankingi. Systemy ocen, gwiazdek, like’ów” aby znów zacytować naszego reżysera. Opinie oczywiście są, ale najczęściej kilkuzdaniowe, jako pobieżne uzasadnienie przyznania określonej ilości gwiazdek…
Oczywiście nijak to się ma do Pani erudycyjnych wpisów na blogu, które czytam z przyjemnością i z których dowiaduję się mnóstwa interesujących rzeczy.
Osobiście nie przypisywałbym słowom Warlikowskiego z wywiadu dla NYT złowieszczych znaczeń.
Zapoznawanie się z jego twórczością teatralną proponuję rozpocząć od „Kruma” – w powszechnej opinii jego najlepszym przedstawieniu. Obejrzałem go jeszcze w TR Warszawa na Marszałkowskiej (premiera odbyła się w 2005 roku), ówczesnym teatrze Grzegorza Jarzyny i Krzysztofa Warlikowskiego. Spektakl dostępny jest na DVD; grany też chyba jeszcze jest czasami w Nowym Teatrze Warlikowskiego.
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję za podpowiedź. Pozdrawiam, miłego dnia!
PS: https://www.arte.tv/pl/videos/098928-000-A/elektra-richarda-straussa/
Przyznam, ze uwielbienie Anny Netrebko i mnie kojarzy sie ze złym gustem. Niemniej pan Warlikowski nie powinien tak deprecjonować publiczności, która jest rozmaite, no i chyba dobrze, ze ludzie w ogóle chcą słuchać opery. Inscenizacje pana Krzysztofa są wspaniałe, niemniej Verdi dobrze brzmi i przy piramidach:)))
Spektakl Warlikowskiego z Salzburga ze szczególnym zainteresowaniem obejrzą widzowie, którzy niedawno mieli okazję podziwiać przedstawienie z Metropolitan Opera z Niną Stemme w roli Elektry. Spektakl ten wyreżyserował legendarny Patrice Chéreau a świetnie dyrygował fiński mistrz Esa-Pekka Salonen.
@Kalina
Dzień dobry! Który wizerunek Anny Netrebko nie podoba się Pani: sceniczny czy prywatny? Na FB jest rzeczywiście jedną z najbardziej medialnych i aktywnych artystek operowych, ma tysiące fanów; rozumiem, że nie wszystkim ten rodzaj aktywności, dzielenia się w mediach społecznościowych swoim życiem nie tylko zawodowym, musi się podobać. Ale ten sceniczny jest chyba bez zarzutu i zależy nie tylko od niej, ale również od reżyserów 🙂 Ja akurat nie widziałam spektaklu z udziałem Anny Netrebko, który by mnie drażnił i myślę, że spełnia ona również oczekiwania dyrekcji Met i jej wymagającej publiczności oraz wielu innych scen, na których z powodzeniem występuje. Nawiasem mówiąc – opera raczej nie narzeka na brak publiczności. Bilety na spektakle operowe są droższe niż do kina, a widownie zapełnione. Również w Polsce transmisje z Met cieszą się ogromnym powodzeniem. Cena biletu (100 zł przed pandemią) raczej nie odstrasza, chodzę do Multikina w Złotych Tarasach i sala jest z reguły wypełniona po brzegi, bilety są wyprzedawane z dużym wyprzedzeniem. Spektakle baletowe też nie narzekają na brak widowni i wbrew utartym stereotypom mają wysoką oglądalność, o czym świadczą chociażby wyniki oglądalności ROH i Bolszoj. Frekwencja na „Jezioro łabędzie” była tak wysoka, że Multikino zdecydowało się, nie po raz pierwszy zresztą, uruchomić drugą salę. Pozdrawiam, miłej soboty!
@Kalina PS:to jest na przykład jedna z najpiękniejszych moim zdaniem Aid, również od strony wizualnej (inscenizacyjnej): https://www.youtube.com/watch?v=9sjstf-B0S0
https://www.youtube.com/watch?v=EZN29S9i5CA
@Joanna Brych
Nie wiem nic o prywatnym zyciu Anny Netrebko i chyba nie bedę szukać zadnych informacji:))). Natomiast znam jej kreacje sceniczne, a nawet widziałam i słuchałam jej „na zywo” w operze rzymskiej kilka lat temu. Pani, mówiac oglednie, nie odznacza sie przesadną urodą, co zdarza sie wielu kobietom, artystkom tez. Do tego dochodzi koszmarna, tandetna gra sceniczna. Niemniej wszystko jest do nadrobienia, jeśli ma się odpowiednie srodki. W tym przypadku zabrakło najwyraźniej woli uszanowania wrazeń estetycznych słuchaczy. Ale mniejsza z tym…Anna N. odznacza się baaardzo mocnym głosem, co cechuje śpiewaczki i śpiewaków z dawnego ZSRR, niemniej brak tu za grosz finezji i operowania dźwiekiem wydobywajacym się z gardła. Wszystko na tym samym poziomie decybeli…
@Kalina No cóż, widać jak myli się Krzysztof Warlikowski sądząc, że za Anną Netrebko podążają tylko bezkrytyczni „bogaci geje” 🙂 Choć pewnie należy Pani do nielicznej grupy osób za nic mających jej talent – głos i charyzmę sceniczną. Mam tu na myśli nie tylko widownię, na brak publiczności Anna Netrebko raczej nie narzeka, co widać na załączonych obrazkach i pewnie może też budzić zazdrość wśród mniej rozpoznawalnych artystów, ale również fachowców zaliczających ją do grona najwybitniejszych śpiewaczek. Nawiasem mówiąc Piotr Beczała pewnie nie zgodziłby się z Pani oceną. Oczywiście nie wszystkim jej głos i aparycja sceniczna muszą odpowiadać. Do Pani uwagi odnośnie urody artystki nie będę się odnosić, bo jest po prostu nie na miejscu, a poza tym opera nie jest konkursem Miss World, z chęcią natomiast dowiem się, która śpiewaczka należy do Pani ulubionych i dlaczego.
https://www.youtube.com/watch?v=Z9TCn-SBNOI&list=RDZ9TCn-SBNOI&start_radio=1
https://www.youtube.com/watch?v=0v_0c783Xi0&fbclid=IwAR3iDNK0PrD7QIl7cxANxuace8buvNIzc5KA3Atf5zzuNU4JZhs3JyQLoQw&app=desktop
PS: Prywatnych informacji o Annie Netrebko nie trzeba specjalnie poszukiwać. Dzieli się nimi regularnie i w granicach rozsądku na FB. A jej profil można obserwować bądź nie…:-) Kwestia wyboru. Pozdrawiam
Pani Joanno,
Raz jeszcze zaprotestuję przeciwko wyciąganiu zbyt daleko idących wniosków ze słów Krzysztofa Warlikowskiego.
Wróćmy jednak do Elektry z Salzburga. Podobała się Pani?
Mnie tak, choć nie uważam spektaklu za wybitny. Na pewno jednak Warlikowski nie dał plamy a nawet wprost przeciwnie.
Każdy widz przedstawień teatralnych naszego reżysera natychmiast rozpozna znajomą pracę Małgorzaty Szcześniak, scenografki i autorki kostiumów. Zupełne przeciwieństwo scenografii i kostiumów z niedawno (ponownie) transmitowanego spektaklu z Metropolitan Opera. Mnie podobało się i „nowocześnie”, kolorowo, z nieodłącznym plastikowym boksem i nieustannymi projekcjami (co daje w sumie ogromne możliwości interpretacyjne) w Salzburgu i bardzo tradycyjnie, minimalistycznie, stonowanie, szaro z Nowego Jorku. Jednak – moim skromnym zdaniem – Elektra z MET bije tą z Salzburga wykonawczo. Asmik Grigorian (jako Chrysothemis) jest lepsza niż Ausrine Stundyte jako tytułowa Elektra choć chyba gorsza niż Adrianne Pieczonka (Chrysothemisz) z MET. Nina Stemme – Elektra w Metropolitan – wydaje mi się bezkonkurencyjna.
Obie Klytämnestry (Tanja Ariane Baumgartner w Salzburgu i Waltraud Meier w Nowym Jorku) raczej średnie. Obie role Oresta (Derek Welton w Salzburgu i Eric Owens w Nowym Jorku) co najmniej dobre. Orkiestry i dyrygenci wydają się być bez zarzutu, choć lepiej słyszalna była muzyka z MET.
Pozdrawiam.
@grzerysz
Jeszcze niestety nie obejrzałam, bo tak się akurat składa, że 1 sierpnia obchodzę urodziny i miałam już wcześniej zaplanowaną kolację z przyjaciółmi. Spektakl ma być na szczęście dostępny do końca października, więc nie stracę ponownie okazji. Tak długo oczywiście nie zamierzam zwlekać i najpóźniej w przyszłym tygodniu „Elektrę” obejrzę. Pozdrawiam.
@Joanna Brych 3 SIERPNIA 2020 16:11
No to proszę przyjąć moje najlepsze życzenia z okazji urodzin. Życzę przede wszystkim zdrowia i tysięcy wspaniałych spektakli baletowych i operowych.
Serdecznie dziękuję!
Moje ulubione śpiewaczki, tak sie złozyło, to mezzosopranistki. Przez wiele lat jeździłam po Europie za Monicą Bacelli (nie ukrywam, ze wolę opere dawną od tej XIX-wiecznej), kobieta i piekną, i obdarzoną dziwnym „ciemnym” głosem. Ostatnio słuchałam ja w Operze paryskiej (Garnier) w „Koronacji Poppei” Monteverdiego – spiewała mimo „podeszłego” juz wieku przepieknie partię Octavii. Niestety, jej czas juz sie konczy, podobnie jak znakomitej Ewy Podleś. Kocham wrecz wyposazoną w niebywałe mozliwosci Cecylię Bartoli. Świetne występy ma też Carolyn Sampson. Jest kogo słuchac na scenach europejskich, nie musi to być Anna Netrebko:))) Pozdrawiam serdecznie.