Paul Taylor 1930-2018
Był jednym z najbardziej uzdolnionych i rozpoznawalnych twórców współczesnego tańca. Zmarł w ubiegłą środę w wieku 88 lat w szpitalu na Manhattanie. Przyczyną była niewydolność nerek.
Tańcem zainteresował się w czasach, kiedy prym wiodły radykalny eksperyment i awangarda, a osiągnięcia Marthy Graham i George’a Balanchine’a uznano za utrwalone i tradycyjne. W latach 50. XX w. studiował w słynnej nowojorskiej Juilliard School – jego pedagogami byli Louis Horst, Doris Humphrey, José Limón, Antony Tudor. Wcześniej na Syracuse University trenował pływanie. Studiował też sztuki piękne.
Zanim całkowicie poświęcił się własnej twórczości i Paul Taylor Dance Company, zdobywał doświadczenia w zespołach Marthy Graham, George’a Balanchine’a, Merce’a Cunningham’a. Miał doskonale wyrobiony zmysł obserwacyjny i artystyczną wyobraźnię. „Chodzenie jest jak odcisk palca” – powiedział w przypomnianym tutaj wywiadzie.
W październiku 1957 r. zaprezentował „Seven New Dances”, choreografię wówczas bulwersującą, otwierającą nowe perspektywy i zaliczoną do jego najbardziej radykalnych osiągnięć, bo wpisującą się w nowe założenia, że „wszystko jest tańcem” – codzienne czynności i gesty, takie jak spoglądanie na zegarek, oczekiwanie na autobus, zwykły spacerowy chód, bieg, poślizg, upadek.
W „Siedmiu nowych tańcach” publiczność i krytyka sprowokowane zostały bezruchem. Przez kilka minut na scenie nie działo się nic – tancerz (w tej roli Paul Taylor) stał tylko nad siedzącą na podłodze tancerką. Po premierze Martha Graham nazwała choreografa „naughty boy” (niegrzecznym chłopcem), a Louis Horst, były nauczyciel Taylora w Juilliard School, opublikował w „Dance Observer” recenzję, adekwatną jego zdaniem do sytuacji, której treścią były jedynie tytuł, data i pusta szpalta.
Z czasem Paul Taylor „zyskał miano eklektyka potrafiącego połączyć techniczną wirtuozerię i wdzięk klasycznego tańca ze spontanicznością codziennego gestu”. Tworzył dzieła „pełne fizycznego wigoru, baletowej wirtuozerii i humorystycznych odniesień do codzienności” – napisał Wojciech Klimczyk w „Wizjonerach ciała”. Niektórzy z jego kolegów uznali wtedy, że kompromituje wypracowane przez awangardę standardy i ideały. Przestali z nim współpracować. On jednak pozostał wierny swojej intuicji oraz własnemu stylowi – wprowadził do współczesnego tańca radość, liryzm i poetycką wyobraźnię, jak napisał Alastair Macaulay w obszernym artykule opublikowanym po śmierci artysty w „New York Timesie”.