Cmentarny dancing i jego wykonawczynie
W centrum uwagi pozostaje z reguły wykonawczyni roli Giselle. Tymczasem równie ważna dramaturgicznie jest Mirta – rola tak samo trudna pod względem technicznym i interpretacyjnym, wymagająca wielkiej siły, opanowania i umiejętności wczucia się w aurę romantycznego baletu. Być może dlatego – tuż przed zbliżającą się premierą „Giselle” w Operze Bałtyckiej w Gdańsku – sięgnęłam do biografii dwóch artystek wcielających się w przeszłości w rolę „kierowniczki cmentarza” – Mai Plisieckiej i Bożeny Kociołkowskiej.
Przygoda rosyjskiej primabaleriny z „Giselle” zaczęła się od roli jednej z dwóch willid. Potem zaczęła tańczyć Mirtę, zawsze z Galiną Ułanową w roli Giselle.
Dla mnie zaś willida była pewnego rodzaju szkicem, wstępem do Mirty, o której marzyłam.
Mirtę postrzegałam jako postać z innego, pozaziemskiego świata. Zatańczyć ją jako „kierowniczkę cmentarza”, „dyrektorkę do spraw” ożywienia willid absolutnie nie chciałam. Mirta powinna być żywa i zwyczajna. Powinno od niej wiać na widownię mrożącym chłodem i grozą. (…) Bez końca mnie pytano: dlaczego nie tańczy pani Giselle? I przez całe życie nie udało mi się znaleźć przekonującej odpowiedzi. Zapewne, gdybym bardzo tego pragnęła, dopięłabym swego, zatańczyła, ale coś się we mnie sprzeciwiało, opierało, cofało. No i tak jakoś wyszło.
– Maja Plisiecka, „Ja, Maja Plisiecka”.
Bożena Kociołkowska w roli Mirty wystąpiła po raz pierwszy w premierze, która odbyła się 20 kwietnia 1968 r. w Teatrze Wielkim w Warszawie w choreografii Aleksieja Cziczinadze. Jerzy Waldorff tak opisał jej występ: Bożena Kociołkowska jako królowa Wiłł – Mirta bardzo była dobra. Jej temperament, z natury nieco chłodny, tu pasował jak ulany do panny, co wychodzi z grobu na cmentarny dancing. Technicznie partia wykonana z pewną siebie wirtuozerią.
Potem tańczyła gościnnie Mirtę w Poznaniu w choreografii Barbary Kasprowicz i ponownie w 1976 r. w Teatrze Wielkim w Warszawie w nowej inscenizacji zrealizowanej przez Irinę Michajliczenko i Anatola Gridina. W „Życiu Warszawy” można było wtedy przeczytać: Wśród solistów natomiast szczególne uznanie wzbudza Bożena Kociołkowska. Jej Mirta jest – jak zawsze – kwintesencją baletu romantycznego i kultury wykonania w najwyższym wymiarze.
Recenzje przypomniała artystka w swoich wspomnieniach „Pierwsza dama warszawskiego baletu”. Warto do nich sięgnąć, choć nawet ona więcej uwagi poświęca wykonawczyniom roli Giselle, wśród których największe wrażenie wywarła na niej Carla Fracci.
Wiele razy tańczyłam w tym balecie Mirtę, towarzysząc solistom zagranicznym, występującym gościnnie na deskach sceny Teatru Wielkiego (…) Fracci uznawana była za ideał tancerki romantycznej, mówiono o niej jako o następczyni Marii Taglioni.
Dzisiaj w kaszubskiej „Giselle” Mirtę zatańczy Beata Giza-Palutkiewicz. Czy będzie to rola zgodna z duchem oryginału? Okaże się już za kilka godzin.