Niepoprawny Białystok. Art Weekend 2020

9 października „Trucizna” w reżyserii i w choreografii Marty Ziółek pojawi się w Białymstoku. Premiera spektaklu odbyła się w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu tuż przed dotarciem do nas koronawirusa; zarazy, która tym razem manii tanecznej nie wywołała, co wydaje się usprawiedliwione dość oczywistym faktem. Czasy średniowiecza już dawno mamy za sobą, więc siłą rzeczy i w duchu postępu ulegamy innym maniom. Obecnie na pierwszy plan wysuwa się fiksacja homofobiczna.

Artyści tancerze Polskiego Teatru Tańca wystąpią na scenie Białostockiego Ośrodka Kultury. „Trucizna” będzie jednym z punktów programu Art Weekendu 2020, festiwalu dotychczas znanego pod nazwą Dni Sztuki Współczesnej. Spektakl inspirowany jest średniowiecznymi obłędami tanecznymi, choreomanią, także „Climaxem” Gaspara Noé i „Poison” zespołu Prodigy, choć jeśli ktoś oczekuje obrazów porównywalnych do filmu bądź klipu, uprzedzam, że może się zawieść. „Trucizna” jest przede wszystkim o tańcu. Połączenie sił i talentów artystów reprezentujących odmienne formy tańca dało ciekawy i oryginalny rezultat. Balet, tańce dworskie, voguing i krump naturalnie się przenikają. W „Truciźnie” taniec łączy; niezależnie od stylu, formy, techniki, reprezentuje uniwersalne wartości. Wzmacnia ciało i umysł (nawet jeśli zdarza się, że tancerze ulegają kontuzjom fizycznym i psychicznym), integruje, opowiada o dobru i złu, wyzwala emocje. „Balet sprawia, że czuję się wielką gwiazdą”, „Dzięki tańcowi czuję się lepiej i z nikogo staję się kimś”, „Taniec sprawia, że jestem z siebie dumny” – mówią dzieci biorące udział w edukacyjnych lekcjach baletowych w slumsach w Kiberze. „Zaczęło się w latach 90. w biednych dzielnicach na obrzeżach Los Angeles: ziomeczki mieszkali na osiedlu, z jednej strony był gang, z drugiej strony był gang i jak się nie określiłeś, to jedyną alternatywą było dla ciebie tańczenie. Inaczej by cię zastrzelono. Była taka niepisana umowa, że jak jesteś tancerzem, to dostajesz status neutralności i gangi nie wtrącają się w twoje sprawy, a ty w ich. Przy czym krump był też wyrazem frustracji, bo oni po prostu czuli, że to nie jest okej, że żyją w taki sposób i mieszkają w takich warunkach. Jak skumali, że wszyscy czują to samo, to zaczęli te emocje uwalniać, ruszając się w bardzo specyficzny sposób. Taniec był dla nich energetycznym wyładowaniem” – opowiada Ance Herbut Piotr ZONTA Król w rozmowie „Balet z getta”. Podobne uczucia towarzyszą tańczącym voguing – taneczny styl, który powstał w opozycji do otaczającej rzeczywistości: homofobicznej i rasistowskiej. Voguing rozsławiła Madonna. Nieważne, czy jesteś czarny, czy biały, czy jesteś chłopcem, czy dziewczyną, jeśli uwierzysz w siebie, dzięki muzyce i tańcowi możesz stać się supergwiazdą – takie jest mniej więcej przesłanie wynikające ze słynnego utworu „Vogue”. Celowo załączam klip z MTV Awards 1990 zrealizowany w barokowych kostiumach i scenografii, gdyż voguing to także kampowy glamour, przepych, przesada, przybieranie póz, przerysowane sposoby zwracania na siebie uwagi, konkursy mody i piękności, queerowe bale, na których „można być kimkolwiek i robić cokolwiek”.

Madonna jednak voguingu nie wymyśliła. Jego historia sięga końcówki lat 60. XIX wieku. W Hamilton Lodge w nowojorskim Harlemie zaczęto wtedy organizować wielkie „potańcówki”, ballroomy, które z czasem odbywały się w znacznie bardziej prestiżowych lokalizacjach, na przykład w hotelu Astoria, a brali w nich udział – ku zgorszeniu purytańskiej części Amerykanów – mężczyźni w kobiecych sukniach i kobiety w męskich garniturach. Ten bezczelny, jak to się dzisiaj w Polsce mówi, „tęczowy bandytyzm” , biali i czarni członkowie mniejszości seksualnych, nie uszedł oczywiście uwadze strażników ładu moralnego, którzy wygadywali mniej więcej takie same banialuki, jak teraz słyszymy w mediach rządowych, w gminach „wolnych od ideologii LGBT” i z ust biskupów. Nawiasem mówiąc – wypracowywane przez rok „Stanowisko w kwestii LGBT+” Konferencji Episkopatu Polski świadczy tylko o tym, że jednym bezmyślne i podłe chlapanie jęzorem przychodzi z łatwością, a inni na zebranie poplątanych myśli potrzebują trochę więcej czasu. Tak więc i wtedy geje, lesbijki, osoby niebinarne (nowe słowo w oświeconym zachodnią myślą polskim słowniku) byli piętnowani, wyszydzani, inwigilowani, wsadzani do aresztów. Dość często dochodziło do awantur. Najsłynniejsza, opisywana w mediach, odbyła się w 1967 roku z udziałem Crystal LaBeiji, czarno-latynoskiej piękności, która przegraną w konkursie Miss All-American Camp Beauty Pageant uznała za przejaw rasistowskich uprzedzeń i dyskryminacji mniejszości. Pięć lat później założyła House of LaBeija, pierwszy vogue’owy dom, przystań i grupę wsparcia dla dzieciaków LGBTQ+. Margot nie jest więc pierwszą, przeciwstawiającą się systemowi liderką, która nie zakłada partii politycznej i inaczej, nie wierząc w polityków i zmianę prawa, wyobraża sobie wzmacnianie poczucia bezpieczeństwa i ochronę społeczności nieheteronormatywnej.

W „Truciźnie” choreografią scen voguingowych zajęła się Magdalena Marcinkowska, współzałożycielka Kiki House of Army, pierwszego vogue’owego house’u w Polsce, krumpem wspomniany wyżej Piotr ZONTA Król. A od niedzieli Polski Teatr Tańca emituje dokument o choreografii Marty Ziółek widzianej z perspektywy biorących udział w procesie twórczym i w spektaklu tancerek i tancerzy zespołu. Film powstał w ramach projektu „Archiwum ruchu w 3 częściach”. Aby go obejrzeć proszę kliknąć: tutaj. Kolejny odcinek poświęcony spektaklowi „Fabula rasa” Macieja Kuźmińskiego został zapowiedziany na 13 września.

Czytaj też:

Ballroom w Polskim Teatrze Tańca

„Let’s Dance”. Praca dla przyjemności

Transseksualna balerina