(Nie)widzialna ręka rynku. I dwie rozmowy o tańcu w czasie pandemii
Cieszę się, że redaktorzy, którym z reguły nie przeszkadza, że do kultury w mediach trzeba w Polsce dokładać, a nawet (o czym już wspominałam) „aktywnie uczestniczący w utrwalaniu – eufemistycznie rzecz ujmując – niesprawiedliwych rozwiązań”, którzy do chociażby baletowej kultury wysokiej mają regularnie jakieś „ale”, bo „był już temat społeczny” , z troską przyglądają się ministerialnemu programowi „Funduszu Wsparcia Kultury” i oburza ich, że na przykład „majteczki w kropeczki, niebieskie wstążeczki ło, ho, ho, ho…” , zgodnie z urzędowym algorytmem, zasługują na większe wsparcie od „sztuki niszowej” i „tematów zanurzonych w przeszłości”. Głos zabrali też byli szefowie ministerstwa kultury, którym z kolei nie przeszkadzało, że artyści baletu
1 stycznia 2009 roku stracili przywilej emerytalny i z dnia na dzień część z nich znalazła się bez środków do życia, bo przecież każdy może się przekwalifikować i przejść, jakie to proste, do bankowości. Najwyraźniej COVID-19 wyzwala lewicowe instynkty i poczucie, że są jednak sytuacje, w związku z różnymi „skutkami zewnętrznymi”, kiedy „niewidzialna ręka”, „invisible hand”, wykreowana w XVIII wieku przez Adama Smitha, potrzebuje państwowego wsparcia.
Czytaj też: Czy warto zostać zawodowym tancerzem w Polsce?
Lista beneficjentów jest weryfikowana; minister Piotr Gliński poinformował o wstrzymaniu wypłat do czasu wyjaśnienia wątpliwości, co do wysokości poszczególnych dotacji na „bieżącą działalność muzyczną, teatralną i taneczną” (to jeden z niewielu przypadków, kiedy w obiegu publicznym sztuka tańca została uznana za oddzielną gałąź kultury i gospodarki), ale już teraz widać, że pomocy potrzebują wielkie instytucje działające pod kuratelą ministerstwa kultury bądź samorządów, jak i prywatne podmioty gospodarcze, których działalność została w czasie pandemii całkowicie bądź częściowo zamrożona.
Na odgórne wsparcie mogą więc liczyć zarówno wielkie teatry operowe, teatry muzyczne, zespoły takie jak: Polski Teatr Tańca, Kielecki Teatr Tańca, Balet Dworski Cracovia Danza, jak i akademie oraz studia tańca, sportowe kluby taneczne, niepubliczne szkoły baletowe, fundacje i stowarzyszenia, w których statutach znajdują się promocja i rozwój sztuki tańca. I co warto podkreślić środki finansowe mają otrzymać osoby fizyczne i prawne uprawiające różne formy i style tańca, sztukę wysoką i tę o bardziej komercyjnym charakterze.
Nie wiem, czy poniżej wymienione kwoty też budzą zastrzeżenia i ulegną zmianie, z pełnym wykazem ministerialnym mogą się Państwo zapoznać w tym miejscu, na dzień ogłoszenia pokaźną sumę w wysokości 4 000 000 zł otrzymał Teatr Muzyczny Roma (Teatr Syrena: 2 094 540 zł); Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk” im. St. Hadyny może liczyć na 1 597 872 zł, Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca „Mazowsze” im. Tadeusza Sygietyńskiego na 1 400 000 zł. Wśród teatrów operowych, w których strukturach działają zespoły baletowe środki finansowe zostały przyznane Operze Nova w Bydgoszczy (1 560 000 zł), Operze Krakowskiej (1 306 972 zł), Operze Śląskiej w Bytomiu (817 649 zł ), Operze na Zamku w Szczecinie (770 000 zł), Operze Bałtyckiej w Gdańsku (709 000 zł), Teatrowi Wielkiemu w Łodzi (500 000 zł). Wsparcie mają również otrzymać: Balet Dworski Cracovia Danza (60 000 zł), Kielecki Teatr Tańca (393 200 zł), Polski Teatr Tańca (50 248 zł), Stowarzyszenie Krakowski Teatr Tańca (50 954 zł), Egurrola Production Sp. z o. o. (664 500 zł). Covidowe dotacje przewidziane dla prywatnych i niepublicznych szkół, klubów, akademii i studiów tańca oscylują od kwot na poziomie 10 000 zł do prawie 123 000 zł dla Studia Tańca Rafała Maseraka. Mam nadzieję, że wszystkie te kwoty zostaną szybko uwolnione i przyczynią się do częściowej rekompensaty poniesionych strat i umożliwią, przynajmniej w jakimś stopniu, przetrwanie. Normalne życie tancerek, tancerzy, choreografów, pedagogów, ekip wspomagających ich działania artystyczne i edukacyjne, uległo na czas koronawirusa zawieszeniu. O tym jak radzą sobie w tej trudnej sytuacji opowiedział z perspektywy Birmingham Royal Ballet na łamach The New York Timesa Carlos Acosta. A Magdalenie Jagiełło-Kmieciak, Opera na Zamku w Szczecinie rozpoczęła cykl rozmów z artystami na tematy związane z pandemią, Zbigniew Czapski-Kłoda. Zachęcam do przeczytania!
==========
Magdalena Jagiełło-Kmieciak:
Co Pan odczuwa, widząc pustą widownię?
Zbigniew Czapski-Kłoda:
Szok. Obostrzenia w związku z Covid-19. Pięćdziesiąt procent widzów na początku, potem dwadzieścia pięć procent, a teraz zero procent – czyli zupełnie pusto… Artyści bez publiczności tracą energię, motywację, czują kosmiczną „czarną dziurę”, która na szczęście nikogo nie wchłania, ale też nie oddaje energii, życia, które zawsze towarzyszy wykonawcom podczas występu dla widzów. Na końcu każdego spektaklu są ukłony artystów, które są symbolem podziękowania widzom za obecność. Kłanianie się do pustego miejsca traci sens, ale nie poddajemy się.
Jak zmienił się Pana świat po wiosennym lockdownie?
Wiosenny lockdown przyniósł wiele zmian w kontaktach międzyludzkich. Pamiętam jeszcze stan wojenny, wprowadzony w Polsce zupełnie z innego powodu, więc znam to uczucie, jak nagle trzeba szybko zmienić swoje podstawowe nawyki. Niemniej żyjąc w tych czasach i mając dostęp do wszystkiego ciężko było od razu ze wszystkiego zrezygnować… Ja osobiście podszedłem do tego bardzo poważnie, ograniczyłem kontakty i przestrzegałem ogólnych zasad bezpieczeństwa.
Jak pandemia według Pana zmieniła świat artystyczny?
Pandemia przyszła szybko i tak nagle, a szczególnie ten drugi etap, który zupełnie uniemożliwił nam wystawianie spektakli z udziałem publiczności. Myślę, że bardzo szybko przestawimy się na działalność online, bo dzięki niej zatrzymamy przy sobie naszych odbiorców. Artyści w stacjonarnych ośrodkach kultury mają dużo łatwiej, dlatego trzymam mocno kciuki za tych, którzy prowadzą własną działalność artystyczną lub są na umowach o dzieło i zlecenie. Już pierwsza fala pandemii spowodowała u nich ogromne straty, nie tylko artystyczne, ale i ekonomiczne. Część z nich musi przeorganizować swoje dotychczasowe życie w związku z likwidacją firmy i zacząć od nowa, często w zupełnie innej sferze niż do tej pory.
Jak czas zarazy zmienił Pana własny świat?
Mój własny świat? Jestem twardy, nie poddaję się tak łatwo. Uważam na siebie jeszcze bardziej, ale z drugiej strony nie wpadam w panikę. Ze względu na stanowisko, jakie zajmuję w Operze na Zamku w Szczecinie, spotykam się codziennie z tancerzami, bo my nadal codziennie ćwiczymy normalnie i pracujemy nad repertuarem. Rozmawiamy ze sobą, dzielimy się swoimi spostrzeżeniami i wspieramy się nawzajem… To pomaga nam wszystkim w tych trudnych czasach.
Czego według Pana pandemia nas uczy – jako ludzi i jako artystów?
Czego uczy? Jako ludzi na pewno pokory do otaczającego nas świata i świadomości, że na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Dla mnie wciąż jest aktualne carpe diem, bo tak naprawdę nie wiadomo, co nas może za chwilę spotkać. Jako artystów? Misja, którą my, artyści, wypełniamy, skierowana do szerokiego grona odbiorców na pewno się nie zmieni, środki przekazu – na pewno tak. Jesteśmy z charakteru ludźmi twórczymi i dlatego wykonujemy ten zawód. Wierzę, że czas pandemii wykorzystamy, by odkrywać nowe kierunki kontaktu „artystycznego” z drugim człowiekiem.
Czy i jak zmieni się świat, kiedy wreszcie wrócimy do normalności?
Świat się nie zmieni, to my musimy się zmienić. Powrót do normalności nastąpi bardzo, bardzo szybko, ale czy będzie lepiej? Będzie na pewno inaczej. Teraz za wcześnie jeszcze, by mówić, jak się zmieni rzeczywistość, poczekajmy trochę. Na pewno technologia po pandemii stanie się w naszym życiu ważniejsza i bardziej dostępna. Potem i tak będziemy musieli z tym wszystkim się oswoić i podążać w wyznaczonych kierunkach.
A świat artystyczny się zmieni?
Świat artystyczny? Boję się o niego najbardziej. Czasy przed nastaniem pandemii były dla nas trudne, dziwne pod wieloma względami. Kultura wysoka i jej problemy niestety były pomijane w środowisku, od którego zależała jej egzystencja. Już dziś jest ciężko i brakuje w Polsce mecenasów sztuki. Państwo bardzo dużo pieniędzy wydało i jeszcze więcej wyda na likwidację skutków pandemii. Pieniądze te potrzebne będą na ratowanie gospodarki i egzystencję społeczeństwa. Czy na kulturę coś jeszcze zostanie? Wierzę, że tak. Kultura i wartości, które za sobą niesie, są nierozerwalne. Życzę sobie i Państwu abyśmy jak najszybciej spotkali się w rzeczywistości bez maseczek i tych wszystkich obostrzeń… Dużo zdrowia i cierpliwości!
Czytaj też:
Carlos Acosta’s Vision: Some ‘Nutcracker,’ Some Led Zeppelin
Polscy artyści baletowi liczą na emerytalne przywileje
„Yuli” – talent, którego się nie chce
Hadyna z Koszęcina i przeboje Śląska, które przetrwały czasy PRL
Komentarze
Barok??? Czy to po chńsku?
„Cieszę się, że redaktorzy, którym z reguły nie przeszkadza, że do kultury w mediach trzeba w Polsce dokładać, a nawet (o czym już wspominałam) „aktywnie uczestniczący w utrwalaniu – eufemistycznie rzecz ujmując – niesprawiedliwych rozwiązań”, którzy do chociażby baletowej kultury wysokiej mają regularnie jakieś „ale”, bo „był już temat społeczny” , z troską przyglądają się ministerialnemu programowi „Funduszu Wsparcia Kultury” i oburza ich, że na przykład „majteczki w kropeczki, niebieskie wstążeczki ło, ho, ho, ho…” , zgodnie z urzędowym algorytmem, zasługują na większe wsparcie od „sztuki niszowej” i „tematów zanurzonych w przeszłości”.
„Najwyraźniej COVID-19 wyzwala lewicowe instynkty i poczucie, że są jednak sytuacje, w związku z różnymi „skutkami zewnętrznymi”, kiedy „niewidzialna ręka”, „invisible hand”, wykreowana w XVIII wieku przez Adama Smitha, potrzebuje państwowego wsparcia”.
Kilka miesięcy temu Bernard Guetta pisał na swoim blogu: „Neoliberalizm, podobnie jak epoka Breżniewa w ZSRR, wykazywał oznaki wyczerpania na długo przed swym upadkiem, ale w ciągu ostatnich trzech miesięcy to się faktycznie wydarzyło”.
O ostatecznym upadku neoliberalizmu, co tak ewidentnie uwidoczniła choćby pandemia koronawirusa, pisał już nawet organ światowej finansjery, brytyjski „Financial Times”. Zabawne jest więc, że niezachwianą wiarę w neoliberalizm wciąż zachowuje redakcja „Polityki”. O Leszku Balcerowiczu i Witoldzie Gadomskim nawet już nie wspomnę. Nie wiem natomiast, jakie ma dzisiaj poglądy zatwardziały trzydzieści lat temu neoliberał, niezwykle ważny minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, który powiadał, że najlepszą polityką jest brak polityki…
Zbigniew Czapski-Kłoda: „Kultura wysoka i jej problemy niestety były pomijane w środowisku, od którego zależała jej egzystencja”.
No właśnie. A przypomnijmy sobie jeszcze kilka zdań z przemówienia Krzysztofa Warlikowskiego w Parlamencie Europejskim: „Pochodzę z Polski, z kraju, który po transformacji ustrojowej utracił grupę społeczną nazywaną inteligencją i żmudnie zaczął budować nowe autorytety, także w dziedzinie kultury. Bezinteresowność, tak ważna dla sztuki, straciła na znaczeniu. Wszyscy zaczęli schlebiać przeciętnym gustom i niskim potrzebom. Kicz i głupota były tłoczone do oczu i głów odbiorców. Mieli konsumować, kupować podejrzane produkty sztukopodobne…. Niepostrzeżenie zaczęto podmieniać kulturę na popkulturę i rozrywkę….
Myślę, że wytworzyliśmy osobliwy przemysł pogardy, w którym twórcy zamiast brać odpowiedzialność za widzów, zaspokajali ich najgłupsze pragnienia. Zepsucia nie było widać natychmiast, ale powoli pejzaż po przegranej bitwie zaczął się wyłaniać”.
@ grzerysz
„Nie wiem natomiast, jakie ma dzisiaj poglądy zatwardziały trzydzieści lat temu neoliberał, niezwykle ważny minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, który powiadał, że najlepszą polityką jest brak polityki…”
„Najlepsza polityka przemysłowa to jej brak. Ale wierzę w politykę gospodarczą, bo potrzebna jest w sektorach infrastrukturalnych” – mówi Tadeusz Syryjczyk, minister przemysłu w rządzie Mazowieckiego” (Rzeczpospolita, 1 stycznia 2020).
https://www.rp.pl/Wywiady/301019938-30-lat-wolnego-rynku-Tadeusz-Syryjczyk-Nie-wierze-w-polityke-przemyslowa.html
@Joanna Brych 18 LISTOPADA 2020 16:18
Słynny Jeffrey Sachs, który pisał zarys tzw. planu Balcerowicza, w ostatnich latach popierał jako kandydata Partii Demokratycznej na prezydenta USA Bernie Sandersa…
A tak w ogóle to twierdzi – również w ostatnim wywiadzie dla tygodnika „Der Spiegel” opublikowanym na stronie internetowej pisma kilka dni temu – i na dowód cytuje swoją wypowiedź dla tygodnika „The New Yorker” z 1990 roku, iż nigdy nie był szczególnym fanem radykalnej wersji wolnego rynku lansowanych przez Miltona Friedmana, Margaret Thatcher czy Ronalda Reagana, a krajem, który najbardziej podziwiał była Szwecja…
W rozmowie z polskim pismem, którą znalazłem w internecie twierdzi, że: „… nie jest gospodarczym liberałem, w przeciwieństwie do Balcerowicza.
Zdefiniowałbym się jako socjaldemokratę. Pisząc rekomendacje dla Polski chciałem, by stała się krajem o gospodarce mieszanej. Ani nie socjalistycznej, ani nie radykalnie wolnorynkowej. Z silną rolą państwa, z mechanizmami redystrybucji, sprawnym rynkiem pracy. Socjaldemokracja to tradycja, do której zawsze było mi najbliżej”.
Sachs wydał trzy lata temu książkę „Building the New American Economy: Smart, Fair, and Sustainable”. Przedmowę do niej napisał mu oczywiście Bernie Sanders. Możemy w niej przeczytać m.in.:
„What I heard and what I continue to hear is that Americans have had enough of establishment politicians and establishment economists who have claimed for far too long that we must choose between economic growth, economic fairness, and environmental sustainability…. In this book, Columbia University Professor Jeffrey Sachs presents a clear explanation of how America can achieve all three critically important goals and create an economy that works for all of us”.
Sachs wyraźnie podkreśla w tekście, że „GDP growth itself is a deeply flawed measure of wellbeing. High growth does not guarantee shared economic improvement, and slow growth does not necessarily imply widespread economic hardship”. Ważny jest jego zdaniem natomiast Sustainable Development Goals Index. A tu na czele stawki znajdujemy – jakżeby inaczej – Szwecję, Danię, Norwegię, Szwajcarię, Finlandię, Niemcy…
Polska – w grupie krajów OECD pokazanych w tabelce Sachsa – znajdowała się pod koniec stawki. Za Czechami, Estonią, Węgrami, Słowacją…
@Joanna Brych 18 LISTOPADA 2020 16:18
Sześć lat temu profesor Grzegorz Kołodko, chyba jedyny żyjący polski ekonomista ceniony i uznawany na świecie, tak pisał w dzienniku „Rzeczpospolita”:
„W świetnie poprowadzonym przez redaktora Grzegorza Sroczyńskiego wywiadzie [w „Gazecie Wyborczej” – grzerysz], którego samokrytyczny tytuł zajmuje pół strony [„Byliśmy głupi” – grzerysz], prof. Marcin Król, filozof i historyk idei związany z „Solidarnością”, powiada: „Głupi byliśmy. W latach 80. zaraziliśmy się ideologią neoliberalizmu…
To dobrze, że pojmują to kolejni luminarze nauk społecznych. Trochę gorzej jest wciąż z politykami i tzw. ekonomistami, o których prof. Król powiada: „nie wierzę im jak psom”. Osobiście nie mam tego problemu, bo sam jako ekonomista opieram swoje poglądy na wiedzy, a nie na wierze, ale jeśli już, to zdecydowanie bardziej ufam psom.
Mija akurat 25 lat od pamiętnego 1989 roku, który zmienił bieg dziejów; nie tylko w naszej części świata, choć tu w największym stopniu. Ale przecież już wtedy, ćwierć wieku temu, nie brakowało głosów krytycznych wobec tzw. bezalternatywności neoliberalnego kursu.
Liczni inni autorzy przestrzegali przed neoliberalnym kierunkiem polityki, opierającym się na w istocie reakcyjnej ideologii, nieodosobnieni myśliciele – światli filozofowie, socjolodzy, politolodzy i ekonomiści. W Polsce chociażby profesorowie Łagowski, Jarosz, Kowalik; na świecie między innymi Chomsky, Giddens, Posner, Stiglitz. Jest ich dużo, dużo więcej, również w gronie tworzących za granicą polskich ekonomistów, że wymienię tylko profesorów Łaskiego, Dembińskiego, Podkaminera, Poznańskiego, Pysza.
Zaliczyć do tego grona wypada również wybitnego kolegę po fachu profesora Króla – też historyka idei i filozofa – profesora Andrzeja Walickiego…”
@grzerysz
Stanowisko Konferencji Dyrektorów Teatrów Muzycznych i Operowych
Pan
Prof. dr hab. Piotr Gliński
Wicepremier Rządu RP. Minister Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu
Szanowny Panie Premierze!
Fundusz Wsparcia Kultury to niezwykle ważna i oczekiwana pomoc dla samorządowych artystycznych instytucji kultury, które znalazły się na ogłoszonej liście beneficjentów programu. Jego powstanie było inicjowane i wspierane również przez przedstawicieli naszego środowiska.
Każdy teatr muzyczny i opera zatrudniają setki, a łącznie tysiące pracowników etatowych oraz nieetatowych artystów, a także pracowników związanych z produkcją i obsługą spektakli i innych wydarzeń artystycznych.
Program jest ratunkiem dla uszczuplonych o wiele milionów złotych budżetów naszych instytucji, kołem zamachowym dla ich działalności stanowiącej ważną gałąź gospodarki oraz gwarantem ochrony tysięcy miejsc pracy. Okres od 12 marca był bowiem dla nas i naszych współpracowników czasem dramatycznie trudnym. Dwuskładnikowe wynagrodzenie artystów etatowych powodowało w wielu przypadkach niewypłacanie w tym okresie honorariów i egzystowanie na granicy pensji minimalnej, a dla współpracowników nieetatowych okresem bez dochodów.
Dzięki uruchomieniu Funduszu, prowadzone przez nas instytucje mogą realizować kolejne przedsięwzięcia artystyczne zaspokajając potrzeby kulturalne społeczeństwa, co ma olbrzymi wpływ na kondycję psychiczną i duchową Polaków w czasie pandemii. W ramach realizacji tego programu instytucje będą mogły pokryć koszty honorariów i rekompensat, wesprą swoich pracowników oraz nieetatowe osoby współpracujące.
Uważamy, że brak oczekiwanego i przyznanego wsparcia doprowadzi te instytucje nie tylko na skraj wydolności, ale przyczynić się może do zwolnień pracowników etatowych i pozostawienia bez środków do życia wielu osób. Wszyscy oni, podobnie jak my, z nadzieją oczekują na uruchomienie Funduszu Wsparcia Kultury. Dlatego prosimy o utrzymanie przyznanych kwot dla instytucji oraz ich jak najszybsze przekazania beneficjentom instytucjonalnym.
Konferencja Dyrektorów Teatrów Muzycznych i Operowych
DW.: Pani Katarzyna Meissner, Dyrektor Instytutu Muzyki i Tańca
Ciekawe jak zareaguje Premier na list-stanowisko?
Trzeba mieć nadzieję, ze nie będzie tak lakoniczny jak bohaterka ulicznych demonstracji z ostatnich kilku tygodni.
Kiedyś pisało się „Przykład idzie z góry”, ale skoro od jakiegoś czasu wszyscy powtarzają jak refren „Przykład idzie z ulicy” to nie wiem, czy premier Gliński nie zechce pokazać, że on też chce być „trendy”.
@ Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
Dobry wieczór, o możliwej reakcji mówi co nieco opublikowana dzisiaj rozmowa: „Kwestionowanych było kilkanaście, może kilkadziesiąt firm. Sprawdzimy je i ręcznie skorygujemy kwoty. Rozporządzenie daje nam taką możliwość – mówi w rozmowie z » Dziennikiem Gazetą Prawną « prof. Piotr Gliński”.
https://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/8013085,piotr-glinski-kultura-dotacja-rzad-fundusz-wsparcia-kultury-kontrowersje-artysci-celebryci-disco-polo.html
Mariusz Cieślik wczoraj wieczorem na portalu dziennika „Rzeczpospolita”:
„W sporze między Bayer Fullem i Kultem pozostaję neutralny. Na pytanie, „kto lepszy”, odpowiedź brzmi: „zależy do czego”. Do słuchania Kult, przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Ale na wiejskie wesele „Majteczki w kropeczki” Bayer Fulla będą w sam raz.
Tak, ja też o tym. Na temat Funduszu Wspierania Kultury napisano już tyle, że się zastanawiam, czy dorzucanie trzech groszy ma sens. Ale wydaje się, że pośród jazgotu umknęły rzeczy zasadnicze. A doprawdy nie należy do nich kwestia, ile kasy mieli dostać Golcowie, a ile Weekend. To duże kwoty, ale przecież miała to być pomniejszona średnia ich zarobków, a nie sumy wzięte z sufitu. Nie ulega też wątpliwości, że ministerstwo popełniło błąd, stosując te same reguły wobec teatrów i rynku koncertowego. Warto jednak zauważyć, że resort kultury wcale nie musiał tego robić. Bodaj tylko Jacek Cieślak (w „Rz”) i Maria Seweryn jako szefowa Unii Teatrów Niezależnych docenili ten gest. Ministerstwo w ogóle i wicepremier Piotr Gliński w szczególe mogli po prostu zastosować mechanizm najprostszy, darwinistyczny, i uznać, że przetrwają najsilniejsi. Tymczasem podjęli rękawicę, starając się wesprzeć sektor kulturalny: instytucje i artystów. Postanowili zrobić coś dobrego, za co rzecz jasna spotkała ich kara.
Oczywiście, można by tu podnieść najprostszy argument przeciwko rekompensatom w tej akurat dziedzinie. Że mianowicie bez teatru da się przeżyć, a bez chleba nie, więc niby dlaczego wspierać konkretnie artystów. Otóż jeśli mielibyśmy taki wybór, to można by się nawet zgodzić, ale na razie głód nam nie grozi. I tu pojawia się kwestia fundamentalna. Otóż, szanowni państwo: kultura jest znacznie ważniejsza niż turystyka czy lotnictwo, gdzie też panuje pandemiczny kryzys. Bo to nic innego tylko kultura czyni nas tym, kim jesteśmy: ludźmi, obywatelami, Polakami, Europejczykami.
I na koniec jeszcze jedna uwaga. Jak słyszę o szkodliwym upolitycznianiu kultury, to, niczym autor znanego powiedzenia, odbezpieczam pistolet. Trudno dziś o dziedzinę bardziej zideologizowaną. Wręcz zaskakujące jest podobieństwo zachowań polskich polityków i artystów. Dziś w kwestii dotacji np. widzimy tę samą hipokryzję, którą w kwestii podwyżek dla posłów, senatorów i ministrów obserwowaliśmy kilka miesięcy temu. Wszyscy wiedzą, że te rekompensaty są potrzebne, chcieliby je dostać, ale na pokaz prześcigają się w licytacji, kto bardziej tych pieniędzy nie chce”.
@grzerysz
„ Nie ulega też wątpliwości, że ministerstwo popełniło błąd, stosując te same reguły wobec teatrów i rynku koncertowego”.
Dzień dobry, na usprawiedliwienie działań ministra dwa fragmenty jego wypowiedzi:
„Nie ocenialiśmy też, które podmioty lepiej działają na rzecz polskiej kultury. To zadanie mecenatu państwa, które realizujemy w innych programach. Z punktu widzenia gospodarki, najważniejsze, że przedsiębiorstwo przynosi dochody, dzięki którym opłacane są podatki.”
„Internauci krytycznie komentują np. wysokość dotacji dla niektórych instytucji publicznych, teatrów czy filharmonii. Nie wiedzą jednak, że te instytucje o tyle właśnie wnioskowały, bo już wcześniej skorzystały z innych dostępnych narzędzi pomocowych – dopłat do wynagrodzeń itp. Trzeba zresztą tu wyjaśnić jeszcze jedną kwestię związaną z funkcjonowaniem instytucji kultury. Instytucje samorządowe są finansowane poprzez dotacje od samorządów. I one te dotacje dostają także w okresie pandemii, także wtedy, kiedy nie grają, nie mają publiczności. Środki z Funduszu Wsparcia Kultury mają im zrekompensować straty ze sprzedaży biletów i organizacji wydarzeń.”
https://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/8013085,piotr-glinski-kultura-dotacja-rzad-fundusz-wsparcia-kultury-kontrowersje-artysci-celebryci-disco-polo.html
Nie wiem dlaczego nikt nie założy takiej hipotetycznej sytuacji?
Może artysta disco-polo również posiada talent wielkiej miary i może również mógłby oddać się sztuce pisanej przez duże „S”, ale wie, że dzisiaj tego typu projekty estetyczne słabo się sprzedają i mając określone potrzeby (bardzo kosztowne leczenie bliskiej mu osoby, pomoc materialna komuś, niekoniecznie obliczona na szybki zwrot w naturze) ich sfinansowanie umożliwić może tylko sztuka masowa, bo ona przede wszystkim daje finansowe profity.
I nie mogę wykluczyć, że On też chciałby aby o nim pisano w prestiżowych tygodnikach, bo ma ku temu talent dany od Boga.
Ale niestety mus robić coś zupełnie innego…
… ku zgorszeniu dużej części widowni.
Przykładem chociażby Witkacy.
Który jako prozaik, dramatopisarz, czy filozof wręcz wyprzedził swoją epokę i był dla widowni swoich czasów zarozumiałym ekscentrykiem, a który aby radzić sobie z prozą życia chałturzył w swojej firmie portretowej ( chałturzył, zdaniem sobie współczesnych), a które portrety chałtury dzisiaj zyskują aplauz największych snobów…
…i gdyby to od nich zależało to Witkacemu przeznaczyliby połowę puli środków będących w gestii Ministerstwa Kultury.
@ Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
No tak, jeśli posiada głos Luciano Pavarottiego, Piotra Beczały albo Mariusza Kwietnia, ukończył prestiżowe konserwatorium, otrzymał propozycję występów w Met (nawiasem mówiąc śpiewacy operowi, ośmielę się zaryzykować takie twierdzenie, otrzymują gaże większe od artystów disco-polo), a na dodatek w darze od Boga otrzymał jeszcze talent Michaiła Barysznikowa, Rudolfa
Nuriejewa albo Siergieja Połunina, dostał się do szkoły baletowej i mógłby tańczyć na scenie Teatru Maryjskiego bądź Bolszoj, to wtedy mogłabym przyznać, że porzucenie sztuki „pisanej przez duże S” było jego świadomym bądź koniecznym wyborem. Nie jestem pewna, czy ten problem dotyczy autorów „majteczek w kropeczki i niebieskich wstążeczek”. Pozdrawiam!
@ Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
PS: za chałturzenie i sztukę niegodną „pisania przez duże S” uznawano kiedyś muzykę baletową Piotra Czajkowskiego. Teraz niektórzy „sztukę przez wielkie S” traktują jako „temat do śmiechu” i „zanurzony w przeszłości” 🙂
@ Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
Sztuka masowa często bywa na wysokim poziomie przez duże S 🙂
Luciano Pavarotti, Brian Eno, Bono, The Edge – Miss Sarajevo (Live): https://www.youtube.com/watch?v=LWXQdw-YvVM&list=RDY1fiOJDXA-E&index=9
Freddie Mercury & Montserrat Caballé – Barcelona: https://www.youtube.com/watch?v=Y1fiOJDXA-E
@Joanna Brych 20 LISTOPADA 2020 15:08
„Sztuka masowa często bywa na wysokim poziomie przez duże S”
To prawda, ale dodanie Luciano Pavarotti’ego do U2 albo Montserrat Caballé do Freddie Mercury’ego (Queen) jeszcze tego nie czyni.
Ja jestem z innego pokolenia niż Pani – dla mnie sztuka masowa na wysokim poziomie to np. twórczość zespołów „Pink Floyd”, „Led Zeppelin”, „Yes”, „King Crimson”, „Emerson, Lake and Palmer”…
Pozdrawiam 😉
@Joanna Brych
Niedawno, szperając w sieci licząc, że natknę się na coś autorstwa Barańczaka ( w nadziei, że znajdę antologię angielskiej poezji metafizycznej w Jego tłumaczeniu) znalazłem coś takiego:
„Poeta, tłumacz, ale również, jak udowadnia w Odbiorcy ubezwłasnowolnionym, wybitny eseista. Stanisław Barańczak w najwyższej retorycznej formie. Do tego erudycja, ostry dowcip, wszytko czego oczekujemy od następców Michała de Montaigne. Wydawnictwo Ossolineum miało genialny pomysł, aby wznowić Czytelnika ubezwłasnowolnionego (jedyne wydanie z 1983 r.) i w tym samym tomie pomieścić jeszcze felietony oraz eseje z lat siedemdziesiątych, w których Barańczak podejmuje temat kultury masowej i popularnej.
„Nie uznaję podziału na kulturę wysoką i niską. Uznaję tylko podział na kulturę wartościową (w której mieszczą się moim zdaniem Bach i Szekspir, ale również Charlie Parker i Monty Python) i kulturę bezwartościową, czyli kulturę kiczu (w której mieszczą się dla mnie: piosenkarka Madonna i film Rambo, ale również koncert fortepianowy Czajkowskiego i film Podwójne życie Weroniki.”
Nawet jak dla mnie, sąd bardzo pod prąd.
Zestawienie Czajkowskiego i Kieślowskiego z takimi tytanami masowej wyobraźni jak film Rambo i Pani Madonnowa (Czesi tak nazywają znaną amerykańską piosenkarkę) dla wielu może być bardzo dużym zaskoczeniem. Wręcz szokujące.
Co prawda Zygmunt Kałużyński również nie klękał na kolana przed większością dorobku filmowego Kieślowskiego, ale postawienie znaku równości między dziełami Czajkowskiego Kieślowskiego i ewidentnym produkcjami popkultury to chyba przesada.
Ale z drugiej strony świadczy to o tym, jak trudna do ustalenia jest obiektywna wartość sztuki.
@ grzerysz
Tak, oczywiście, zgadzam się. Ale, jeśli dobrze pamiętam, to Pavarotti dość długo zabiegał o występ z Bono, a i historia tego utworu nie jest banalna 🙂 I nie mam nic przeciwko takim przedsięwzięciom, a nawet bardzo mi się podobają 🙂 Pozdrawiam!
Moim zdaniem optymalnym rozwiązaniem rozdziału pieniędzy przeznaczonych na pomoc dla potrzebujących ze środowiska duchowo-estetycznego byłoby coś takiego:
Staje Minister Gliński przed zgromadzonymi przed Ministerstwem Kultury artystami od malarskiego pędzla, fortepianowego klawisza, operowego belcanta, garncarskiego koła, filmowej kamery, estradowego mikrofonu, baletowych pointów … z workiem pieniędzy i do nich wszystkich zwraca się w ten oto sposób:
„W tym worku są wszystkie pieniądze jakie mam dla Was i teraz daje wam ten worek z kasą, a wy będziecie dzielić się sami.”
O efektach tego podziału musicie mnie jednak dokładnie poinformować.
Do widzenia Państwu.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
„Nie uznaję podziału na kulturę wysoką i niską. Uznaję tylko podział na kulturę wartościową (w której mieszczą się moim zdaniem Bach i Szekspir, ale również Charlie Parker i Monty Python) i kulturę bezwartościową, czyli kulturę kiczu (w której mieszczą się dla mnie: piosenkarka Madonna i film Rambo, ale również koncert fortepianowy Czajkowskiego i film Podwójne życie Weroniki.”
Pojęcie kultury masowej i popularnej od jakiegoś czasu ewoluuje. I, może w Polsce trudno w to uwierzyć, ale balet i opera też mogą pochwalić się bynajmniej daleką od niszowej oglądalnością. Myślę, że opinia Stanisława Barańczaka o muzyce Piotra Czajkowskiego nie opierała się na obiektywnych kryteriach, chyba że pod pojęciem kiczu rozumiał coś zupełnie innego. Choć oczywiście nie musiał być fanem jego twórczości.
Maria Gołaszewska znalazłaby na to odpowiedź. W „Zarysie estetyki” napisała: „Dzieło sztuki powstaje po to, by było »aktualizowane« przez odbiorcę, i taki jest właśnie jego sposób istnienia (…) Nie może tu być mowy o jakimś jednym, idealnym, absolutnie adekwatnym odczytywaniu dzieła – bywa ono w sposób prawomocny odczytywane, konkretyzowane na różne sposoby (przy czym oczywiście pewne konkretyzacje mogą być ewidentnie nieadekwatne, fałszywe, istnieć też może wiele różnych konkretyzacji całkowicie oddających sprawiedliwość dziełu sztuki)”.Zaś w części poświęconej „a priori estetycznemu” tłumaczyła: „Rozbieżność upodobań, ocen, sądów o sztuce i wartościach estetycznych nie świadczy o tym, że wartości są pochodne od owych ocen, świadczy przede wszystkim o rozmaitości »a priori estetycznego«, warunkującego odbiór sztuki u rozmaitych odbiorców w różny sposób”.
PS: bardzo mi się podoba Pana propozycja w sprawie podziału środków 🙂
Najlepiej ilustruje jak niewdzięczna jest rola ministra mógłby świadczyć ( a może już świadczy) rozdział środków z puli na środowisko filmowe, konkretnie środowisko reżyserskie.
Proszę sobie wyobrazić sytuację, kiedy rozdział środków lezy w gestii Ministra Kultury i jest on wybitnie uznaniowy ( dajemy dużo dobrym, a mało niezbyt utalentowanym) i sytuację kiedy w środowisku reżyserskim znajduje się …brat Ministra – moim zdaniem bardzo dobry reżyser – Robert Gliński, ów brat z obiektywnych przyczyn słabo funkcjonuje w tzw. środowisku.
Przecież w tym przypadku, każda kwota przyznana przez Ministra Glińskiego reżyserowi Robertowi Glińskiemu byłaby kontestowana przez tzw. środowisko lub jego część:
„…dostał za dużo, po znajomości, a ja – nagrodzony Złotą patelnią na Festiwalu Filmów Gastronomicznych otrzymałem jedynie 95% tego co otrzymał po znajomości ten pseudoreżyser Gliński.”
Można by tak ciągnąć potencjalne niezdrowe sytuacje, podejrzane konteksty, wywlekane animozje i wynikające z tego komplikacje.
I dlatego nie zazdroszczę panu Ministrowi, który w/g mnie jest chyba jednym z lepszych Ministrów niepodległej Rzeczpospolitej.
Jednym z lepszych, nie znaczy to że idealnych.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 20 LISTOPADA 2020 16:22
„Co prawda Zygmunt Kałużyński również nie klękał na kolana przed większością dorobku filmowego Kieślowskiego…”
Przed większością dorobku filmowego Kieślowskiego nie klękało i nie klęka znacznie więcej osób niż tylko Stanisław Barańczak i Zygmunt Kałużyński.
Na przykład – toutes proportions gardées – Wasz skromny sługa z dorobku Kieślowskiego ceni kilka filmów krótkometrażowych, „Amatora” i „Przypadek”.
@Joanna Brych 20 LISTOPADA 2020 16:54
„Myślę, że opinia Stanisława Barańczaka o muzyce Piotra Czajkowskiego nie opierała się na obiektywnych kryteriach…”
Pełna zgoda.
Nie żebym jakoś wybitnie bronił sztuki masowej, sztuki dla mas, ale czasami ten rodzaj sztuki może być po prostu pierwszym, najniższym stopniem świadomego, autentycznego kontaktu ze sztuką, bo to co serwuje szkoła jest traktowane często przez młodzież jako uciążliwa konieczność którą można nawet się udławić.
I jeżeli przyjmiemy, że jest „sztuka masująco-masowa” i „sztuka masowa podążająca” … w kierunku kolejnego stopnia estetycznego wtajemniczenia to wówczas popart może również przyczynić się do kształtowania ekstremalnie wysublimowanych gustów Polaka III tysiąclecia.
A co!
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 20 LISTOPADA 2020 19:38
„…czasami ten rodzaj sztuki [sztuka masowa – grzerysz] może być po prostu pierwszym, najniższym stopniem świadomego, autentycznego kontaktu ze sztuką…”
Pod warunkiem, że ta sztuka masowa jest na wysokim poziomie. Jeśli ktoś za młodu za bardzo nasiąknie trzeciorzędnymi serialami i brukowcami to i na tym poziomie skończy. Pamiętajmy też o wybitnej roli edukacyjnej bardziej popularnych, ale stojących na wysokim poziomie, pism – np. w czasach PRL „Płomyka” czy „Przekroju” (szczególnie gdy kierował nim Marian Eile w latach 1948–1969), sprzedawanego nawet w ilościach rzędu 700000 egzemplarzy).
Przypomnę co profesor Marta Wyka pisała na ten temat kilka lat temu:
„Nauki nowoczesności, jakie pobierał czytelnik „Przekroju”, dawały mu doświadczenie szczególne: wyrabiały w nim mianowicie przeświadczenie, że sztuka wysoka i trudna jako przekaz (czy to słowny, czy rysunkowy, czy malarski) da się oswoić, co nie znaczyło jednak uprościć, że można do niej dojść w akcie swoistego współuczestnictwa, a nie tylko „przyjmowania do wiadomości” bądź nierozumnego protestu. Co dostarczało konsumenckiej dumy, tłumiło kompleksy i oczywiście kształciło. Polityka edukacyjna „Przekroju” była, śmiem twierdzić, znakomita. Nie dawała się bowiem odczuć jako uciążliwość, lecz jako przyjemność, co jest przecież sukcesem każdej edukacji”.
@Joanna Brych 20 LISTOPADA 2020 16:54
„Pojęcie kultury masowej i popularnej od jakiegoś czasu ewoluuje”.
Niestety, u nas zbyt często niezbyt wysokich lotów rozrywkę zalicza się do kultury (absolutnie nie nawiązuję tu do Funduszu Wspierania Kultury, to zupełnie inna sprawa).
Zacytuję ponownie krótki fragment z przemówienia Krzysztofa Warlikowskiego:
„Wszyscy zaczęli schlebiać przeciętnym gustom i niskim potrzebom. Kicz i głupota były tłoczone do oczu i głów odbiorców. Mieli konsumować, kupować podejrzane produkty sztukopodobne…. Niepostrzeżenie zaczęto podmieniać kulturę na popkulturę i rozrywkę”.
@grzerysz
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
„Teatr masowy-Teatr dla mas” („teatr wielkiej liczby”, „teatr dostępny dla wszystkich”), przywołując tytuł ciekawej publikacji Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego, możemy rozpatrywać w wielu kontekstach i znaczeniach. Z jednej strony może być opatrzony piętnem gorszości, populistycznie nieskomplikowaną przystępnością formalno-treściową, banalnie prostą wyrazistością moralną i ideową. Może być tak, jak pisał wywołany przez Pana Wawrzyńca Witkiewicz: „szalona demokratyzacja sztuki, mająca swe źródło w łatwości nauczania, w rozpowszechnianiu się i przenikaniu wzajemnych kultur, przyspieszeniu życia, łatwości technicznej, łatwości wreszcie samego zostania artystą, w skutek przesunięcia się problemu indywidualności (…) – doprowadza do tego, że wyłączywszy prostych błaznów i imitatorów niegodnych miana artystów – twórców i tych, których ideałem jest kolorowa fotografia, tzn. wszystkie miernoty, wielu ludzi, którzy w dawnych czasach nie myśleliby zupełnie o sztuce, zostaje dziś np. malarzami“. A z drugiej strony może się pojawić „Śpiąca królewna” w choreografii Rudolfa Nuriejewa, którą w telewizji obejrzało 30 mln widzów, mogły powstać, zdobywające masową popularność, dzieła sztuki wysokiej Maurice’a Béjarta (również takie, które łączą muzykę Queen z muzyką Mozarta); Siergiej Połunin, najmłodszy w historii pierwszy solista The Royal Ballet, może zainicjować występ w klipie Hoziera „Take Me to Church” i zdobyć miliony internautów.
https://www.youtube.com/watch?v=c-tW0CkvdDI
https://www.youtube.com/watch?v=cQ2CLf9nwyQ
Mówiąc o sztuce masowej i o sztuce na wysokim poziomie przez duże S 😉 nie można nie wspomnieć o tzw. opiniotwórczych (lub pragnących uchodzić za opiniotwórcze) mediach. Niestety, nasze zaliczają się co najwyżej do sztuki masowej i to bynajmniej nie tej najwyższych lotów. O sztuce na wysokim poziomie przez duże S zdecydowanie nie ma mowy…
Po drugie – ich sprzedaż, a więc i czytelnictwo, jak na czterdziestomilionowy kraj jest po prostu mikroskopijna. Trudno więc w ogóle nazywać je opiniotwórczymi.
@grzerysz
Ale przecież nie ma „innego tygodnika opinii w Polsce, o którym można by powiedzieć to samo”. A masowa oglądalność spektakli emitowanych przez Royal Opera House i lepsze wyniki w mediach społecznościowych, no cóż… „ROH ma niezłe wyniki, ale jest profilem branżowym, trudno tu czynić porównania” 🙂 To jest jeden z powodów, dla których można polecać książki, gry, komiksy, seriale, sztuki teatralne, muzykę popularną i od czasu do czasu poważną, a spektakle baletowe z polskich mediów eliminować. Tak działa ten system 🙂
Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński – na przykładzie twórczości Krzysztofa Kieślowskiego – poruszył sprawę filmów. Rok 2020 jeszcze trwa, tak więc przedstawię listę najwyżej cenionych przeze mnie filmów obejrzanych w roku 2019. Niewątpliwie sztuka filmowa na wysokim poziomie przez duże S. Wśród nich dwa filmy „masowe”: wybitny „Joker” i świetny „Parasite”. Kolejność alfabetyczna:
„Ból i blask”, Pedro Almodóvar, Hiszpania,
„Dzika grusza”, Nuri Bilge Ceylan, Turcja,
„Joker”, Todd Phillips, USA,
„Parasite”, Joon-ho Bong, Korea Południowa,
„Płomienie”, Chang-dong Lee, Korea Południowa,
„The Souvenir”, Joanna Hogg, Wielka Brytania,
„Wysoka dziewczyna”, Kantemir Bałagow, Rosja,
„Złodziejaszki”, Hirokazu Koreeda, Japonia.
@grzerysz
Niestety nie dowiedziałam się, z jakich powodów wśród „10 najlepszych…” (Autorskich podsumowań roku) pomijane są spektakle taneczne. Ale milczenie, brak odpowiedzi na niewygodne pytania, są również cechą tego systemu 🙂 Miłego dnia!
@Joanna Brych 22 LISTOPADA 2020 10:53
„… wśród „10 najlepszych…” (Autorskich podsumowań roku) pomijane są spektakle taneczne”
Tak, to przykre.
Ale jak ma być „10 najlepszych” to do swojej ósemki filmów (obejrzanych w roku 2019) dodaję natychmiast „Atlantyk” (Mati Diop, Senegal) i „Szczęśliwy Lazzaro” (Alice Rohrwacher, Włochy) – kolejność alfabetyczna.
Pozdrawiam 😉
@Joanna Brych 22 LISTOPADA 2020 10:53
A tak na marginesie – wśród „10 najlepszych…” (autorskich podsumowań roku) w „Polityce” śmieszy mnie podział na „na świecie” i „w Polsce”…
Miłego dnia 😉