Męskie łabędzie. Czy balet jest sztuką skostniałą?
„Głupota ma różne oblicza” – pisałam w kontekście „Baletowej afery w Ameryce”, wywołanej niemądrym zachowaniem Lary Spencer, prowadzącej Good Morning America, i zgromadzonej w studiu publiczności, rozbawionych wiadomością, że książę George, syn księcia Williama i księżnej Kate, będzie uczęszczał na lekcje baletu. Na naszym rodzimym, mentalnie jaskiniowo-skansenowym gruncie, również zdarzają się medialne wpadki, będące najczęściej dziełem dziennikarzy, a nawet aktywistów gejowskich, którzy o balecie mają blade pojęcie i walcząc ze stereotypami dotyczącymi płci, sami je niechcący utrwalają. „W balecie klasycznym albo się jest pięknym, wiotkim łabędziem, albo postawnym i skocznym księciem (choć w rajtuzach).Tertium raczej non datur. Estetyka baletu – opornie poddająca się jakimkolwiek zmianom – nierozerwalnie połączona jest z zakrzepłymi w kulturze wizerunkami płci” – ogłosił na przykład Bartosz Żurawiecki na łamach „Kina” recenzując „Girl” Lukasa Dhonta. Nic bardziej mylnego, o czym mogą się Państwo przekonać oglądając załączony taneczny obrazek, wycinek relacji z przyznania Olivier Awards 2019.
Czytaj też: Transseksualna balerina
Jest to fragment „Jeziora łabędziego” Piotra Czajkowskiego w reżyserii i choreografii Sir Matthew Bourne’a – spektaklu, który powstał już dość dawno temu, premiera odbyła się w 1995 roku w Londynie (do naszych mediów takie informacje najwyraźniej się nie przebijają), który nadal jest popularny, a w minioną sobotę przedstawienie zarejestrowane w 2019 roku w teatrze Sadler’s Wells otworzyło cykl zatytułowany „Nowoczesny balet w kinie”, serię czterech nowatorskich choreografii Bourne’a prezentowanych na dużym ekranie – w Warszawie w kinie Luna, czy są w kinowym repertuarze innych miast, niestety nie wiem.
„Pokochałem muzykę i sposób, w jaki została napisana dla opowiedzenia historii. Zacząłem sobie wyobrażać historię księcia, który nie mógł być tym, kim chciał być. I spodobała mi się idea męskich łabędzi – wolnych, pięknych, dzikich – obdarzonych cechami niedostępnymi dla męskiego członka rodziny królewskiej” – tak opowiadał Bourne o swoim „Jeziorze…”, w którym nie odnajdą Państwo ani pięknej białej łabędzicy Odetty i towarzyszących jej „wiotkich” balerin, księżniczek zaklętych w ptaki, ani czarnej Odylii, ani „postawnego i skocznego księcia, choć w rajtuzach”. Bourne – w młodości łowca autografów (wspominam o tym, gdyż ten epizod z życia artysty znalazł odzwierciedlenie w choreografii „Jeziora…”), wielbiciel „Córki źle strzeżonej” Fredericka Ashtona i choreografii Freda Astaire’a, od końca lat 80. podejmujący w swojej twórczości grę z płciowymi stereotypami na bazie dziewiętnastowiecznej klasyki („Spitfire – An advertisement divertissement”, „Highland Fling. A romantic wee ballet”), zauroczony klasycznym „Jeziorem łabędzim” wystawianym w Royal Opera House, stworzył własną, oryginalną wersję, która przeczy tezom o „estetyce baletu – opornie poddającej się jakimkolwiek zmianom i nierozerwalnie połączonej z zakrzepłymi w kulturze wizerunkami płci”.
Czytaj też: All the Swans At This Lake Are Male
Akcja zaczyna się w sypialni młodego Księcia, któremu śni się męski biały łabędź. Z dziewiętnastowiecznego dworu niemieckiego została przeniesiona do pałacu brytyjskiej królowej; kostiumy sugerują lata 50. Głównymi bohaterami, oprócz Księcia, który w interpretacji Bourne’a nie jest odważnym Zygfrydem, dzielnie walczącym ze złym czarownikiem Rotbartem, tylko delikatnym młodzieńcem, „kimś, kto potrzebuje miłości i wsparcia”, a nie może go otrzymać od zimnej, czułej tylko na etykietę Królowej Matki, są: Pierwszy Sekretarz, niepasująca do dworu Dziewczyna księcia oraz (i na tym polega przewartościowanie tej choreografii) Swan/ The Stranger, Łabędź i Obcy w jednej postaci, silny biały ptak, w którego ramionach szuka schronienia Książę, i uwodzicielski przystojniak, który potrafi emocjonalnie rozbudzić seksualnie oziębłą królową. Żeński corps de ballet został zastąpiony przez grupę dobrze zbudowanych tancerzy ubranych w spodnie do kolan, acz wykończone ptasimi piórami. W choreografii „białych scen” odnajdujemy inspirację kultową kompozycją Lwa Iwanowa, charakterystycznymi dla niej ruchami głową czy rękami, ale jednak zupełnie inaczej „opakowanymi” – w jazzowym, a nie klasycznie baletowym stylu. W scenach w oryginalnej wersji wypełnionych tańcami charakterystycznymi, Bourne wykorzystał elementy tańca towarzyskiego, zaproponował również nowy rodzaj pantomimy, mniej skonwencjonalizowanej, bardziej ludzkiej, polegającej na naturalnym porozumiewaniu się wzrokiem, gestem, ruchem. Gdybym miała jakieś elementy do tego spektaklu dodać, być może byłaby to propozycja dwóch-trzech najbardziej wirtuozerskich cytatów choreograficznych z „Jeziora….” Petipy-Iwanowa – dla urozmaicenia momentami ciut przydługich w moim odczuciu scen zespołowych. Ale, co trzeba koniecznie podkreślić, Bourne świetnie poradził sobie z muzyką Czajkowskiego. Jego choreografia jest z nią idealnie zsynchronizowana, nie odczuwa się dysonansu, jaki nieraz pojawia się, kiedy muzyka przenoszona jest w nowe czasy i okoliczności, ostatnie sceny mogą zresztą moim zdaniem sugerować (Bourne dopuszcza różne interpretacje swoich choreografii), wewnętrzną walkę, jaką toczył ze sobą Czajkowski w czasach, kiedy homoseksualizm trzeba było ukrywać.
Czy zatem balet jest sztuką skostniałą i jego estetyka nie zmienia się? Każdy kto liznął choćby odrobinę jego historii, wie, że tak nie jest. Rozwijał się i zmieniał odkąd powstał – po baletach dworskich przyszła reforma Noverre’a, potem nastały złote czasy baletu romantycznego; po słynnych dziewiętnastowiecznych baletach Petipy, sztukę choreografii rewolucjonizowały Balety Rosyjskie Siergieja Diagilewa i na nich rozwój baletu również się nie zakończył…
Czytaj też:
Komentarze
Chyba będę nieco złośliwy, a przynajmniej nie tak nowatorski jak autorka tekstu na temat łabędzi, ale mam rozumieć, że – są chyba podstawy do tego snucia tego typu horoskopów – nie wykluczona jest nowa wersja tragedii Szekspira w w fascynujących układach choreograficznych zatytułowana „Romeo i Julian”?
Czy dobrze odczytuje trendy współczesnego baletu?
@ Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
Panie Wawrzyńcu, to nie ja jestem nowatorką, tylko balet jest sztuką nowoczesną. Kto wie, może Pana komentarz stanie się inspiracją dla współczesnych choreografów 🙂 A tymczasem proponuję „Romea i JULIĘ” w przyszłym tygodniu w kinie Luna. Kwarantannę już chyba Pan zakończy…?
Miłego dnia!
@Joanna Brych
Normalnie zdenerwowałem się. Chodzi oczywiście o kwarantannę. Jej koniec to północ 13 października. To prawie tyle co trwała ostatnia kampania prezydencka, a strasznie się podczas niej wynudziłem.
Z tego co wiem któryś z filmów ( chyba The Car Man) jest awizowany w Filharmonii w Kielcach , ale czy go puszczą w obecnej sytuacji ( pandemia) – raczej wątpię.
A jeżeli o tę nowatorską wersję Jeziora chodzi.
Wyznaję pogląd, że takie dzieła sztuki jak opera, balet stanowią integralną całość i tego typu modernizacje przede wszystkim nie oddają ducha który obecny był podczas jego powstawania.
Można oczywiście tłumaczyć w przypadku Jeziora te modernizacje faktem, że sam Czajkowski za babami się raczej nie uganiał i gdyby żył dzisiaj to zapewne zaakceptowałby te modyfikacje libretta, ale Jezioro Łabędzie jest dzieckiem swoich czasów i taka ingerencja w jego kształt budzi moje zdziwienie i chyba niechęć.
Usłyszę zaraz, że to zamach na artystyczną wolność.
A ciekawy jestem jaka byłaby reakcja wiadomych środowisk gdyby dzisiaj ktoś przyautorzył widowisku baletowemu opartemu luźno na biografii Oscara Wilda w której libretto „bazuje” na namiętnym umiłowaniu Oscara do tajskiego boksu, czy innych tego typu męskich samorealizacji.
Obawiam się, że mogło by być rożnie.
Autorka bloga — bardzo ciekawego, dziękuję — nie pisze, że choreografia Bourne’a Jeziora… jest w zamierzeniu dość kampowa, oparta na stereotypach operetkowych, czy też teatrze z lat 1920 (Opera za trzy grosze). Często powtarzane fragmenty nie oddają sprawiedliwości całości, a cały balet można (albo można było) oglądnąć na YouTube. Gejowskość spektaklu jest jakby wzięta w cudzysłów, najpiękniejsze kreacje nosi właśnie oziębła Królowa (Nina Goldman wygląda w nich po prostu rewelacyjnie. Rusza się też rewelacyjnie). Tu nic nie jest serio, może z wyjątkiem zakończenia. I jest to bardzo ciekawe. Bądźmy szczerzy, mimo obrony klasycznych baletów przez Autorkę, wiele z nich jest kiczowatych i nudnych. Ciekawa próba ożywienia ich zasługuje na szacunek. A taka jest choreografia Bourne’a. Niestety, nie widzę, aby we Wrocławiu pokazywano jego balety. Wielka szkoda. Próbki, jakie oglądałem, są bardzo ciekawe.
@ tadpiotr
Dziękuję za komentarz. Ale przecież, odnośnie zdań: „Autorka bloga — bardzo ciekawego, dziękuję — nie pisze, że choreografia Bourne’a Jeziora… jest w zamierzeniu dość kampowa”, „Bądźmy szczerzy, mimo obrony klasycznych baletów przez Autorkę, wiele z nich jest kiczowatych i nudnych” , kamp jest w pewnym sensie kiczem, nienaturalnością, przesadą, choć powstałymi z pasji i wyniesionymi na wyżyny dzieł sztuki, które mogą być oczywiście lepsze lub gorsze, które mogą nas zachwycać bądź nudzić. Pisała o tym, już w latach 60., Susan Sontag, zaliczając zresztą balet, w tym „Jezioro łabędzie” do sztuki kampowej (w choreografii Bourne’a jest też wiele najzwyczajniej rzecz ujmując angielskiego humoru). Nie bronię baletów klasycznych, choć tak się składa, że jeśli są dobrze wystawione, nigdy mnie nie nudzą, nie bronię ich jednak chociażby z tego powodu, że ich oglądalność od lat nie spada i widownię mają raczej zapewnioną, o czym niejednokrotnie wspominają chociażby dyrektorzy zespołów baletowych (stosunek mediów do baletu jest oddzielną sprawą). Idąc tym tropem, obrony potrzebuje niestety nadal, zwłaszcza w Polsce, taniec współczesny. A tak nawiasem mówiąc, wybierając się na wystawę Botticellego nie oczekuję, że zobaczę obrazy Picassa. Pozdrawiam. Szkoda, że we Wrocławiu baletów Bourne’a nie ma w repertuarze kin.
@ Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
Z tymi „modernizacjami” różnie bywa. Nieraz rzeczywiście powstają koszmarki, ale na przykład „Oniegin” w choreografii Borisa Ejfmana jest moim zdaniem najlepszą interpretacją poematu Puszkina i w pełni oddaje jego ducha.
https://taniec.blog.polityka.pl/2018/11/26/encyklopedia-wspolczesnego-tanca/
Poza tym mam podobne do Pana odczucie, że Czajkowskiemu zamach na jego „Jezioro…” dokonany przez Bourne’a przypadłby do gustu i w grobie nie przewraca się….
Ale post mi się zawieruszył. O wpływie baletu na w czasach kwarantanny na postrzeganie jednostki przez kolegów z podwórka,jak również ulicy i innych mieszkań wielofunkcyjnych.
Chyba napiszę o czym innym.
Ale muszę się dobrze sprężyć.
Myślę, że nie będę miał z tym problemów, kiedyś robiłem na blogach za Aarona Sprężynera.
Ale oczywiście do czasu. Zdaniem czynników moderujących moje komentarze za mało się odkształcały w pożądanym przez nich kierunku.
@Joanna Brych.
Coś mi się wydaje, że z Pani zaproszeń będą nici. Przyczyna wiadoma. Trochę szkoda.
Ja również miałbym zaproszenie – może dla niektórych niezbyt wysokie to rejestry estetycznej aktywności – na sympatyczne, kulturowe (inspirowane duchową okolicznością) co nieco.
Zaprosiłbym wszystkich na odpust. Już słyszę: „O Matko Boska, ja na odpuście i to do tego katolickim”.
Ale ja upierałbym się przy swoim. Jest to odpust św. Wincentego. Świętego Wincentego Kadłubka w Sandomierzu. Oczywiście część liturgiczna nieobowiązkowa, ale po świętym obrządku prawdziwy odpust, czyli stragany z kogucikami, rękodziełem, pysznościami, watą cukrowa.
Cały sandomierski rynek zastawiony straganami. Wpadłem w ubiegłym roku, zupełnie przypadkowo, a tu nie wiedząc o co chodzi – ludzi jak na placu Czerwonym w święto październikowego prazdnika – pytam się: Panie, toż to odpust św. Wincentego, nie wie Pan?
Uspokoiłem się, bo zwolennikiem tamtych uroczystości raczej nie byłem. Szczególnie sympatyczne wrażenie sprawiły tzw. żywe witryny, gdzie w oknach, drzwiach starych kamienic prezentowała się przebrana w stroje epoki Wincentego sandomierska młodzież.
Oczywiście kupiłem też sporo mniej lub bardziej niezbędnych gadżetów. Między innymi ładny gliniany dzbanek, który zdaniem sprzedającego miał być prawie szczelny, ale po powrocie okazał się być bardziej prawie, aniżeli szczelny.
Ale ogólnie było sympatycznie.
Wybrałbym się zapewne i jutro, ale z powodu kwarantanny z wojaży nici, a zresztą, prawdopodobnie odpust ograniczy się do skromnych uroczystości w tamtejszej katedrze. Szkoda.
Ale w następnym roku już sobie nie odpuszczę. Gdybym ponownie był na kwarantannie, to na miejsce stałej dyslokacji w tym okresie obiorę sobie Sandomierz. A co!
Kocham balet, a dobry balet mam szansę ostatnio obejrzeć jedynie na obu kanałach Mezzo. Wspaniałe, nowoczesne spektakle do różnorodnej muzyki, w kostiumach, bez kostiumów, a nawet bez dekoracji, na pustej scenie. Nie ma mowy o zadnym skostnieniu. Fascynujace sa zwłaszcza spektakle iberyjskie i latynoskie – połaczenie tańca i spiewu. Nadal fascynuje zespół nieżyjacego juz Maurice,a Bejarta z Lozanny. Wszystkim polecam spektakl „Ba/rock” – świetne układy baletowe do muzyki włoskiego i niemieckiego baroku. Jakos nie moge sie doczekać wysokiego poziomu baletu w Teatrze Wielkim w Warszawie. :)))
@ Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
Bardzo lubię jarmarki (również te baletowe: https://taniec.blog.polityka.pl/2019/05/27/pietruszka-edwarda-cluga/), więc z propozycji chętnie skorzystam.
@ Kalina
Ciekawie brzmią Pani propozycje. Mezzo oglądam dość często, spektaklu „Ba/rock” jeszcze jednak nie widziałam. W przyszłym tygodniu zamierzam też przyjrzeć się Czeskiemu Baletowi Narodowemu. Trochę nie zgadzam się z krytyką naszego baletu. Poziomu Bolszoj albo Opery Paryskiej jeszcze PBN nie osiągnął, ale zespół jest w dobrej formie i wypracowuje swój styl. Wiem, że pojawiają się odmienne od mojej opinie, ale takie jest moje zdania po obejrzeniu „Korsarza”.
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/teatr/1972690,1,recenzja-spektaklu-korsarz-chor-manuel-legris.read
@Joanna Brych, 10 pazdziernika, 14:37
Wlasnie ogladam „Dziadka do orzechow” w wykonaniu zespolu opery praskiej. Po czesku cieple I sympatyczne, a dzieciaki – rewelacyjne.
Pani Redaktor, Ba/rock jest na Mezzo-live 18 pazdziernika, w niedziele, o godz. 17.00. Choreograf Philippe Cohen
Pani Kalino, dziękuję!