Trzy dni z „Giselle” Akrama Khana
Minęły mi błyskawicznie i myślę, że będę jeszcze do niej wracała.
„Jest niespodzianka, która odnawia każde spojrzenie, i im bardziej bada się dzieło, w im większą bliskość z nim się wchodzi, tym bardziej staje się nieuchwytna, a wyczuwalna” – mówił o nowatorskich dziełach Paul Valéry. „Giselle” Akrama Khana jest właśnie taką „dobrą niespodzianką”, kolejnym baletem przeczącym tezie o „estetyce baletu opornie poddającej się jakimkolwiek zmianom”. Jej światowy sukces rozpoczął się w 2016 roku w Palace Theatre w Manchesterze, dzięki English National Ballet znajduje się teraz w onlinowej, oferującej trzydniowy dostęp do wybranych spektakli, wypożyczalni „Ballet on demand”.
„It was so important to me to respect the original. With a work as sacred as Giselle, it would be easy to say Fuck off and make something that’s the exact opposite. But I realised you have to listen to it and open yourself up to it.” (To było dla mnie bardzo ważne, aby uszanować oryginał. Z dziełem tak świętym jak Giselle, łatwo byłoby powiedzieć Fuck off i zrobić coś, co byłoby jej zaprzeczeniem. Ale zdałem sobie sprawę, że trzeba się w to dzieło wsłuchać i na nie otworzyć” – opowiadał choreograf, przyznając, że „Giselle” w dziewiętnastowiecznej wersji, przed przyjęciem propozycji na nową realizację tego kultowego tytułu, widział tylko raz.
Czytaj też The Guardian: Akram Khan’s refugee Giselle: „A real woman in a catastrophic situation”
Szanując oryginał zmienił fabułę, jego bohaterowie są pracownikami odzieżowego koncernu (pamiętajmy, że Giselle zajmowała się tkactwem); choć zapowiedzi prasowe sugerowały przyziemne osadzenie tematu w aktualnym w czasie prób temacie imigranckim, Khan stworzył sugestywny, mistyczny, spektakl o miłości, którą pokonały nierówności społeczne i słaby charakter Albrechta. W choreografii i warstwie wizualnej wyczuwalne są wielokulturowe inspiracje, język choreograficzny Khana jest bogaty i różnorodny. Czerpie z wielu stylów i technik: tańca współczesnego, ludowego, dworskiego, klasycznego (drugi akt został zbudowany z użyciem pointes), Kathak; pojawiają się też cytaty z oryginału, niektóre sceny mogą kojarzyć się z ożywionymi scenami tanecznymi przedstawianymi na malowidłach naskalnych. Mistyczną atmosferę, daleką od estetyki baletu romantycznego z czasów Théophile’a Gautier, Julesa Perrota i Jeana Coralli’ego, podtrzymuje współczesna muzyka włoskiego kompozytora Vincenza Lamagna, w której nie zabrakło motywów z „Giselle” Adolphe’a Adama. Także kostiumy zaprojektowane przez Tima Yip’a i charakteryzacja postaci. Willidy nie są w tej inscenizacji eterycznymi zjawami tańczącymi na czubkach palców w romantycznych paczkach z przypiętymi na tyle gorsetów skrzydełkami i z włosami upiętymi w koczek. Wyglądają naprawdę groźnie, gdyby nie to, że drugi akt nie jest już „cmentarnym dancingiem”, tylko dzieje się w opuszczonej fabryce, wyobraźnia mogłaby podpowiedzieć, że urzędują i odprawiają swoje obrzędy na jakimś mrocznym wrzosowisku; włosy mają rozpuszczone jak czarownice, zamiast niewinne wyglądających gałązek mirtu trzymają w rękach kije bambusowe. Albrecht nie spaceruje po scenie w długim romantycznym płaszczu i w księżycowej poświacie.
Z tradycyjnych wersji znamy kilka ujęć jego postaci oraz Batyldy, bardziej lub mniej sympatycznych, różnie bywały też rozwiązywane sceny śmierci Giselle (przez samobójstwo albo atak serca) oraz zakończenia spektaklu. Albrecht w wersji Akrama Khana nie bawi się Giselle, jest w niej szczerze zakochany, pod koniec pierwszego aktu ujawnia się jednak jego niezdecydowanie. Słusznie więc Mirta ma ochotę go zadźgać. Czy jej się to udało i jaką postawę przyjęła Giselle? Czy powstał nowy „prawdziwy poemat, choreograficzna elegia pełna czułości i uroku”? Tak, tuż po prapremierze w 1841 roku, pisał o pas de deux głównych bohaterów Théophile Gautier. Zachęcam do obejrzenia spektaklu. Link do nagrania znajdą Państwo w tym miejscu. Obsada z Tamarą Rojo w tytułowej roli jest genialna.
#Zostańwdomu i oglądaj taniec!
Czytaj też:
Męskie łabędzie. Czy balet jest sztuką skostniałą?
Komentarze
Tamara Rojo z Kanady o swoich lekturach:
https://theartsdesk.com/dance/my-summer-reading-ballerina-tamara-rojo
Dziękuję. A ja znalazłam coś takiego: https://www.nytimes.com/2016/11/20/arts/dance/tamara-rojo-the-woman-who-has-transformed-english-national-ballet.html
A ja w Colón byłem i podziwiałem balet „Giselle”. Wówczas gwiazdorem wieczoru był słynny Iñaki Urlezaga, pierwszy tancmistrz i choreograf teatru Colón, oraz London Royal Ballet i holenderskiego Dutch National Ballet. Występ wspaniały. Szkoda tylko, że Urlezaga nie pokusił się, aby pójść w ślady Niżyńskiego, który w Teatrze Maryjskim fruwał na scenie w samym tylko trykocie bez spodenek, w pamiętnej odsłonie baletu „Giselle”, w 1911 r. Nie sądzę, aby współcześni portenos byli aż tak pruderyjni i przegonili baletmistrza z Teatro Colón, tak jak w Petersburgu uczyniono z Niżyńskim, przeganiając go z Teatru Maryjskiego.
@Wiesław A Zdaniewski
Zwłaszcza że bez spodenek fruwał już Lucien Petipa: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Giselle_-Petipa%27s_costume.jpg.
A w Teatrze Maryjskim najprawdopodobniej uknuli intrygę zawistnicy, którym przeszkadzał Diagilew i talent Niżyńskiego. Pozdrawiam!