Różne oblicza miłości. Balet globalny
Zawrotnie szybka seria pomyłek ze szczęśliwym zakończeniem. Wspaniała interpretacja „Snu nocy letniej” Felixa Mendelssohna i sztuki Szekspira. Balet docierający wszędzie.
Pomieszanie z poplątaniem. Hermia i Lizander pragnący zdrzemnąć się w zagadkowym gaju, jak lwica walcząca o uczucia Demetriusza Helena. Ludowa trupa aktorska, Spodek, tkacz-aktor z oślą głową, którego uwodzi królowa elfów Tytania tocząca spór z Oberonem o hinduskiego pazia. I główny winowajca tej gmatwaniny przypadków, złośliwie uroczy chochlik Puk, który czaruje oczy „wiernego kochanka”. Różne oblicza miłości, przypadkowość miłosnych wyborów, zawrotnie szybka seria pomyłek, ukryte pragnienia, „trzej męże, trzy żony”, sen nocy letniej do opowiedzenia „w drodze”.
Jednoaktowy „Sen” Fredericka Ashtona, baletowe must-see, wciąż obecne na teatralnych afiszach od 1964 roku. Teraz udostępniony przez Royal Opera House w ramach cyklu #OurHouseToYourHouse w świetnej obsadzie, której występ zarejestrowany został w 2017 roku.
Balet, do którego zawsze z przyjemnością wracam dla fantastycznych duetów, rewelacyjnych scen zespołowych, mistrzowskiej choreografii, doskonale zbudowanych postaci, wróżek niemal wyjętych z baletów Julesa Perrota i Filippo Taglioniego, romantycznej magii, Ashtonowskiego humoru.
Link do nagrania znajdą Państwo: w tym miejscu. Warto też obejrzeć dwa udostępnione przez ROH kilkuminutowe filmy edukacyjno-promocyjne. Pierwszy przedstawia fragment próby, podczas której Marcelino Sambé i Luca Acri przyswajają sobie tekst choreograficzny, obaj mają wystąpić w roli Puka; drugi opowiada o tańczących na pointach tancerzach, o wysiłku, z którym na co dzień muszą zmagać się baleriny. O ich „żołnierskiej postawie” wspominałam już cytując Victora Polstera, tancerza-aktora znanego z „Girl” w reżyserii Lukasa Dhonta, odczucia Benneta Gartside’a tańczącego od kilkunastu lat na pointach rolę Spodka są w zasadzie identyczne.
Hasło #Zostańwdomu i oglądaj taniec jest wciąż aktualne. Pomimo zwiększającej się liczby osób zaszczepionych (w sobotę zupełnie nieoczekiwanie również i ja znalazłam się w tej grupie) nasze teatry zostały ponownie zamknięte. Na szczęście onlinowy repertuar Baletu Królewskiego, którego zasoby wydają się nieograniczone, jak żaden inny, od początku pandemii globalnie łączy widzów odciętych od scen teatralnych, a co więcej dociera do miejsc, które scen tanecznych w ogóle są pozbawione. Jedynym ograniczeniem może być brak internetu.
Czytaj też:
Tytania i Osioł na plaży w Łebie
Komentarze
„Pomimo zwiększającej się liczby osób zaszczepionych … nasze teatry zostały ponownie zamknięte”.
O zaostrzeniu restrykcji – w tym m.in. zamknięciu teatrów – decyduje gwałtowny wzrost zachorowań na COVID-19. Przecież dochodziliśmy już prawie do 40000 zachorowań dziennie i to „pomimo zwiększającej się liczby osób zaszczepionych”…
Liczba zaszczepionych (oraz tych, którzy przeszli już COVID-19) musi osiągnąć bardzo znaczący procent społeczeństwa (patrz np. Izrael czy nawet Wielka Brytania). Tak więc decydują liczby bezwzględne (w stosunku do liczby ludności) a nie liczby zwiększające się… 😉
„Hasło #Zostańwdomu i oglądaj taniec jest wciąż aktualne”
Podobnie zresztą jak i hasło #Zostańwdomu i oglądaj dobry film oraz ambitny teatr…
Hasło #Zostańwdomu i czytaj interesujące książki też nic nie straciło na aktualności… 😉
„Na szczęście onlinowy repertuar Baletu Królewskiego, którego zasoby wydają się nieograniczone, jak żaden inny, od początku pandemii globalnie łączy widzów odciętych od scen teatralnych, a co więcej dociera do miejsc, które scen tanecznych w ogóle są pozbawione. Jedynym ograniczeniem może być brak internetu”
Niestety, brak internetu nie jest jedynym ograniczeniem.
Bardzo poważnym ograniczeniem – nawet przy dostępie do internetu – jest przede wszystkim brak większego zainteresowania tego typu twórczością. Podobnie jest zresztą z dobrym kinem czy teatrem dramatycznym. Na pierwszym miejscu ogólnoświatowej listy TOP 10 na platformie Netflix w 2020 roku znalazł się film „365 dni”, który otrzymał aż sześć nominacji do Złotych Malin, „antynagrody dla najgorszych poczynań w kinie”. Przypomnę, że nasz film „walczy” w następujących kategoriach: „Najgorszy film”, „Najgorszy aktor”, „Najgorsza aktorka”, „Najgorszy reżyser”, „Najgorszy scenariusz” i „Najgorszy prequel, remake, plagiat lub sequel”. A zwrócę uwagę, że nawet na platformie Netflix można zobaczyć pewną ilość bardzo dobrych filmów.
Wpis w zasadzie amerytoryczny, chociaż akcenta będą zachowane, a i nadzieja na normalność z jego treści prześwitywać winna.
Komentarz to w zasadzie cytat – ciekawostka z baletową puentą jednakże.
Jestem w trakcie lektury kilku książek. Mniej lub bardziej śmiesznych. Kto w zasadzie coś takiego dzisiaj czyta?
Tytuły w zasadzie mówią wszystko:
Jaspers – „O źródle i celu historii”
Chwin i Lars i dosyć dobrze rokujący tytuł „Wspólna kąpiel”.
Na wypadek gdyby z treścią wpisów zapoznawał się redakcyjny kapelan oddelegowany na baletowy odcinek informuje, że autorzy Stefan Chwin I Krystyna Lars to małżonkowie z wieloletnim stażem.
Trzecia – chyba najbardziej odlotowa to „Ślady” Ernsta Blocha który jest filozofem nadziej, ale moja lektura jest śladowa, ale jest nadzieja, że będzie bardziej wymierna (ślad lektury pozostawiłem na kartce z „Posypywaczem truskawek”.
I w końcu!
Książka którą mógłbym sobie w zasadzie darować, ale jakoś tak wyszło, czyli Jerzy Zawieyski i jego Dzienniki.
Kim Zawieyski był?
Osobą o skomplikowanej biografii i jak dla mnie jego życie to gotowiec na co najmniej ciekawy scenariusz filmowy… jak również jakiegoś baletowego libretta.
A teraz cytat owego dziennika ( rewelacji nie ma, ale od czasu do czasu coś interesującego – i dającego nadzieję na normalność – można wyłowić.
Wizyta w Anglii. Londyn. Data w dzienniku Zawieyskiego to 28 kwietnia 1960 roku.
Ale nic nie stoi na przeszkodzie aby przenieść się w czasie o prawie 61 lat i wyobrazić sobie, że 6 kwietnia 2021 już nie Zawieyski, ale w czwartym rzędzie Wawrzyniec, w szóstym @grzerysz …a w loży dla prasy Pani Joanna Brych, bo…
…teraz oryginalny cytat z Dzienników:
„Po południu oficjalne przyjęcie w The Newman Association, wieczorem w operze Covent Garden na balecie. Dawano walc z muzyką Ravela oraz „Pietruszkę” Strawińskiego. Balet doskonały”.
Pozdrawiam.
@grzerysz
Royal Opera House akurat na brak publiczności nie narzeka i cały czas zwiększa swój zasięg. Internet na pewno w tym pomaga, ja sama w czasie pandemii obejrzałam (nie tylko z ROH) kilka tytułów, o których przed pandemią mogłam sobie jedynie pomarzyć. A gusta rzeczywiście są różne. I nie wszyscy są tak samo inteligentni 🙂 Ale niekiedy nawyki, nie dotyczące zresztą tylko takiej czy innej sztuki, wynikają z mylnych przekonań o tym, czego nie znamy, braku dostępności, ceny jaką za dany produkt trzeba zapłacić. ROH otworzył nowe możliwości i balet można teraz oglądać bez wychodzenia z domu, w dowolnym czasie i po przystępnej cenie, niższej chyba nawet od ceny zestawu hamburgera z frytkami i colą, o którym nawiasem mówiąc od kilku dni myślę i muszę tylko sprawdzić, czy jakiś McDonald jest w pobliżu otwarty 🙂
Panie Wawrzyńcu,
Mam nadzieję, że spotkamy się kiedyś w teatrze, a powodem będzie balet z Pana librettem.
Pozdrawiam!
@grzerysz
„O zaostrzeniu restrykcji – w tym m.in. zamknięciu teatrów – decyduje gwałtowny wzrost zachorowań na COVID-19. Przecież dochodziliśmy już prawie do 40000 zachorowań dziennie i to pomimo zwiększającej się liczby osób zaszczepionych…”
To pewna znana mi „oczywista oczywistość”, choć jest pewnym paradoksem, że pomimo wymyślenia szczepionek i wprowadzenia ich do obrotu, liczba zachorowań rośnie, a restrykcje się zaostrzają.
@Joanna Brych 7 KWIETNIA 2021 9:52
„balet można teraz oglądać bez wychodzenia z domu, w dowolnym czasie i po przystępnej cenie”
Podobnie zresztą jak i operę, koncerty muzyki klasycznej, dobre filmy i ambitne sztuki teatralne. Problem jednak w tym, że w ogromnej większości korzystają z tego jedynie już wcześniej „wtajemniczeni”.
@grzerysz
i na świecie liczba „wtajemniczonych” jest raczej satysfakcjonująca.
@Joanna Brych 7 KWIETNIA 2021 10:52
„jest pewnym paradoksem, że pomimo wymyślenia szczepionek i wprowadzenia ich do obrotu, liczba zachorowań rośnie, a restrykcje się zaostrzają”.
Nie jest to paradoksem. Wprowadzenie szczepionek do obrotu nie wystarcza – trzeba jeszcze zaszczepić nimi dużą – najlepiej co najmniej 70% – część ludności.
Na dzień 4 kwietnia w Polsce – podobnie zresztą jak i w wielu krajach UE – liczba podanych dawek na 100 mieszkańców wynosi 17.59. A np. w Izraelu – 116.79.
Tak więc przed nami jeszcze wiele miesięcy szczepień.
@Joanna Brych 7 KWIETNIA 2021 11:01
„na świecie liczba „wtajemniczonych” jest raczej satysfakcjonująca”
Na pewno jest z tym znacznie lepiej niż u nas.
Ale mam pewne obawy czy i „na świecie” tak świetne filmy amerykańskie z ubiegłego roku jak choćby „NIGDY, RZADKO, CZASAMI, ZAWSZE” czy „NOMADLAND” zgromadziły bądź zgromadzą jeszcze odpowiednio dużą liczbę widzów (choć Oskary dla tego ostatniego dzieła mogą oczywiście znacząco pomóc)…
W każdym razie trzeba Amerykanom szczerze pogratulować, że takie filmy mogły tam powstać.
@grzerysz
„Na pewno jest z tym znacznie lepiej niż u nas”
Jeśli chodzi o balet, to m.in. dlatego, że od wielu lat budowano repertuar i go bezmyślnie nie niszczono. Pewnie też w działach kultury nie są zatrudniani kierownicy/blogerzy, dla których balet jest reliktem przeszłości i których głównym zajęciem jest promocja samych siebie i swojej paczki 🙂
PS: ja się na przykład od Bartka Chacińskiego dowiedziałam, że „zagarniam terytorium Pani Doroty Szwarcman”, „szybciej i lepiej może ode mnie pisać o tańcu Agnieszka Krzemińska”. I kilka innych miłych rzeczy w większości pozbawionych sensu i podstaw merytorycznych 🙂
@Joanna Brych
Chyba najpoważniejszym powodem, że u nas jest tak mało „wtajemniczonych” jest bardzo niski poziom mediów, również – a może nawet przede wszystkim – tych tzw. opiniotwórczych. O elektronicznych nawet już nie wspominam. Tygodniki dedykowane niegdyś kulturze („Kultura”, „Literatura”, „Życie Literackie”, „Film”, „Magazyn Filmowy”, „Ekran”, „Wiadomości Kulturalne”) już dawno padły a w gazetach i czasopismach wychodzących do dziś lub nowo-powstałych działy kulturalne są systematycznie i bezlitośnie rugowane lub istotnie ograniczane.
Tak na marginesie – niedawno w podwójnym numerze (15 i 22 luty 2021) doskonałego amerykańskiego tygodnika „The New Yorker” ukazał się pięciostronicowy (zawierający tylko jedno niezbyt duże zdjęcie) artykuł poświęcony Andriejowi Tarkowskiemu, jednemu z tytanów – obok Bergmana, Antonioniego i Felliniego – światowej kinematografii. Czy taki artykuł mógłby się ukazać np. w tygodniku „Polityka”?
Pani robi doskonałą robotę. Niestety, o wielu innych nie mogę tego powiedzieć.
Pozdrawiam 😉
Dział kultury zajmował się ostatnio Woody Allenem, bo do jego oceniania media najwyraźniej mają prawo. Inaczej ma się sprawa z Britney Spears, do której kierownik radzi się mediom nie wtrącać i jest to dzisiaj bardzo ważny temat. Media amerykańskie podobno nic do sprawy nie wniosły 🙂 Nie słuchałam wprawdzie prowadzonej przez niego dyskusji o oskarżeniach pod adresem Woody’ego Allena, ale jakoś intuicja mi podpowiada, że nowych dowodów ze swoimi kolegami z działu również nie dostarczył i w sprawie żaden przełom nie nastąpił 🙂
Pisałem rano na ten temat, ale jakoś tak wyszło, że… nie wyszło.
Otóż, wczoraj – razem z Zawieyskim – zupełnie nieświadomie ja, nie wiem jak było z pisarzem, wywołaliśmy nazwisko Strawińskiego.
I okazuje się – mieliśmy nosa. Szczególnie Zawieyski. Dzięki Pani Dorocie Szwarcman uświadomiłem sobie, że wczorajszym wpisem niejako uczciłem 50 rocznicę śmierci rosyjskiego kompozytora i chociaż Pietruszka nie jest chyba Jego numerem (baletem) popisowym, to jednak akcent był.
Przy okazji, chyba dzisiaj spędzę wieczór sam na sam z Panem Igorem, czyli jego twórczością. I chyba najbardziej podziwianą przez znawców baletu.
A co?
Wspominałem kiedyś o mozolnie kompletowanej – wydanej przez Agorę na DVD – serii z największymi hitami Tańca i Baletu ( taki tytuł nosi ta kolekcja) . Raczej rzadko korzystam z jej zasobów , ale dzisiaj chyba nie przepuszczę i zamienię się w bywalca Teatru Maryjskiego w Petersburgu, bo…
…bo owa płyta z twórczością Strawińskiego zawiera dwa przedstawienia baletowe: „Ognistego ptaka” i „Święto wiosny”, tam właśnie rejestrowane.
A skoro mija 50 lat… to chyba nie ma lepszej okazji.
Panie Wawrzyńcu, dłużej już tego nie mogę trzymać w tajemnicy, choć chciałam to zrobić do następnego wpisu. Ja od wczoraj śledzę Mezzo: https://www.mezzo.tv/fr/stravinsky50-7500
PS: Pietruszka też jest, bo to jeden z jego najlepszych baletów 🙂
PS nr 2: Ale może nie powinnam o tym pisać, bo znowu mnie kierownik posądzi o zagarnianie terytorium sąsiadki 🙂
PS nr 3: Towarem, który trzeba chronić są też krzesła i biurka. Kiedyś ten temat rozwinę, a niektóre sceny widzę w formie baletu 🙂 Dzisiaj też zrozumiałam, że Canal+ ma pewną przewagę nad telewizją Arte…
Niezły ten Strawiński!
„Ognisty ptak” poszedł na pierwszy ogień.
Gdyby nie moje pomoce naukowe, a w nich treść libretta, to byłoby gorzej, a tak przeczytałem o co biega… a raczej fruwa Ognistemu i spokojnie, w poczuciu pełnej synchronizacji akcji przedstawienia i mojej percepcji jego fabuły wszystko skończyło się pełnym sukcesem.
A propos Mezzo (też mam wykupione). W obu przedstawieniach ( również w Święcie)orkiestrą dyrygował chyba najczęściej pokazywany na tym kanale ( przynajmniej tak było do niedawna) Walery Giergiew. Oczywiście jak zwykle był nieogolony.
Ale jeżeli „Ognisty ptak”i jego choreografia to klasyka, czyli coś w rodzaju teatralnego Fredry, to Święto Wiosny to co najmniej baletowy Wyspiański, a może nawet Witkacy.
I „Święto” zrobiło na mnie większe wrażenie. Sama muzyka to już coś mocnego, a jeżeli dodamy widowisko…
Na razie w moim baletowym rankingu Święto okopało się na miejscu drugim.
Wysokie. Ale klasyfikacja obejmuje 5 przedstawień, bo tyle chyba w swoim życiu ich obejrzałem.
Ale wszystko przecież przede mną i powoli, powoli, systematycznie…
…a jeżeli uwzględnię pomoc Pani Joanny w odkrywaniu uroków baletu to lista mojego rankingu szybko ulegnie zwielokrotnieniu.
Dzień dobry Panie Wawrzyńcu, w tych dniach może Pan obejrzeć „Ognistego ptaka” w wersji koncertowej, a dyryguje sam Igor Strawiński: https://www.mezzo.tv/fr/Classique/Classic-Archive-Igor-Stravinsky-Et-Igor-Markevitch-7438
Miłego dnia!
PS: krótki fragment https://www.youtube.com/watch?v=mUwdyN27TWI
Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, czy może jednak czuwa nad tym czyjaś ręka, ale gdzie nie zajrzeć, muzyka Strawińskiego pobrzmiewa i do tego jeszcze tańczą!
Tak jak pisałem, postanowiłem poważniej zapoznać się z zawartością baletowej mini kolekcji ( niestety nie jest pełna, cała kolekcja składała się z 22 płyt, ja doliczyłem się na wczoraj 16-tu, ale jest jeszcze jedno miejsce, gdzie mogą…).
Jako osoba ambitna nie chciałem zaczynać od hitów (Prokofiew, Czajkowski, czy baletowa wersja Carmen), ale zacząłem od choreografa, bo nazwisko choreografa,a nie kompozytora firmuje (wyjątkowo) tę akurat płytę. „Fine dinning”.
Nazwisko kojarzyłem raczej z socjologiem, a tutaj Parsons nie jest socjologiem biorącym choreograficzne chałtury, ale Davidem Parsonsem, ponoć renomowanym choreografem i tancerzem.
Płyta składa się z 6 autonomicznych baletowych miniwidowisk
Zaliczyłem do tej pory dwa.
Pierwsze to tytułowe „Fine dinning”. Ciekawe i przede wszystkim inne od tego co do tej pory…
A druga to „Brothers”. Choreografia Parsonsa i Daniela Ezralowa, którego przodkowie na pewno Finami nie byli.
A muzycznym tłem dla tego braterskiego, tanecznego spotkania jest „Concertino na 12 instrumentów”… Igora Strawińskiego.
Sympatyczne, a sam balet to takie braterskie zabawo-kuksańce i wygłupy
Ale chyba najciekawsza w przypadku tego Baletu była historia związana z powstawaniem choreografii. Opowiedziana przez Parsonsa
Jadą sobie, jadą autem. Parsons z Ezralowem. Dyskutują nad projektem owej choreografii w czasie jazdy i nagle kiedy pomysł w głowach zaistniał, zatrzymują się na zaśnieżonym parkingu przed jakimś chyba sklepem, którego zasłonięte szyby służą jako lustra i tam w ciągu 5 godzin właściwie powstaje choreografia do tego baletu. Na udeptanym śniegu.
Co prawda trwa on niewiele ponad 6 minut, ale sceneria jego powstania jest dosyć intrygująca.
I tyle o Strawińskiego Parsonsie, albo Parsonsa Strawińskim.
@Joanna Brych 7 KWIETNIA 2021 17:15
„Dział kultury zajmował się ostatnio Woody Allenem, bo do jego oceniania media najwyraźniej mają prawo. Inaczej ma się sprawa z Britney Spears, do której kierownik radzi się mediom nie wtrącać i jest to dzisiaj bardzo ważny temat”.
No tak, „jest to dzisiaj bardzo ważny temat”…
Pod tekstem Kierownika znaleźć można takie wpisy (moja drobna korekta literówek i polskich znaków):
„zbigniew
7 kwietnia o godz. 21:16 1157125
byłem na koncercie Toto, na bis 15 minutowa wersja „Africa” i „When my guitar gently weeps”, pamiętam koncert Bonamassy i Jeff Becka, legendarny koncert Pink Floyd na stadionie olimpijskim w Monachium i wiele innych… ale who`s the fuck Britney Spears lub też Zenek Martyniuk? O czym Waść piszesz?
rufus swell
7 kwietnia o godz. 23:12 1157126
Ok-hmmm… Jak na artykuł w ,,Pudelku” dzisiejszy wpis byłby zbyt wnikliwy, zbyt analityczny. Natomiast tutaj jest po prostu nie na miejscu. Spóźniony prima aprilis?”
„O czym Waść piszesz?”, ” tutaj jest po prostu nie na miejscu”, „Spóźniony prima aprilis?”
A „Polityka” pragnie przecież uchodzić za najbardziej opiniotwórczy tygodnik w czterdziestomilionowym kraju należącym do UE i NATO…
I okazuje się, że właśnie takie artykuły są teraz tutaj zupełnie na miejscu…
@grzerysz
Musisz (ja już tego dokonałem) sobie uzmysłowić, że Ty – @grzerysz i Twoja estetyka nie jest obiektem westchnień i wydawniczego napięcia osób zajmujących się ustalaniem linii programowej tygodnika Polityka…który jest publikatorem o wieloletniej tradycji i chciałbyś aby cały czas na naturalnym wdzięku leciała…jak nasza Gospodyni blogu.
Polityka z racji wieku (ale nie tylko) musi nieźle kombinować aby zyskać aplauz i prośby o bisy. Musi też wiedzieć, że na publicznym wybiegu, nie jest jedynym, nęcącym swoimi wdziękami medium i owszem może zaryzykować wyjść przed publikę w nadgryzionym przez mole stroju sprzed 60 lat.
Byłaby to jakaś ekstrawagancja, wzbudzająca być może podziw niektórych, ale większość potraktowała by ten wybryk śmiechem, albo ziewnięciem, a w czasach ostatniego stadium kapitalizmu to oni 9 owa ziewająca większość) swoimi magnesami przyciągają wzrok redaktorów naczelnych gazet i ich wydawców.
Ciekawy, bardzo ciekawy opis świata mediów można znaleźć w „Srebrzysku”. Chwina.
Jak dla mnie to chyba trochę takie „Przedwiośnie” III RP.
Jeśli nie czytałeś – to polecam.
Bohaterowi użyczył nieco swoich życiowych perypetii …Krzysztof Piesiewicz, i jego historia z damską garderobą, ale ogólnie jego historia jest bardziej pogmatwana. Za niektóre fragmenty to ban dla Chwina nieustający.
Oto ten fragment. Takich kawałków jest tam naprawdę sporo.
„Oto parę miesięcy gazeta X zmieniła właściciela. Nowym został koncern NVP. Gdy po tygodniu w redakcji pojawił się elegancki przedstawiciel koncernu, trzydziestoletni młodzieniec w angielskim garniturze, opalony na brąz podczas niedawnego urlopu w Jamajce czy Dominikanie, wygolony wypachniony, ostrzyżony, natarty kremami, całą redakcję od razy wywiózł na polską wieś. Tam zatrzymał samochód pośród błotnistej drogi. Z naprzeciwka nadjeżdżał właśnie chłopski wóz ciągnięty przez brudnego konia. Na wozie słaniał się pijany chłop z ogryzkiem papierosa w zębach, nieprzytomnie wymachując batem. Z kieszeni wystawał mu butelka – Popatrzcie uważnie i zapamiętajcie to sobie na zawsze – krzyczał młody elegancki szef koncernu NVP do redaktorów i redaktorek stłoczonych w mikrobusie – To dla takich jak on robicie gazetę! Tylko dla takich! Tylko! – wyciągniętym palcem kierował w pijanego chłopa”.
I nie jest to na pewno historia która ukazuje model wydawniczy dzisiejszej Polityki, ale świat współczesnych mediów w tym kierunku raczej podąża.. Jedni szybciej, drudzy trochę wolniej, ale w stronę pijanego chłopa zmierzają
A ja , jako że traktuję siebie poważnie, staram się co minimum ograniczyć kontakt ze współczesnymi mediami jako źródłem wiedzy o tym co dzieje się wokół mnie
A jeżeli już, to biorę zaraz solidną kąpiel… w postaci tytułów o których wspomniałem i baletowych widowisk, których – z pomocną dłonią pani Joanny – staje się coraz większym fanem.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 8 KWIETNIA 2021 17:18
„I nie jest to na pewno historia która ukazuje model wydawniczy dzisiejszej Polityki, ale świat współczesnych mediów w tym kierunku raczej podąża”
Na jakiej podstawie Pan tak twierdzi? Czy czyta Pan jakieś wiodące dzienniki albo tygodniki ze świata? Np. francuski „Le Monde”, brytyjski „The Economist”, niemiecki „Die Zeit”, amerykański „The New Yorker”?
Poziom francuskiego tygodnika przedruków „Courrier International” też jest o niebo wyższy niż ten obrazkowego dwutygodnika „Forum”, którym to elitarne kilka dekad temu pismo stało się ostatnimi czasy…
@grzerysz
Nie czytam, ale ostatnio zetknąłem się z opinią, że polskie, te najlepsze tygodniki niewiele się różnią od ambitnego, zachodniego tabloidu.
A co do Forum? Szkoda gadać, czyli pisać.
A polski rynek dzienników?
Ja, jeszcze ostatkiem sił, trzymam się Rzepy, a właściwie jej weekendowego Plusaminusa, ale jak długo nie wiem?
Po prostu polityka ( ta bieżąca) coraz bardziej mnie nudzi a poważniejsza analiza procesów, zjawisk to raczej domena wydawnictw książkowych.
A że czasami nie jestem na bieżąco z tym, czym żyje naród?
Ryzyko zawodowe.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 8 KWIETNIA 2021 20:51
„Nie czytam, ale ostatnio zetknąłem się z opinią, że polskie, te najlepsze tygodniki niewiele się różnią od ambitnego, zachodniego tabloidu”
No właśnie. Powiedział to – dokładnie „dziś najlepsze polskie media są jakościowo zbliżone do ambitniejszych tabloidów zachodnich” – cztery lata temu znany z „Polityki” i „Gazety Wyborczej” Jacek Żakowski…
Panie Wawrzyńcu, w ramach zgłębiania baletów Strawińskiego polecam dwie książki Ludwika Erhardta „Igor Strawiński” i „Balety Igora Strawińskiego”. Ma Pan nade mną pewną przewagę, bo ja jeszcze płyty „Fine dinning” nie otworzyłam, ale mnie Pan zmobilizował i na dniach to zrobię 🙂
Jeśli chodzi o porównania prasy polskiej do zagranicznej: taniec na świecie ma swoje osobne rubryki, przykładem niech będzie The New York Times
https://www.nytimes.com/section/arts/dance
@grzerysz
Dzisiaj promowany jest „światowy zespół w Polsce”. Niestety młodzi polscy choreografowie, mam na myśli tych biorących chociażby udział w „Kreacjach” Polskiego Baletu Narodowego na takie wyróżnienie nie zasługują. I najwyraźniej „nadzieją” polskiej kultury nie są 🙂
O starszych artystach związanych ze sztuką tańca też zresztą nie warto pisać. Kiedy chciałam zrecenzować wystawę „Henryk Tomaszewski i jego zespół na zdjęciach Stefana Arczyńskiego” i sugerowałam, żeby coś więcej napisać o Stefanie Arczyńskim dostałam od kierownika Chacińskiego taką odpowiedź „Co do Arczyńskiego – temat ciekawy, na pewno, choć dość mocno zanurzony w przeszłości. On jeszcze żyje, prawda?”. W ten oto zawoalowany sposób temat w jego dziale się nie pojawił, jak i wiele innych…Być może kiedyś się pojawi w wydaniu autora bardziej zasługującego na pracę w tym tygodniku ode mnie 🙂 A póki co przestrzeń (papierowa i internetowa) musi być głównie zarezerwowana dla kierownika i jego „paczki”.
Koniecznie. Pani Joanno, koniecznie!
„Odbicia czterech”. jak dla mnie rewelacja i po prostu piękne…
…a jeżeli pewien pewien pisarz rosyjski powiedział kiedyś, że „piękno zbawi świat”, to po obejrzeniu tańca czterech kobiet w wodzie (na szczęście po kostki) przyznaję, że pisał prawdę.
Odbicia czterech to oczywiście kolejny pomysł choreograficzny Parsonsa.
Zostały mi jeszcze trzy. Albo cztery próbki jego talentu, bo facet jest naprawdę dobry…
@Joanna Brych 9 KWIETNIA 2021 9:08
„Dzisiaj promowany jest „światowy zespół w Polsce”. Niestety młodzi polscy choreografowie, mam na myśli tych biorących chociażby udział w „Kreacjach” Polskiego Baletu Narodowego na takie wyróżnienie nie zasługują. I najwyraźniej „nadzieją” polskiej kultury nie są”
Pamiętam prowadzone przez Kierownika (podcast) podsumowanie roku 2020 w kulturze. W kinematografii, zdaniem prowadzących , wręcz rewelacja – dwa polskie filmy zakwalifikowały się do czołowych festiwali (odpowiednio Cannes i Wenecja). Dwa słowa komentarza.
Festiwal w Cannes został odwołany a organizatorzy przedstawili tytuły 56 filmów selekcji oficjalnej bez tradycyjnego podziału na konkurs główny, sekcję „Un Certain Regard” oraz pokazy pozakonkursowe.
Festiwal w Wenecji (podobnie jak na początku roku trzeci wielki festiwal filmowy – w Berlinie) odbył się ale nasz reprezentant nie zdobył żadnej nagrody.
Skoro te dokonania są takie rewelacyjne to jak nazwać osiągnięcia kinematografii, której jeden film zdobył Srebrnego Niedźwiedzia – Nagrodę Grand Prix Jury – na festiwalu w Berlinie a drugi Złotego Lwa na festiwalu w Wenecji?
…bo kiedy jest się owładniętym manią pisania, to można nawet znaleźć kilkaset płyt miesięcznie godnych polecania czytelnikom Polityki.pl, zwłaszcza kiedy inne osoby (na przykład Aleksandra Żelazińska) uznają je za tak istotne dla sztuki, że wpisy o nich mogą pojawiać się na pierwszej stronie internetowego wydania i w mediach społecznościowych. Ta sama osoba w odpowiedzi na pytanie, dlaczego taniec nie może być w Polityce.pl traktowany tak samo jak inne rodzaje sztuk odpowiedziała: „… sama strona główna odgrywa trochę inną rolę, zwłaszcza w czasach kryzysowych”.
Arczyński będzie w tym roku obchodził 105 lat i nadal żyje. Jak dojdę do Muzeum Teatru im. Tomaszewskiego to powiem ile jego zdjęć tam jest. Myślę, że sporo, bo fotografował Tomaszewskiego od czasów, kiedy ten był tancerzem. Jest instytucją we Wrocławiu, bo dokumentował też zniszczenie i budowanie Wrocławia.
Choreografia, jaką wykonuje Teatr Maryjski na DVD, „Święta wiosny” to rekonstrukcja dzieła Niżyńskiego, dokonana przez Millicent Hodson i Kenneth Archer. Wielu kręci na nią nosem (tancerki wyglądają jak indiańskie squaw, z czym trudno się nie zgodzić), ale jest. Ja „znałem” choreografię Niżyńskiego wcześniej z fotosów w książkach o Strawińskim i myślałem, że to kiczowata cepelia. Ale nie. Swoją drogą zastanawia mnie, że jest dużo przedstawień Ognistego ptaka i Święta wiosny, a mało Pietruszki. Zastanawiam się czemu.
Nazwiska Strawiński i Niżyńska spotykają się też w fenomenalnym balecie Wesele, choreografii siostry Niżyńskiego, Bronisławy. Absolutna rewelacja. Ale musi być wykonywana lepiej niż działa szwajcarski zegarek. O Niżyńskiej powstała ciekawa powieść Ewy Stachniak.
No cóż, większość czasopism w Polsce się tabloityzuje. I jest to przykre, tym większe, że przy czynnym wpływie kierownictwa, jak pisze Pani. Czytam tygodniki i dzienniki brytyjskie, amerykańskie. One jednak trzymają poziom. Weekendowy drukowany New York Times to ma objętość chyba wszystkich numerów obecnej Gazety wyborczej z miesiąca… Mają miejsce na wszystko.
Britney Spears słuchałem, bo moja córka miała taki okres. Byłem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Spears źle śpiewa.
@tadpiotr
„No cóż, większość czasopism w Polsce się tabloityzuje. I jest to przykre, tym większe, że przy czynnym wpływie kierownictwa, jak pisze Pani…”
Kierownictwo, mam na myśli szefów osób, o których wspominam w komentarzach pozostaje bierne, czym de facto przyczynia się do wielu niepożądanych sytuacji. A jeśli chodzi o ich podwładnych, to w zależności od dnia przedstawiają różne stanowiska. Jednego dnia Łukasz Lipiński pisze: „…decyzję zostawiam Oli, bo to ona zarządza treściami związanymi z kulturą”, po jakimś czasie Aleksandra Żelazińska oznajmia: „To powszechna praktyka, że o tym, co ukazuje się na stronie, decyduje redakcja – papierowa, internetowa, facebookowa”, informując mnie de facto, choć pewnie nie to było jej intencją, o systemowym eliminowaniu tańca z łamów Polityki.
Ale możliwe jest też inne, dość banalne, wytłumaczenie tej sytuacji. Dyrektor finansowa tłumaczyła to tak: „Im po prostu przeszkadza, że pani w ogóle zaczęła pisać” 🙂 Pozdrawiam!
Można personalizować bohaterów tych wszystkich scen z życia mniej lub bardziej poważnych mediów i szukać winnych tego, że sprawy przybrały i przybierają taki stan rzeczy, ale for me jest to po prostu kulturowe credo, przypadłość epoki, wola ducha czasów w którym żyjemy itd. i jedna z niewielu rzeczy która nam zostaje to balet.
Chociaż jak dla mnie zbyt często oddaje on pokłony politycznej i kulturowej poprawności. Ale z drugiej strony balet i jego ludzie nigdy nie mieli ducha kamikadze i na barykady postępu i nowoczesności wkraczali raczej jako jedni z ostatnich.
A jeżeli Pan Joanna komuś w Redakcji przeszkadza, to chyba wiem komu.
Oczywiście redakcyjnym fanom estetycznego natchnienia tłumów, czyli walkom MMA.
Może szykowany jest blog dla miłośników tej formy samorealizacji homo sapiens.
Zawsze to jest wybór jakiejś strategii biznesowej, a wydawca ma przecież do tego suwerenne prawo.
PS. A kończące „Fine dining” Nascimento to przepychota.
A ja myślę, że wkrótce możemy spodziewać się tekstów okładkowych o tańcu autorstwa osób wymienianych w komentarzach 🙂 tak to w tej redakcji działa 🙂 „Fine dining” jeszcze nie obejrzałam, bo czas spędzałam ostatnio na działce i na gotowaniu (moja nowa pasja, która zajmuje mi ostatnio więcej czasu niż balet). Pozdrawiam!
Poprawka: niż oglądanie baletów…w czasie pandemii odkryłam wiele zajęć online (jeszcze nie MMA) i też przyjemnie zajmują czas.
https://www.youtube.com/watch?v=xHJn_wln5vk&list=RDMYc1DarVfS4&index=4
https://www.youtube.com/watch?v=7OtFD63ID44
https://www.youtube.com/watch?v=V1xL0Gssndk
Ćwiczenia fajne. Kiedyś Pani wrzuciła link z ćwiczeniami w domu primabaleriny rosyjskiej. Co prawda w moim wieku to nawet Margot Fonteyn dawno nie tańczyła 😉 Ale mam książkę o jodze Michaliny Michalskiej, zawsze ją ,książkę, lubiłem, a nawet przyniosłem matę! Kiedyś pewnie nadejdzie czas kiedy ją użyję.
To tu są bardzo fajne jogowe zajęcia dla osób w każdym wieku:
https://www.youtube.com/watch?v=2DGVtQrGtV0
PS: Prowadzącą drugie zajęcia, tym razem na nogi, jest ta sama rosyjska balerina Baletu Maryjskiego.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 11 KWIETNIA 2021 17:33
„Można personalizować bohaterów tych wszystkich scen z życia mniej lub bardziej poważnych mediów i szukać winnych tego, że sprawy przybrały i przybierają taki stan rzeczy, ale for me jest to po prostu kulturowe credo, przypadłość epoki, wola ducha czasów w którym żyjemy itd”
Bzdury, bzdury, bzdury…
„Zawsze to jest wybór jakiejś strategii biznesowej, a wydawca ma przecież do tego suwerenne prawo”.
Oczywiście, że wydawca ma przecież suwerenne prawo do publikowania tabloidu.
Ale czy mieszkańcy czterdziestomilionowego kraju należącego do UE i NATO nie mają prawa do czytania tygodnika na światowym poziomie? Jednak rzekome „kulturowe credo, przypadłość epoki, wola ducha czasów w którym żyjemy” nie przeszkadza w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoszech, Hiszpanii czy USA w wydawaniu doskonałych dzienników i tygodników. Ba, te stojące na bardzo wysokim poziomie media znajdują sporą liczbę nabywców (np. wybitny niemiecki tygodnik „Die Zeit” sprzedaje co tydzień około 550000 egzemplarzy – dane za IV kwartał 2020 roku; Niemcy mają jeszcze choćby bardzo dobry tygodnik „Der Spiegel”, który zbywa 650000 egzemplarzy). I druga sprawa. „Polityka” jest wydawana u nas od 1957 roku i – mimo cenzury – potrafiła przez całe dekady utrzymać wysoki poziom. A w końcówce lat 1960. i w latach 1970. (szczególnie ich pierwszej połowie) ten poziom był naprawdę wyjątkowo dobry. Szczególnie ciepłe słowa należą się wybitnemu wręcz działowi kultury prowadzonemu przez nieodżałowanego Tadeusza Drewnowskiego (lata 1960–1982). No i sprzedaż – „Polityka” potrafiła zbywać na pniu i 400000 egzemplarzy (teraz średnio niewiele ponad 90000). Jednak tradycja do czegoś zobowiązuje… 😉
@grzerysz
Ja też jestem czasem sentymentalny i lubię wracać wspomnieniami do przeszłości.
Ale jeżeli już mnie nachodzi, to idę na całość i wracam do starożytnej Grecji.
Fascynuje mnie monumentalny grecki chór i jego rola w ówczesnych tragediach.
Dodatkową zaletą tego zabiegu jest fakt, że nie doszukasz się analogii i nie napiszesz, że ówczesne germańskie śpiewogry nie miały konkurencji w Europie, bo widzowie walili drzwiami i oknami do ówczesnych domów kultury na pieśni Nibelungów.
I wentylacji w nich brakowało.
Swoją drogą ciekawe jak wygląda menu tancerek i tancerzy? Niekoniecznie Baletu Maryjskiego.
Kolejne pytanie – w kontekście nowej pasji Pani Joanny – kierowane oczywiście w kierunku Gospodyni blogu:
Jakie jest danie firmowo-taneczne i jakie słodkości stanowią jego deser?
Ja wczoraj nadrabiałem turystyczne zaległości powodowane pandemią, czyli barszcz ukraiński i ryba po grecku.
Deseru niestety nie podano.
Dziękuję za linki.
Moje skromne zdanie się nie zmieniło: tabloidyzacja wynika z cynicznego przekonania, że czytelnicy w większości są matołami i najbardziej lubią czytać brednie, najchętniej plotki. A w wersji mniej dosadnej — nie są wyrobieni i ciągnie ich w stronę treści mało wymagających. Ale tu działa prawo informatyczne: brednie na wejściu dają brednie na wyjściu. Czytelnik lubiący plotki ma lepsze do tego źródła.
O menu tancerzy były bardzo ciekawe audycje
https://www.bbc.co.uk/programmes/m000c9mg
Chętnie powtórzyłbym jakbym pamiętał 😉
W skrócie: zajmują się tym teraz specjaliści (przynajmniej w UK), bo można sobie zrujnować zdrowie. Wydatek energetyczny w czasie przedstawienia jest nieprawdopodobny i tancerz w przerwach je rzeczy bardzo kaloryczne. Nie wiem jak to u nas, sądząc z filmików o tancerzach z baletu wrocławskiego (bardzo młodych) mieszkają w eufemistycznie mówiąc skromnych warunkach i można sądzić, że ich menu jakościowo odpowiada warunkom mieszkania.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
Menu tancerza/ tancerki to dość indywidualna sprawa, w tej książce (https://taniec.blog.polityka.pl/2020/12/06/optymistycznie-o-balecie-nowa-ksiazka-dla-mlodziezy-i-doroslych-2/ swój jadłospis opisuje tancerka Polskiego Baletu Narodowego. W mojej kuchni królują ostatnio dania włoskie, tajskie i marokańskie. Są też ryby: sola, okoń, krewetki. A dzisiaj będą kartofle z cebulą, czyli tortilla hiszpańska wg tego przepisu: https://www.youtube.com/watch?v=SBGQ1s5Tokk
@tadpiotr
„Moje skromne zdanie się nie zmieniło: tabloidyzacja wynika z cynicznego przekonania, że czytelnicy w większości są matołami i najbardziej lubią czytać brednie, najchętniej plotki. A w wersji mniej dosadnej — nie są wyrobieni i ciągnie ich w stronę treści mało wymagających. Ale tu działa prawo informatyczne: brednie na wejściu dają brednie na wyjściu. Czytelnik lubiący plotki ma lepsze do tego źródła.”
Dokładnie tak to działa. W jednym z moich tekstów z audycji baletowej zrobiono przesłuchanie, gdyż jak mi wytłumaczył pewien redaktor: „długo nad tym myślałem i doszedłem do wniosku, że czytelnik tego nie zrozumie”.
Panie Wawrzyńcu,
dyskutując o ulubionych daniach tancerek i tancerzy nie możemy oczywiście zapomnieć o „Bezie Pawłowej”, słynnym deserze specjalnie wymyślonym dla rosyjskiej primabaleriny.
A kontynuując wątek medialny i Pana głos w dyskusji: „Można personalizować bohaterów tych wszystkich scen z życia mniej lub bardziej poważnych mediów i szukać winnych tego, że sprawy przybrały i przybierają taki stan rzeczy, ale for me jest to po prostu kulturowe credo, przypadłość epoki, wola ducha czasów w którym żyjemy itd…”. Wydaje mi się, że nie jest to „kulturowe credo” ani „przypadłość epoki”. System tworzą ludzie, ich postawy i przekonania. Wszyscy mają imiona, nazwiska, stanowiska. Niejednokrotnie za ich decyzjami kryją się niskie pobudki. Jeśli przejrzy Pan aktualny spis treści papierowego wydania Polityki, zobaczy Pan tekst autorstwa Aleksandry Żelazińskiej „#MeToo w szkołach artystycznych” . To kolejna odsłona tego samego problemu, który poruszała już Aneta Kyzioł. Kiedy opublikowałam wpis „ Ciche odejście w aurze #MeToo” ((https://taniec.blog.polityka.pl/2020/03/30/ciche-odejscie-w-aurze-metoo/), zgłosiłam kierownikowi Chacińskiemu chęć napisania tekstu o #WeToo w balecie. Jaka była jego odpowiedź? „Co do WeToo – tu musimy się wstrzymać na jakiś czas, bo w bieżącym numerze mamy tekst podsumowujący MeToo (nowe fakty dotyczące Weinsteina i innych). Film z Arte zniknie, ale będą inne preteksty do zajęcia się sprawą”. Proszę nie myśleć, że jego intencją był powrót do tej sprawy. Nigdy do niej nie wrócił, jak i do kilku innych tematów, które (pisząc kolokwialnie) „zwalał” w ten właśnie sposób. Gdyby ten temat zgłosiła Aleksandra Żelazińska (kierownik daje jej teksty, ona promuje jego) albo inne osoby z jego „paczki” (Jakub Demiańczuk, Aneta Kyzioł), pani Dorota Szwarcman, której „zagarniam terytorium” temat pewnie zostałby przyjęty. Jak Pan myśli, dlaczego teksty o emeryturach dla tancerzy i o zespole „Śląsk” ukazały się w innych działach? Zapewniam, że tekst o szkołach baletowych nie ukazał się na zamówienie kierownika. On wcześniej ten temat odrzucił „bo był już temat społeczny”. Proszę nie patrzeć na określone sytuacje przez różowe okulary. Tu nie chodzi tylko o taniec albo sztukę wysoką. Pozdrawiam!
Pani Joanno, poszła Pani mocno po bandzie ostatnim swoim komentarzem i obawiam się, że…
…jednak przywoływany przeze przez Panią fragment mojego komentarza o „przypadłości epoki” jest po prostu świadectwem perspektywy w jakiej próbuję nazwać problem.
A moja perspektywa jest efektem raczej lektury wielu naprawdę sensownych książek, których autorzy postawili sobie za cel opis świata mediów.
A byli wśród autorów chłodni analitycy-medioznawcy z profesorskim szarżami.
Problem mediów jest na tyle poważny, że chyba najwybitniejszy polski medioznawca prof. Goban-Klas nazwał kulturową epokę żyjemy po prostu mediocenem.
Olga Tokarczuk z kolei swoją mowę podczas wręczenia literackiego Nobla poświęciła roli mediów we współczesnym świecie i nie była to laurka dla tych którzy owymi mediami zawiadują. Powiem więcej, powiało z tego tekstu grozą.
A media dzisiaj ( może już nie tradycyjne, papierowe) mogą naprawdę dużo.
I ja w ten sposób spoglądam na współczesne media.
Chociaż ja sam, gdybym chciał opisać swoje problemy jako komentującego, mogłaby na ten temat powstać naprawdę trzymająca w napięciu historia.
GW, Rzeczpospolita, Facebook, że o blogach Polityki nie wspomnę.
Zmieniałem nicki, płeć, orientację seksualną ( myślałem, że jak będę gejem to będę miał jakieś fory) i niestety.
Przecież Żydzi w czasie okupacji jeżeli mieli dobry wygląd, wystarczy, że wyrobili dobre papiery i mogli po aryjskiej stronie… a tutaj w wolnych mediach, zmieniam płeć, orientację i won, na zbity pysk.
Czyli, moja ocena mediów swoją notę zawdzięcza tym dwóm perspektywom, ale starając się już nie wnikać w szczegóły ( a przykładów znalazłbym multum) i płynnie – ostatnio nawet z baletową gracją – przechodzę od szczegółu do ogółu.
A tematyka „Me Too”?
Prawdę mówiąc nie chcę już w to wchodzić, ale nieskromnie powiem, że temat trochę drążyłem ( szczególnie ten w kościelnej odsłonie), ale linijką wydawcy dostawałem po łapach i z podkulonym ogonem wylądowałem na Pani blogu…
…co ostatnio sobie nawet chwalę.
Pozdrawiam!
Skoro Pani Joanna zatytułowała swój tekst: „Rożne oblicza miłości. Balet globalny” to zupełnie uprawnioną będzie moja decyzja. Trochę długi , ale może Josif Brodski krócej nie potrafił.
Hiszpańska tancerka
Ptak przestaje ćwierkać.
Zmrok zapada z nagła.
Rozpościera wachlarz
hiszpańska tancerka.
Księżyc w rytm wytrwały
dobywa z bębenka
i pomrukiem tętna
wtórują gitary.
Odbija znienacka
jej czarny pantofel –
jakby wiatru profil –
lustrzana posadzka.
O, kobiecy taniec!
To język gwiazd, jasno
mówiących, co zaszło
i co się stanie.
Odlew, co ból w piersi,
wybuch myśli w czaszce
utrwala – wbrew śmierci,
prędszy od niej zawsze!
Jest w nim żal przestrzeni
o to, że punktowi
z wysiłkiem daremnym
tło chce ustanowić.
Wszystko w nim: pogróżki,
nadzieje, dążenia
róż, pragnących wrócić
do swego korzenia.
W tańcu rozżarzonym
ruchu trwa świadomie
obraz zemsty pionu
na płaskim poziomie.
Jest karcącym wzrokiem
błyskawicy, który
zygzaku wyrokiem
rozpruwa czerń chmury.
Krwią, co wyjściem rany
wymyka się z ciała
w krajobraz bez ramy:
od dawna już chciała
tej swobody! Jasno
wykaże sztyletem
śmierć, kto mógł na własność
posiąść tę kobietę!
O, niech dalej z tańca
bucha żar zgęszczony,
jak protuberancja
z słonecznej korony!
Niech się w pianie falban
wzajemnie nakłada
na zagładę chwalba,
na chwalbę zagłada.
Jak piorun, podobnie
sukni błysk i szelest
nie mieści się w ciele,
wymyka się z objęć.
Świta w nim przeczucie:
w tkaninie kosmosu
trwa w każdej minucie
napięcie rozrostu.
Ten migot jedwabi,
ten spadochronowy
desant bioder – nagich,
pomimo osłony!
Hiszpańska tancerka
nie próbuje tłumić
czubkiem pantofelka
pożaru. Jak tłumy
dusz, tak płomień rwie się,
w nicość obróciwszy
łuczywo, w powietrzne
przepaście, wciąż wyższy
swoją wizją Raju
nad ziemskie ciążenie,
aby – ogarniając
najdalsze przestrzenie –
odziać w szkarłat trony
nieb, aż sam się stanie
otchłanią zgłębioną
ten hiszpański taniec.
Wiersz w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
13 KWIETNIA 2021
„…jednak przywoływany przeze przez Panią fragment mojego komentarza o „przypadłości epoki” jest po prostu świadectwem perspektywy w jakiej próbuję nazwać problem.
A moja perspektywa jest efektem raczej lektury wielu naprawdę sensownych książek, których autorzy postawili sobie za cel opis świata mediów.”
Panie Wawrzyńcu,
ma Pan znowu nade mną przewagę, bo ja tych książek nie czytałam i pewnie dlatego nie zachowuję dystansu, nie chwytam problemu w szerszej socjologiczno-kulturowej perspektywie.
Raz jeszcze powtórzę. Wydaje mi się, że nie jest to „kulturowe credo” ani „przypadłość epoki”. System tworzą ludzie, ich postawy i przekonania. Wszyscy mają imiona, nazwiska, stanowiska. Niejednokrotnie za ich decyzjami kryją się niskie pobudki. W tym tygodniu na papierowym afiszu pojawiła się też recenzja filmu „Kto wrobił Britney Spears?”. Napisał ją oczywiście kierownik, wcześniej tematem zajął się na blogu. Najwyraźniej film z Canal+ nie zniknie 🙂 i „nie będzie innych pretekstów do zajęcia się tą sprawą”, tak jak to było z filmem w Arte o WeeToo, na którego kanwie zaproponowałam kierownikowi swój temat 🙂 W bieżącym numerze pojawił się również tekst w opracowaniu osoby, która w obecności Anety Kyzioł, dziennikarki tak przecież chętnie opisującej mobbing w szkołach teatralnych, pozwoliła sobie na ordynarne w stosunku do mnie zachowanie. Czy myśli Pan, że Aneta Kyzioł w jakikolwiek sposób na to zareagowała? Wiem, że takie rzeczy zdarzają się nie tylko w redakcji Polityki. I pewnie możemy mówić o „kulturowym credo” wielu epok. Hannah Arendt pisała o banalności zła. Pozdrawiam!
@Joanna Brych 14 KWIETNIA 2021 7:54
„nie chwytam problemu w szerszej socjologiczno-kulturowej perspektywie”
Oprócz – jak pisze „Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński” – „sensownych książek, których autorzy postawili sobie za cel opis świata mediów”, dobrze jest systematycznie czytać parę bardzo dobrych dzienników i tygodników (że nie wspomnę już choćby o doskonałych miesięcznikach i dwumiesięcznikach) wychodzących jednak tu i ówdzie na świecie.
W nich jakoś to rzekome „kulturowe credo, przypadłość epoki, wola ducha czasów w którym żyjemy itd” nie znajduje potwierdzenia.
Po raz kolejny zacytuję krótki fragment z wywiadu Grzegorza Rzeczkowskiego z Jackiem Rakowieckim („redaktor, dziennikarz, komentator polityczny, recenzent filmowy i teatralny, selekcjoner 33. Warszawskich Spotkań Teatralnych w 2013 r.. Był m.in. sekretarzem redakcji „Tygodnika Powszechnego” i „Gazety Wyborczej”, zastępcą redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”, naczelnym „Vivy!”, „Przekroju”, teatralnego „Foyer” i „Filmu””):
„Grzegorz Rzeczkowski: Ciekawi mnie, czy czujesz się przegrany jako współtwórca polskich mediów po 1989 roku. Miało być lepiej – jak mówisz – bardziej merytorycznie, a wyszło brukowo.
Jacek Rakowiecki: To, co stało się z polskimi mediami po 1989 roku, obciąża nie tylko mnie, ale i pewne środowisko czy też pokolenie. Wykazaliśmy się straszną naiwnością”.
Grzegorz Rzeczkowski nie miał niestety najlepszego zdania o balecie. W 2016 roku takie wyraził o tej sztuce zdanie:
„Asiu, długo się zastanawiałem nad Twoją propozycją i doszedłem do wniosku, że balet nie jest jednak tą tematyką, która powinna się znaleźć wśród blogów Polityki. Myślę, że ani baletowi, ani Polityce nie do końca jest ze sobą po drodze. Stawiam obecnie raczej na blogi poruszające kwestie związane z tematami najważniejszymi, to jest związanymi z polityką krajową, zagraniczną, gospodarką, problemami społecznymi etc.
Oczywiście w naszej blogosferze znajdziesz również blogi znacznie „lżejsze” – np. o… śmiechu. To prawda, ale zostały one uruchomione w czasie, gdy jeszcze kierowaliśmy się inną strategią, tzn. gdy staraliśmy się mocno urozmaicać tematycznie naszą blogosferę. To nie był jednak zbyt udany eksperyment, dlatego postanowiłem zmienić naszą linię, gdyż – tak jak wspomniałem – taka „inna” tematyka nie do końca współgra z profilem naszego tytułu.
Pozdrawiam serdecznie,
G. Rzeczkowski”
Blog pozwolił mi uruchomić tuż przed swoim odejściem z Polityki.pl w 2018 roku 🙂
Pani Joanno, boję się, że nasza dyskusja niewielkie ma szanse na sensowną konkluzję.
Przede wszystkim mam nadzieję, że moje komentarze nie są dla Pani świadectwem, że ja, w jakimś sporze wewnątrzredakcyjnym stoję po stronie Pani oponentów, ponieważ media postrzegam jako ważny, a może wręcz najważniejszy segment postnowoczesnego świata
Postrzegam, a nie potrafię odnaleźć zła w jakiejś jednostkowej sprawie, a ono na tym poziomie jest najbardziej bolesne i ma po prostu konkretny, empiryczny kształt, chociaż czasami wygląda ono dosyć banalnie
Owszem, to że staram się postrzegać zjawiska jako elementy szerszych zjawisk, wcale nie oznacza, że nie mogę się pochylić w duchu „metafizycznej winy” nad czyimś problemem ( i ja się pochylam), ale przede wszystkim za mało znam szczegółów owych wymienianych przez Panią incydentów, nie znam opinii drugiej strony, ale też prawdopodobnie słabo nadaje się na Katona aby orzekać o czyjejś winie, a tym bardziej karze.
A co podpowiada mi intuicja?
Myślę, że Pani punkt widzenia, może być bliski materialnej prawdzie i być może osoby o których Pani pisze również te sprawy tak widzą i oceniają, ale One ( te osoby) w klasyczny sposób to wszystko racjonalizują, i ich zdaniem, Pani indywidualny przypadek i Pani poczucie winy jest po prostu klasycznym kosztem, który trzeba ponieść aby wielka sprawa odniosła zwycięstwo.
A tą wielką ideą (ich zdaniem) jest życie tygodnika Polityka.
Ale ten problem ma naprawdę wymiar globalny, chociaż niewykluczona jest lokalna, czy wręcz jednostkowa jego specyfika.
A co do banalności zła mam odmienne zdanie.
Tak jak Pani swoją tezę o banalności zła podpiera osobą Hannah Arendt, tak moje stanowisko ( o racjonalności zła) wspieram tezą, która jest mottem chyba najgłośniejszej książki Zygmunta Baumana „Nowoczesność i Zagłada”.
To właśnie w czasach Holocaustu – według Baumana – kiedy zło materializowało się w swojej najdoskonalszej postaci i podjął próbę jego nazwania, zdanie „Zło nie jest banalne, zło jest racjonalne.” uczynił punktem wyjścia do kunsztownie przeprowadzonego w swojej pracy dowodu. I myślę, że każdy kto przeczyta tę książkę – jeżeli nie przyzna racji autorowi – to co najmniej uzna, że teza o banalności zła na pewno jest chwytliwa, ale co do mechanizmu powstawania zła (szczególnie współczesnego) jest raczej łatwa do obalenia.
Pisałem swego czasu na ten temat na nieistniejącym już blogu Makowskiego, ale najlepiej przeczytać całą książkę.
W moim przypadku jedna z najważniejszych przeczytanych.
@grzerysz
Nie bardzo dostrzegasz powagę problemu jakim jest w globalnej rzeczywistości świat mediów, również tych nowych technologii, czyli internetowych i roli jaką odgrywają, mają do odegrania.
I jeżeli nie widzisz problemu, to i nie dostrzegasz śmieszności sytuacji kiedy o wyższości wyrobów na ofertą branży jarsko-wegetariańskiej wypowiada się właściciel wielkiego koncernu spożywczego specjalizującego się w ofercie wędliniarsko-tuszonkowej i jego opinia dla rynku spożywczego i konsumentów ma być wiążąca.
Bo tylko takiej analogii powinno się użyć do sytuacji kiedy świat mediów ocenia swoją rolę , znaczenie, wagę i jakość swojej oferty, a Ty ten sposób uważasz za jedyny miarodajny do wydania obiektywnej oceny medialnego folwarku.
Nie sensowne analizy osób który na problem spoglądają z boku, nie są zaangażowani biznesowo, zawodowo, są neutralni, podchodzą do problemu ze swoją aparatem naukowo-porównawczym, swoją literacką intuicją (Olga Tokarczuk) ale dziennikarze dzienników, tygodników, ba nawet miesięczników i dwumiesięczników, ich opinia jest Twoim zdaniem warta głębszej refleksji.
Sami o sobie. W dzisiejszych czasach.
Czy ty nie dostrzegasz absurdalności tej sytuacji, że my taką dyskusję o współczesnych mediach przeprowadzamy na baletowym blogu, bo wszyscy wiedzą, że gdyby taką merytoryczną dyskusję przeprowadzić to byłaby konieczna jedna decyzja:
„Sztandar wyprowadzić!”, bo świat mediów też występuje pod swoimi sztandarami i proporcami.
Naprawdę nie potrafisz z tego faktu wyciągnąć racjonalnych wniosków?
Bo ja potrafię.
Panie Wawrzyńcu,
prawie we wszystkim się zgadzam. I dziękuję za wsparcie. Nie myślę jednak, żeby mój „indywidualny przypadek” zagrażał życiu Polityki i stał na przeszkodzie właściwego zachowania.
Wracając do „banalności zła”. Możemy też połączyć różne punkty widzenia. Banalne zło bywa bardzo racjonalne. A tutaj załączam film o błaźnie Eichmannie i kim mógłby być w dzisiejszych (korporacyjnych) czasach: https://www.youtube.com/watch?v=qDly_Z4EJ1g&t=539s
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 14 KWIETNIA 2021 17:13
„dziennikarze dzienników, tygodników, ba nawet miesięczników i dwumiesięczników, ich opinia jest Twoim zdaniem warta głębszej refleksji.
Sami o sobie. W dzisiejszych czasach”.
Moim zdaniem głębszej refleksji warta jest praktyka – np. w Niemczech wychodzi kilka dzienników i kilka tygodników na bardzo dobrym poziomie. Ba, niektóre z tych publikatorów mają poziom wybitny a jednak znajdują liczne grono nabywców. Jak oni to robią? Dlaczego u nich można a u nas nie?
Przy okazji odniesień do zła, tego w banalnym kubraczku i racjonalnym mundurku, niezbędna chyba jest, w tym brzmieniu konstatacja.
Otóż coraz rzadziej przyklejamy do działań, sądów, prawd, łatki etyczne, wartościujemy swoje publiczne poczynania w skali „od dobra do zła”, albo odwrotnie.
A to już dzisiaj jest anachronizm, żeby nie powiedzieć kaszanka i zacierki na mleku, czyli obciach.
Dzisiaj króluje pragmatyzm, czyli użyteczność i skuteczność konkretnych działań, opinii, decyzji.
Nie ważne jest czy kłóci się to z Dekalogiem, czy innym kodeksem Hammurabiego, ale podstawowa jest odpowiedź na pytanie: Co ja z tego będę miał? Ile na mojej decyzji zyska moja firma?
Na ile z mojego posunięcia będzie zadowolony szwagier,mój szef, czy przełożony szefa i czy gdybym podjął (podjęła) inną decyzję, to skakaliby jeszcze wyżej do góry …a jeżeli skakaliby wyżej do góry, to albo na tym bym zyskał (a), bo byliby w siódmym niebie, albo by sobie nogę przy tym skakaniu zwichnęli i też bym na tym zyskał(a), bo mógłbym (mogłabym) zająć ich miejsce na okres przewidywanej rekonwalescencji.
Jakie korzyści z tej decyzji odniesie moja organizacja partyjna, koło wędkarskie, czy wręcz ojczyzna, żeby nie powiedzieć organizm skupiający księstwa udzielne, inne hrabstwa, czy plemiona, czyli UE, Organizacja Narodów Zjednoczonych, a może wręcz Państwo Kościelne?
Czy bardziej przyziemne. Jeżeli sprawię sobie cylinder, cylinder jako okrycie głowy, to podstawowa myśl która w świecie pragmatycznym winna mi przyświecać przybierze taką oto postać:
„Czy zakupem owego nakrycia głowy zyskam większy aplauz w jej oczach”?…
…bo jeżeli nie, to kupię sobie beret.
Ale z drugiej strony…piruety w berecie…?
@Joanna Brych
I już na koniec ( tym razem poważnie ) w odpowiedzi na Pani link z interpretacją banalnego zła Arendt – moja interpretacja zła racjonalnego Buamana.
Kiedyś na blogu Makowskiego toczyła się dyskusja na temat Holocaustu i jeden z moich głosów dyskusji przybrał taką postać:
„Nie wiem w czym uczestniczy Redaktor Makowski, a jeżeli w czymś uczestniczy to prawdopodobnie raz są to rzeczy lepsze , raz gorsze i w tej specjalności niczym szczególnym się nie wyróżnia.
Po prostu ma robotę i ma okazję związaną z kolejną rocznicą wyzwolenia …hitlerowskiego obozu Auschwitz to opisuje swoje refleksje dotyczące historii zwanej Holocaustem.
Każdy ma prawo do własnych, mniej lub bardziej autorskich przemyśleń.
Ja na przykład jadę Baumanem, bo jego opis genezy i samego przebiegu Holocaustu i wyciągane na tej podstawie wnioski na mój , prostego chłopa gust, kupy się trzymają i z pewnymi modyfikacjami je uprzystępniam.
Przede wszystkim Bauman w swojej pracy nie dokonuje jakiejś wybitnej plemiennej specyfikacji. Niemcy , Rumunii, Włosi to główni winowajcy, a inne nacje to ofiary, albo obrońcy ofiar.
Nie tą perspektywa prowadzi Bauman swój wywód i nie podług tych kryteriów wskazuje winowajców i bohaterów.
Bauman traktuje problem dosyć oryginalnie.
Zdaniem Baumana źródła zła którego uwieńczeniem był Holocaust sięgają okresu Oświecenia. Wówczas ewidentnie świat zachodni postawił na rozum. Bóg został posadzony na ławkę rezerwowych.
Wiek XIX kontynuował te procedury. Nietzsche ogłosił nawet, że widział konającego Boga. Boga który wytyczał granice ludzkim możliwościom. Decydując o tym co czlowiekowi wolno i zapobiegającego czynom które człowiek mógłby uczynić, gdyby nie On-Bóg „groził palcyma”
Wszechmoc Boga stawiała tamę ludzkiej samowoli.
Ale wolne miejsce po Bogu nie pozostało puste. Jego miejsce zajęła nowoczesna nauka.
I wtedy zaczął się problem, bo po Bogu prawodawcy została luka. Nauka nie potrafiła określić co jest dobre, a co złe. Miejsce „dobra” i „zła” zajęły „usterki techniczne”. Nauka nie dysponuje w swoim zasobie leksykalnym pojęciami „dobra’ I zła”
Miejsce dotychczasowego organizmu społecznego z Dekalogiem zajęło coś przypominającego maszynę zawieszającego odpowiedzialność moralną. Optymalizację wartości człowieka-trybika takiej społecznej maszyny określała jego użyteczność. Użyteczność, ale nie odpowiedzialność, bo odpowiedzialność każdego trybika jest zawsze tylko fragmentaryczna.
„Dlaczego trybiku to zrobiłeś.”
„To nie ja, to tamten trybik jest bardziej winny”
A czym są trybiki Holocaust? Jakie były ich zadania?
Ten jest od układania torów po których jadą pociągi z Żydami
Ten jest projektantem komór gazowych
Tamten optymalizuje miejsce wlotu gazu do komory.
Tamten od układania rozkładu jazdy
Ten jest od segregacji bagażów
Ten jest od strzyżenia więźniów
Ten jest od ustalenia optymalnego usytuowania obozów koncentracyjnych
Ten jest od wyboru rodzaju muzyki przy dźwiękach której Żydzi, krok za krokiem…
Ten jest od sprzedaży biletów (Żydzi płacili za podróż do obozów koncentracyjnych)
Ten jest projektantem zakładów produkujących cyklon B
Ten określa proporcje składników tegoż cyklonu.
Nikt nie jest z nich winny. Każdy był z nich tylko i wyłącznie nieświadomą śrubką jednego, wielkiego przedsięwzięcia o nazwie Holocaust.
A jak nowoczesność weszła w bliższą zawiłość z patentami XIX wiecznymi zajmującymi miejsce Boga ,czyli faszyzmem, rasizmem, nacjonalizmem to wyszło to co wyszło.”
Dyskusja była średnio merytoryczna, a ten mój komentarz był jednym z wielu. Pisałem jak Aaron S.
To moje pierwsze z banowanych wcieleń.
Tutaj cały przebieg:
https://makowski.blog.polityka.pl/2017/01/27/holokaust-gdzie-byl-bog/
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
14 KWIETNIA 2021
„…za mało znam szczegółów owych wymienianych przez Panią incydentów, nie znam opinii drugiej strony (…) Pani indywidualny przypadek i Pani poczucie winy jest po prostu klasycznym kosztem, który trzeba ponieść aby wielka sprawa odniosła zwycięstwo. A tą wielką ideą (ich zdaniem) jest życie tygodnika Polityka.”
Druga strona najchętniej oznajmiłaby, że „jestem chora”, „przewrażliwiona” i „wszystko mi się wydaje” albo że „takie są ogólne warunki”. To ostatnie, choć brzmi żałośnie, jest przynajmniej bliższe prawdzie. Druga strona nie chciała powołać komisji antymobbingowej, bo trzeba by na przykład podczas jej obrad ustosunkować się do poczynań pewnej „naczelnej sekretarki”, która być może zagraża „życiu Polityki” bardziej ode mnie 🙂
@Joanna Brych
To, o czym Pani cichaczem wspomina, można nazwać „dyskretnym urokiem redakcyjnych pokoi w czasach mniej urokliwej pandemii” i ma to pewien walor poznawczy… jak również zapewne estetyczny, ale pomimo tego, że staję się powoli nieśmiałym stronnikiem jednej ze stron sporu, to staram się zachować stoicką powagę i neutralność.
A to jest konsekwencją tego, żem człowiek poważny i neutralny.
Pozdrawiam!
A ta „naczelna sekretarka” to musi być niezła stokrostka.
Bardzo toksyczna osoba. Delikatnie rzecz ujmując.
Kapryśna tegoroczna wiosna.
Ciekawe, czy kiedy Paganini komponował swoje ” 24 kaprysy na skrzypce solo”, wiosna także sprawiała takie niespodzianki?
…w polityce tyle mrożących krew w żyłach rzeczy, a on o Paganinim!
Raczej nikt tego nie ogląda, a jak nikt sobie czymś takim głowy nie zawraca, to ja – jako w przekorę genetycznie zaopatrzona osoba, bo mój dziadek bardzo lubił pływać pod prąd – obejrzałem na jednym z kanałów telewizyjnych, program zatytułowany „Scena taneczna”.
Ponoć jest to program cykliczny.
Ten oglądany przeze mnie był awizowany jako pierwszy w cyklu i poświęcony był tańcom epoki renesansu. Ciekawe.
Tańczył zespól z Krakowa.
Kanał poszedł na całość, bo za chwilę emitowany będzie odcinek drugi, a w nim walc angielski, wiedeński, foxstrot, quickstep i tańce latynoamerykańskie: samba, cha-cha, rumba, jive.
Pisałem o czasie przyszłym, a powinienem obecnym, bo program trwa, a pary z gracją tańczą.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
16 KWIETNIA 2021 13:59
„Ten oglądany przeze mnie był awizowany jako pierwszy w cyklu i poświęcony był tańcom epoki renesansu. Ciekawe.
Tańczył zespól z Krakowa.”
To pewnie był zespół Cracovia Danza, który na blogu pojawił się już trzy razy (https://taniec.blog.polityka.pl/category/cracovia-danza/), a program powstaje we współpracy z Instytutem Muzyki i Tańca, który z tego co pamiętam chciał też zaproponować współpracę Polityce. Podawałam namiary na osoby, z którymi należało się w tej sprawie kontaktować. Chyba nic z tego nie wyszło:-)
@Joanna Brych
Nie chciałem pisać nazwy zespołu ze słuchu, ale na pewno tańczyli oni.
@Joanna Brych
A propos owego zespołu Cracovia Danza.
Prawdopodobnie dzisiaj, w programie o którym pisałem, Pani tego nie widziała, bo ja. jako osoba ewidentnie mało rozważna i uważna 9 ale czasami miewam lepsze dni) również tego nie dostrzegłem, ale czy kiedy oglądała Pani ów zespół na żywo, albo w przekazie audiowizualnym, to czy nie widziała Pani wśród tańczących…kota?
Nie, to nie był mój kot, który mi zginął, chociaż istniało i istnieje nadal jakieś ryzyko, że tak się stanie, bo mam na stanie ich 5, ale ostatnio dowiedziałem się, że w Krakowie jest pewien kot zamieszany w tego rodzaju ( muzyka renesansu) klimaty. Szczególnie w środku tygodnia muzyczne wariacje i kaprysy owego Kota nachodzą.
I nawet wiersze o nim piszą.
I żeby nie przedłużać – świadectwo tego, że to, o czym pisałem powyżej, to nie są żadne bzdury.
Medytacje o Kocie ( fragment)
Mój Kot składa się z dni tygodnia:
poniedziałek, wschodząca pochodnia.
Poniedziałek, ryzykant i śmiałek.
Wtorek, amorek, różowy podwieczorek
z renesansową wizją świata
po prostu pół Kota, pół wariata.
Pieśni, tańce, madrygały i balety
z Kota płyną barytony i falsety.
We środę dzień swawolny i psotny,
Kot jest filuterny i wielokrotny.
Gimnastyka poranna, komputer, sport,
na stole tenisowy kort, kursy łapania
myszy…
A w czwartek gra nutami, jak domino,
na pianino zwiewne concertino.
Harmoniczne serca tony,
muzykalne felietony,
potem z Kotem cappuccino…
No, cóż…
…zastanawiam się nad kolejnym nickiem, bo coś mi się wydaje…
…ale może mi się tylko wydaje.
Właścicielką Kota jest Pani Ewa Lipska.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński 16 KWIETNIA 2021 16:44
„No, cóż…
…zastanawiam się nad kolejnym nickiem, bo coś mi się wydaje…
…ale może mi się tylko wydaje.”
Panie Wawrzyńcu, będzie Pan mile widziany pod każdym nickiem. Pozdrawiam!